Doświadczenia z pianą zdobywałem w latach 1989-92, kiedy wielu współczesnych rozwiązań jeszcze nie było. Epizod z pianką uzyskiwaną z 2 komponentów był - delikatnie mówiąc - nieudany, dziś już wiem, że miałem problem z właściwym mieszaniem. Ale chcąc wykonywać piankowe woblery zwróciłem się ku piankom z puszki, dostępnym w każdym markecie budowlanym. Kupowałem zawsze najdroższe pianki dostępne na rynku. Formy smarowałem różnymi mazidłami, aż kupiłem pastę do podług ABEILLE, Nie wiem, czy jest nadal dostępna, ale zawierała 25% naturalnych wosków, co (chyba) stanowiło o jej wyższości.
Pianka z puszki, do właściwego utwardzenia, potrzebuje wilgoci. Problem rozwiązałem, dodając do gniazd po kilka kropli wody. Mimo to, nadal pojawiały się problemy, a to z przywieraniem do form, a to z pęcherzami... Rozwiązaniem problemu było:
1 - na formy zacząłem nakładać zwykłe chusteczki higieniczne, co pozwoliło uzyskać w miarę jednorodne rozprowadzenie wilgoci po powierzchni, łatwiejsze oddzielanie form, oraz papier, na którym można było bezpośrednio malować
2 - pianka wytryśnięta z puszki bardzo szybko przyjmowała objętość jabłka. Teraz zaczynał się "magiczny" proces. Patyczek z tworzywa sztucznego (w moim przypadku - po lodach ) i delikatne przesuwanie pianki po powierzchni formy. Jej objętość kurczyła się w oczach. Uwaga - dotknięcie mokrego papierka niszczy go bezpowrotnie. Z tego powodu zacząłem używać osobnego pojemnika z miękkiego tworzywa sztucznego. Piana do pojemnika, zamieszanie patyczkiem w celu radykalnego zmniejszenia objętości, pozostawienie na ~ 10 minut, ponowne zamieszanie i przenoszenie porcjami do form. Objętość rzędu fasolki rozrastała się do woblera 10 cm, bez pojedynczych, dużych pęcherzy.