NUBIA, RYBY I FACECI Z MARSA - część 1
Konrad - KingaDivers
Mam dwie pasje, nurkowanie połączone z fotografią podwodną i wędkowanie. Numerem jeden jest nurkowanie, zdecydowanym numerem jeden. Prowadzę centrum nurkowe nad Morzem Czerwonym na południu Egiptu, w rejonie Marsa Alam i każdy wolny termin spędzam tutaj, buszując z aparatem pod wodą. Dziewicze rafy koralowe przyciągają mnie jak magnes, fajnie jest spojrzeć na świat z perspektywy ryby.
Nasza baza nad Morzem Czerwonym, miejsce wypadowe na nurkowanie i wędkowanie.
Rafał i bluespotted stingray. Morze Czerwone
Firecoral w zatoce Marsa Egla. Morze Czerwone
Anemonfish, zatoka Marsa Samadai. Morze Czerwone
Pomost z widziany z perspektywy ryby, rafa Sha'ab Kinga. Morze Czerwone
Przeszukując internet, przypadkowo natknąłem się na stronę naszego forumowego kolegi opisującą jego wyprawy wędkarskie. Między innymi nad Morze Czerwone i nad jezioro Nasera, tu w Egipcie. Po przeczytaniu kilku artykułów i obejrzeniu kilku filmów, moja druga pasja wzięła górę nad tą pierwszą. Mój egipski wspólnik i przyjaciel pochodzi z Asuanu i wychował się nad tym jeziorem, a ja tam jeszcze nie byłem. Czas to zmienić.
Zadzwoniłem do mojego przyjaciela w kraju, który często realizował ze mną swoje i moje, nie zawsze mądre pomysły i podzieliłem się wrażeniami. Jedziemy - padła krótka odpowiedź która przypieczętowała pomysł. Cel główny wyprawy – wędkowanie na jeziorze Nasera, cel podrzędny - ocena zbiornika pod kątem nurkowań.
Jezioro, a raczej olbrzymi, sztuczny, zbiornik zaporowy, utworzony za rządów egipskiego prezydenta Gamala Abdela Nasera w roku 1971, o imponującej długości 510 kilometrów, z głębokościami dochodzącymi do 180 metrów, powstał po przegrodzeniu rzeki Nil, Wielką Tamą Asuańską. Znajduje się w 83% w południowej części Egiptu i 17% w północnej części Sudanu. W Egipcie nazywany jest Jeziorem Nasera (Buhayrat Nasir), w Sudanie znany jako Jezioro Nubia, od malowniczej, historycznej, krainy Nubia, leżącej pomiędzy Asuanem, a Chartumem, na terenie której znajduje się zbiornik. Przed spiętrzeniem wody wysiedlono z tego rejonu wiele wiosek nubijskich, a duża część stanowisk archeologicznych została zalana. Tylko nieliczne, te najbardziej znane rozebrano i przeniesiono, jak świątynie Ramzesa II i jego żony Nefertari. Dno tego zbiornika kryje wiele archeologicznych tajemnic i rozpala wyobraźnie wielu nurków. Niestety zdobycie zgody na nurkowanie tutaj nie jest łatwe, na wędkowanie nie ma problemów.
Widok na jezioro Nasera z Wielkiej Tamy Asuańskiej
Część naszej ekipy na Wielkiej Tamie i widok na Nil
Jezioro Nasera
Zachód słońca nad jeziorem Nasera
Linie energetyczne wychodzące z elektrowni na WTA
Brzegi jeziora są bardzo słabo zaludnione, głównie przez nubijskich pasterzy owiec. Można płynąć kilometrami i nie spotkać żywej duszy. Nie dociera tutaj zasięg telefonów komórkowych i jedyny kontakt ze światem zewnętrznym jest poprzez telefon satelitarny, jeśli takowy jest na łodzi. Nieliczna część Nubijczyków zajmuje się rybactwem, a ich głównym celem jest tilapia, gatunek o bardzo smacznym mięsie. Łowią tilapie w sieci, stawiając je z małych łodzi, głównie wiosłowych. Po postawieniu sieci, rybacy opływają je dużym łukiem, rytmicznie waląc w znajdujące się na łodziach bębny, lub plastykowe kanistry. W ten sposób zaganiają ryby w sieci. To bębnienie rozchodzi się po powierzchni jeziora na dużą odległość i słyszeliśmy je czasami nawet w nocy.
Presja wędkarska jest śladowa, jest raptem kilka malutkich firm, głównie w Asuanie zajmujących się turystyką wędkarską połączoną z myślistwem. Ponieważ poza dużą ilością ryb, brzegi jeziora zamieszkują ogromne ilości ptactwa wodnego. Choć nieliczne, to mieszkają tu również krokodyle nilowe, dorastające do 6 metrów i jednej tony masy ciała.
Nubijscy rybacy podczas ściągania sieci
Jedna z wielu wysepek na których zamieszkują rybacy
Łodź rybacka
Łodzie w rybackim porcie Garf Hussein
Łodzie rybackie
W jeziorze żyją 32 gatunki ryb. Z ryb „wędkarskich” zamieszkujących zbiornik, niekwestionowanym numerem jeden jest okoń nilowy (Lates niloticus), dorastający do ponad 200 kilogramów, jedna z największych ryb słodkowodnych świata.
Numer dwa to tiger-fish (Hydrocynus forskahlii), niesamowicie waleczna i agresywna ryba, z budzącymi respekt zębami, dorastająca do 10 kilogramów. Nubijczycy nazywają ją rybą psem.
W jeziorze żyje również 18 gatunków sumów (w tym jeden elektryczny), ale interesujące wędkarzy są dwa gatunki, vundu (Heterobranchus longifilis) i bagrus (Bagrus docmak). Vundu dorasta do 150 cm i 60 kilogramów, natomiast bagrus, do 130 cm i osiąga wagę do 35 kilogramów masy ciała.
Na małe obrotówki i woblerki biorą również tilapie, a niektóre osiągają wagę ponad 3 kilogramów. Tilapia to główny pokarm okonia nilowego. Żyją też duże, dorastające do ponad 1,5 metra ryby roślinożerne, ale nie udało mi się ustalić ich nazwy i nie mają dla nas znaczenia wędkarskiego, ponieważ wszyscy nastawiają się na drapieżniki. Tyle o zbiorniku.
Nasz przewodnik Shariff, z kilkukilowym okoniem
Tilapia która połakomiła się na małą Rapalę
Wojtek z tiger-fishem, amatorem woblerka Salmo
Ostre zęby tiger-fisha...
...oraz wobler przez nie potraktowany. Ogon połamał mu 25 kilowy „okonek”
Organizacja wyjazdu. Ceny firm zajmujących się komercyjnie takimi wyprawami były dla nas zaporowe i wykluczyły możliwość skorzystania z ich usług. Trzeba szukać tańszych alternatyw. Dwa wyjazdy mojego wspólnika do Asuanu, rozmowy z miejscowym, świetnie wyposażonym klubem wędkarskim i mamy łodzie i doświadczonych przewodników za rozsądne pieniądze. Czas pokaże, czy było tanio i dobrze, czy tylko tanio. Do naszego trzyosobowego zespołu dołącza Janusz, kolega z forum i nasi ojcowie, starzy sadzawkowi wędkarze. Ekipa skompletowana.
W czterech przyjechaliśmy tydzień wcześniej, chcąc ponurkować i jeśli się uda, połowić w Morzu Czerwonym, a po tygodniu dołączył do nas Janusz, który przyjechał tylko na wyprawę jeziorową. Udało się zrobić fajne nurki, a nawet zabrać pod wodę naszych ojców i kolegę @Muskie z forum, który akurat w tym czasie był na urlopie w Marsa Alam.
Chłopaki gdy nurkowaliśmy połowili trochę w morzu, w okolicach bazy. Wyniki łowienia z brzegu, na rafowych flatach były zadowalające, natomiast 24 godzinna wyprawa łodzią przystosowaną do wędkowania na morzu okazała się fiaskiem. Zła pogoda, bardzo silny wiatr i duża fala, brak doświadczenia (naszego), nie do końca odpowiedni sprzęt i brak małych łodzi do obławiania śródmorskich raf z bliska, zaprocentowały tylko kilkoma rybami i to niezbyt imponujących rozmiarów. Co prawda były dwa brania (najprawdopodobniej barracud) obcinające połowę 40 centymetrowej makreli ciąganej w trollingu, ale obydwa cięcia były tuż poniżej haka i nie było nawet kontaktu z rybą. W przyszłości spróbujemy jeszcze raz, unikając popełnionych błędów. Spróbowałem poppingu i chociaż nie złapałem ryby to wiem już że łowienie tą techniką trzeba poprzedzić jakimś obozem kondycyjnym.
Kolorowe ryby z rafowych flatów
Jeden z gatunków grouperów
Ahmed załatwił tani transport do Hamaty, gdzie czekała na nas łódź wędkarska. Peugeot 504
Sama jazda tym czymś to już przygoda
Krajobraz charakterystyczny dla riwiery Morza Czerwonego
Wypływamy z portu w Hamacie. Na kotwicy inna łódź wędkarska
Na łodzi podczas łowienia, pełni nadziei
Trochę popperowaliśmy, trochę leżeliśmy, z naciskiem na to drugie
Rafał podpatrujemy kapitana w pracy
Trochę trollingowaliśmy, trochę leżeliśmy, z naciskiem na to drugie
Narzekacie na swoją pracę? Na końcu tej liny jest gość który ma przymocować ją do rafy
Gdybyśmy mieli dwa takie riby to myślę że wyniki byłyby znacznie lepsze
Łódź była dobrze przystosowana do wędkarstwa morskiego, zawiodły inne czynniki
Zachód słońca na morzu
Nocne wyniki, było sporo ryb, ale większość podobnej wielkości
Nocne połowy
Nocne połowy
Powrót do Marsa Alam, po 24 godzinach porządnego bujania, wszyscy w aucie się wyłączyli
Morze zdecydowanie lepiej ogląda mi się z lądu
Nareszcie w domu, tzn. w Marsa Alam
Pierwszy tydzień szybko minął i był głównie nurkowy, drugi przeznaczyliśmy na jezioro Nasera. Sobotnim późnym wieczorem odebraliśmy Janusza z lotniska, szybka kolacja w egipskiej restauracyjce, cztery godziny snu w wynajętym w miasteczku mieszkaniu i wczesnoporanny wyjazd do Asuanu. Po zajęciu miejsca w aucie od razu zasypiam, bo nie zmrużyłem oka w nocy. Budzę się w trzęsącym się aucie, bo nasz kierowca wiezie nas jakąś szutrową, wyboistą drogą, sto na godzinę. Ze zdumienia przecieram oczy. Takiego Egiptu jeszcze nie widziałem. Bywając tylko na riwierze Morza Czerwonego przyzwyczaiłem się do widoku morza wcinającego się w głąb bezkresnej, jałowej Pustyni Zachodniej, oraz przybrzeżnych kurortów o prawie europejskim standardzie. A tu, zielono, po obydwu stronach drogi plantacje trzciny cukrowej i gaje palmowe, ludzie na osiołkach, podczas prac polowych i w przepełnionych pick-up'ach robiących tutaj za autobusy. Wokół bardzo skromna architektura. Jak to skwitował Rafał – o kuźwa, ale National Geografic. Od miasta Edfu jedziemy cały czas wzdłuż Nilu, przyglądając się życiu codziennemu mieszkających tu ludzi. Około ósmej rano docieramy do Asuanu. To najdalej na południe wysunięte, duże, starożytne, egipskie miasto, najbliższe granicy z Sudanem. Tutaj, w porannym gwarze zatłoczonego miasta, przyglądając się chaotycznemu ruchowi na ulicy, pijąc kawę i jedząc śniadanie w ulicznym barze, czekamy na wynajętego busa, który zabierze nas dalej, do portu w Garf Hussein. Sto pięćdziesiąt kilometrów na południe, gdzie czekają na nas nasze łodzie. Wsiadamy do auta, z jednego z komisariatów zabieramy uzbrojonego w kałasznikowa konwojenta i ruszamy do Garf Hussein. Poza riwierą Morza Czerwonego turyści muszą mieć specjalne pozwolenie na poruszanie się po drogach w głębi kraju. Na niektórych odcinkach wystarczy papierek, tak jak na trasie Marsa Alam – Asuan, a na niektórych trzeba być eskortowanym przez uzbrojonego policjanta, którego trzeba sobie opłacić. Tak jest właśnie na trasie Asuan – Garf Hussein. Rząd egipski, z uwagi na odludzie i ogrom słabo kontrolowanej pustyni, dba tutaj szczególnie o bezpieczeństwo turystów. Po wyjeździe z Asuanu wraca pustynny krajobraz, znikają siedziby ludzkie i reszta trasy prowadzi przez dziką pustynię. Od czasu do czasu mijamy nubijskie wioski.
Krajobrazy w dolinie Nilu różnię się znacznie od pustynnych krajobrazów na riwierze
Gdzieś na trasie do Asuanu
Widać że ludzie poza riwierą żyją dużo biedniej
Charakterystyczne „autobusy” z przerobionych pick-up'ów
Mijamy miasto Edfu
Gdzieś na trasie na południe
Stacja benzynowa
Odnoszę wrażenie, że siedzenie przy drodze to ulubione zajęcie większości tutejszych mężczyzn
Gdzieś na trasie
Miasto Edfu
Przedmieścia Asuanu
Welcome to Aswan
W barze w Asuanie, czekamy na busa który zawiezie nas dalej
Ruchliwe ulice Asuanu
W Asuanie, w okolicach dworca kolejowego
Około godziny jedenastej docieramy do malutkiego rybackiego portu Garf Hussein, gdzie czeka na nas łódź-baza, o nazwie „Gazal” (gazela) i dwie mniejsze łódki służące do wędkowania. W sam raz na czterech wędkarzy, bo moi dwaj przyjaciele, Ahmed i Rafał, nie wędkują i dla nich ta wyprawa to rekonesans przed nurkowaniami, jakie tu chcemy wykonać w przyszłości. Nasz kapitan, starszy siwy pan, zapewnia mnie, że gdyby ekipa wędkująca była większa, to zabrałby trzy łodzie. Po dwie osoby na łódź. Spada mi kamień z serca, bo łódź-baza jest duża i czysta, idealna na takie wyprawy. Ma obszerny, zadaszony pokład słoneczny, służący nam w dzień jako jadalnia i wypoczynek, a w nocy jako sypialnia dla naszej załogi. Na dole znajduje się obszerna kajuta z pięcioma łóżkami, czystymi materacami i kocami do naszej dyspozycji. W cieplejszej porze roku to załoga śpi w kajucie, a goście wolą spać na górnym pokładzie. Jedna z motorówek mniejsza, bez zadaszenia, natomiast druga posiada również pokład słoneczny, otwartą kajutę i dwa łóżka. Mamy siedem miejsc na sześć osób, więc jest pełen komfort. Na łodzi-bazie, w części rufowej, po jednej stronie znajduje się nieduża kuchnia, a po drugiej stronie toaleta z prysznicem. Na zewnątrz pomieszczeń jest jeszcze dodatkowa umywalka z bieżącą wodą. Też wszystko czyste i schludne. Pomimo tego że był prysznic i tak kąpaliśmy się w krystalicznie czystym jeziorze. Agregat na łodzi zapewniał prąd niezbędny do ładowania baterii aparatów i laptopów, bo z uwagi na kompletny brak zasięgu, telefony okazały się zbędne. Łódź baza wyposażona jest w dwa 55 konne silniki Yamahy, a małe łodzie po jednym takim silniku, dodatkowo na każdej z nich jest też echosonda. Na łodziach nie ma GPSa, ale kapitan i przewodnicy znają te wody jak własną kieszeń.
Łodzie wypływają z portu, a my zabieramy się za uzbrajanie wędek i zostajemy ugoszczeni obiadem. Tu kolejna ulga, bo obiad jest pyszny i widać, że kucharz zna się na swojej robocie. Już przy pierwszym posiłku dowiadujemy się jak smakują tilapie, główna ryba połowowa tutejszych rybaków. Palce lizać. Później dowiemy się że mięso okonia nilowego jest jeszcze lepsze. Płyniemy jakiś czas, szykując sprzęt i podziwiając piękne krajobrazy.
Lokujemy się w busie i ruszamy do Garf Hussein
W rybackim porcie w Garf Hussein
Nasza łódź już na nas czeka, przypłynęła z Asuanu dzień wcześniej
Przenosimy się na łódź
Gazal będzie naszym domem przez najbliższy tydzień
Nasz konwojent, dbał o nasze bezpieczeństwo na trasie Asuan – Garf Hussein
Na łodzi
Wypływamy natychmiast po przesiadce, w planach jeszcze dzisiaj wędkowanie
Nasz kapitan
Łódź kieruje się na jezioro, a my zaczynamy zbroić wędki
Kucharz serwuje nam pierwszy na łodzi posiłek i reszta naszych obaw znika bez śladu
Jedna z setek wysp na jeziorze, a przy wyspach ryby
Niesamowicie wygląda zalana wodą górzysta pustynia
Takie malutkie wysepki upodobali sobie rybacy, ale rybaków nie ma wielu
Głęboka woda przy takich wyspach zwiększa szanse na spotkanie z dużym okoniem
Zatrzymujemy się w spokojnej, malowniczej zatoczce, gdzie przesiadamy się do łódek i zaczynamy wędkowanie. Do trollingu nasi przewodnicy polecili nam Super Shad Rap Rapali i te przynęty nie były już zdejmowane z kijów trollingowych do końca wyprawy. Przynajmniej na naszej łódce. Były skuteczne, więc nie było sensu eksperymentować. Janusz i Maciek wsiadają do większej łodzi i resztę popołudnia trollingują, w okolicy niedużej wysepki z domkiem rybaka na środku. To miejsce w przeciągu półtora dnia przyniosło nam kilka ładnych okoni. Ja z Wojtkiem po krótkim, nieefektywnym trollingu kierujemy się na jedną z kamienistych wysepek, których są tu dziesiątki. Wojtek po wyjściu na brzeg, bojąc się o stratę przynęt, zakłada do wybadania wody średnią wahadłówkę. I już jej nie zdejmuje prawie do końca wyprawy. Gdy ja majstruję przy aparacie fotograficznym, on w pierwszym rzucie ma silne pobicie i z wody jak torpeda wyskakuje tiger-fish. Po krótkim holu, zawiedziony, oznajmia, że ryba spadła. Nie kończy zdania, gdy następuje kolejne pobicie i prawie 50 centymetrowy tiger melduje się na brzegu. Na twarzy Wojtka duży banan. W kolejnych kilku rzutach w co czwartym, piątym ma branie, a nawet trzy brania w jednym. Ryby często spadają, ale część dociera do brzegu. Są większe i mniejsze, w przedziale 30 - 50 cm. Niesamowicie waleczne ryby, szalone wręcz. Po zacięciu „wierzgają” się na wszystkie strony i często wyskakują nad wodę. Oczywiście po drugim braniu Wojtka zmieniłem priorytety i zamiast szykować aparat, zacząłem zbroić wędkę. Zakładam niedużą cykadę, zatrzymuję się kilkanaście metrów od niego i w pierwszym moim rzucie łapię niedużego okonka nilowego. No, zapowiada się dobrze. Po kilkunastu pustych rzutach wychodzę z zarośniętej zatoczki bliżej Wojtka i na wodzie o kamienistym podłożu łapię swoje pierwsze tigery. Zabawa nie trwa długo, bo zaczęliśmy już dość późnym popołudniem i czas wracać do łodzi bazy. Po powrocie dowiadujemy się że Janusz w trollingu złapał też jednego niedużego okonia, ale łowić z brzegu nie próbowali. Do końca wyprawy utrzymała się zresztą taka proporcja, że ja z Wojtkiem łowiliśmy dużo z brzegu, a w trollingu niewiele, a Janusz z Maćkiem odwrotnie.
Kolacja i wcześnie idziemy spać, bo zmęczenie daje o sobie znać po wyczerpującej podróży.
Cumujemy w cichej zatoczce
Łódź Janusza i Maćka gotowa do wypłynięcia
Chłopaki już na wodzie
Dopływamy do pierwszej wyspy
Jeden z pierwszych tigerów wyprawy
Pierwszy okonek w pierwszy rzucie, na małą cykadę
Takie malutkie kamienne wysepki, z wypłyceniem z jednej i głęboką wodą z drugiej strony, przyciągały nas jak magnes
Janusz z okoniem
Tej przynęty już nie zdjąłem do końca wyjazdu z wędki trollingowej
Zachód słońca na wodzie, dla takich widoków jechaliśmy tu taki kawał drogi
Dzień drugi, rano, nie śpieszymy się. Jemy wspólnie śniadanie na łodzi i dopiero po nim wyruszamy na ryby. Chłopaki znikają nam gdzieś na jeziorze, a my znów obławiamy kolejną wyspę. Zabawa zaczyna się od nowa. Ale nie w każdym miejscu są ryby i trzeba trochę pospacerować, żeby na nie trafić. Po obłowieniu jednej wsiadamy do łodzi i przepływamy na następną i następną. Na jednych są brania i ryby, na innych nie. Charakterystyczne dla tego zbiornika jest to, że w pobliżu, a co za tym idzie i w wodzie nie ma żadnych drzew. Nie ma też zaczepów, to znaczy są, ale bardzo mało. Po tygodniu intensywnego łowienia tracę dwie przynęty, inni podobnie. Dno jest kamieniste, jakby ułożone z nachodzących na siebie dużych kamiennych płyt , albo piaszczyste, albo porośnięte rośliną podobną do moczarki. Roślina ta nie ma mocnych łodyg i łatwo z niej wyciągnąć zaplątaną przynętę. Tak że straty przynęt są minimalne. Z uwagi na pustynny charakter brzegów zbiornika jest też mało owadów i prawie nie ma komarów.
Wojtek w trakcie holu
Chłopaki coś podbierają
Spotkanie z rybakami, podpływali do wysepek gdzie łowiliśmy, zazwyczaj częstując herbatą
Wojtek z tigerem
Wojtek w akcji
Kolejny postój, w kolejnej malowniczej zatoczce
Shariff i tiger-fish
Wojtek z okonkiem
Wyspa z głęboką wodą
Autor z „dychą”
Na jednej z wysepek kolejne wędkarskie eldorado i masa brań tigerów. Powrót do łodzi-bazy na obiad i zaraz po nim znów wędkowanie i ryby. Piękna, czysta woda, cisza i spokój, ryby i nubijskie krajobrazy, czego chcieć więcej? Łódź-baza, gdy jesteśmy na rybach przemieszcza się to na drugi brzeg, to dalej na południe. Kapitan wybiera miejsca, które według niego obfitują w ryby o tej porze roku. Zdajemy się na jego doświadczenie. Na nocleg zawsze zatrzymujemy się w jakiejś zatoczce, a chętni na dalsze łowienie nastawiają sumowe gruntówki. Na hakach tigery, tilapie, lub kawałki surowego kurczaka! Najlepiej „dojrzałego” (nadpsutego), podobno jest skuteczniejszy niż ryby. Trzeba rzucać blisko brzegu, uważając żeby nie umieścić przynęty w „moczarce”. O tym dowiedziałem się już po powrocie, bo może sumów byłoby więcej. Generalnie z gruntu łowi tylko Janusz i Maciek, bo nam się z Wojtkiem nie chce. Dzień jest na tyle obfity w ryby przy łowieniu z brzegu, że nie czujemy niedosytu. Dopiero, gdy Maciek po kilku sumowych braniach łapie kilkukilogramowego Vundu, przekonujemy się do gruntówek. Piszę kilkukilogramowy, bo nie został zważony przed wypuszczeniem i do końca wyprawy trwał spór pomiędzy łowcą, a resztą ekipy, czy sum miał 6 czy 13 kilo, oraz czy był brunatny, czy ciemnozielony
Kucharz przechodził sam siebie
Codziennie było inne menu
Tiger z Wojtkiem
Tiger z Januszem
Okoń z Wojtkiem
Trzeba rozprostować nogi
Maciek z okonkiem
Sumowa zatoczka
Shariff z okoniem
Na większych wyspach masa zatoczek o najrozmaitszych kształtach
Wojtek na „wiślanej” główce
Szkoda że nie obłowimy każdej wysepki, ani nawet 5 procent...
Kolejny dzień się kończy
Wieczorne przygotowania do sumowej zasiadki
Efekt wieczornej zasiadki, wielki smakosz kurczaka, średni vundu
CDN…
Konrad Małek – pasjonat nurkowania, fotografii podwodnej i wędkarstwa. Prowadzi centrum nurkowe nad Morzem Czerwonym, w rejonie Marsa Alam, w południowym Egipcie, oraz firmę zajmującą się pracami wysokościowymi w Polsce.
Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł