Witam,
Jest w naszym hobby jakas niewidzialna nitka, jakies zkonczenie nerwowe, ktore powoduje, ze przestajemy myslec racjonalnie, w glowie mamy zakodowane tylko jedno i nic nie jest nas w stanie odwiesc od wyprawy nad wode. Moja arkadie poznalem bodajze 3 lata temu, wtedy tylko z muchowkami trafilismy na rojke march browna, kazdy zlowil po ladnej rybie jednak to co widzielismy nie pozwalalo nam zapomniec o tej wodzie. W kilku miejscach obserwowalismy niesamowite rybska, chore bo z czarnymi plamkami na ciele. Stwierdzilem wtedy, ze tam wroce ale ze spinem w reku bo pstragi byly wybitnie niemuchowe.
W czwartek po pracy cos zaswitalo w glowie, moze by tam pojechac. Szybka decyzja i w droge. Musze ruszyc o 9 wieczorem by na 4 rano byc nad woda, dobre 800 km, na szczesce glownie autostradami. Podroz uplywa szybko, oczami wyobrazni widze kolosy zyjace tam, obmyslam gdzie lowic, staram przypomniec co, gdzie i jak.
Kocham poranki nad pstragowymi rzekami, ryby staja sie na chwile mniej strozne, potrafia wyjsc z kryjowek i odmetow i zazerowac na pobliskiej plyciznie. Powoli schodze nad brzeg, od razu jest piekny dol przy moscie, na jego koncowce cos zbiera owady, kurcze o tej porze? Muchowki specjalnie nie bralem ze soba by nie kusila, zaczynam zalowac. Na meppsa zaliczam krociaka, z rynny przy brzegu, teren jest podmokly w dodatku wszedzie kamulce, z plycizny jedna po drugiej spierdzielaja 3 ryby, fale zostawily dosc duze, klne na siebie chociaz pokonanie kilku metrow do wody zajmuje mi dobre kilka minut. Nie przejmuje sie za bardzo, 200 metrow dalej jest potezny dol za wlewem, tam mnie ciagnie. Nic specjalnego sie nie dzieje, kolejny krociak na koncie i zadnego sladu czegos wiekszego oprocz kolejnego sploszonego 40-taka.
Kolejna gleboka rynna przy skalach, zmieniam cometa 3 na executora 7, utrzymuje przynete w strudze wody, grajac na nerwach mieszkancom, po chwili na skraju ze spokojna woda za przyneta podaza 60-tak, ale nie atakuje, gdy mnie dostrzega jest po ptokach, bawie sie jeszcze 15 minut zmieniajac przynety ale i tak niczego nie oczekiwalem, moze w Sendala by walnal ale mam je w Polsce. Lowie non stop skoncentrowany, dojscie do kazdej zapamietanej miejscowki zajmuje mi sporo czasu, kazdy ruch spowolniony, kazde stapniecie jak najcichsze, 3 lata temu widzielismy tam w polaroidach prawdziwe kolosy. Do 10 za wiele sie nie dzieje, czas na przerwe i chwile snu bo organizm zaczyna dopominac sie o swoje...
Druga ture zaczynam ok 14, mam delikatny problem z doborem przynety, w wodzie jest duzo ciagnacych sie glonow, non stop sciagam je z kotwiczek. Idealny bylby Bonito Sandacz, uwielbiam ten wobler ale podobie jak Sendale mam je w Polsce. Zostaly mi dwa stare Monowwy Salmo ale oba tonace a rzeka plytka, szuam czegos podobnego i trafiam na 5 cm Tobi, kolor zloty z czarnym grzbietem, nabyty droga napadu na pudelko Krysta, nie lowilem na niego wczesniej ale chodzi swietnie, jak te stare Salmo, sciagam z pradem i geba mi sie usmiecha, zamowie z 30 sztuk jak znajde producenta, dawno szukalem takiego wobka.
Dochodze do przelewu z wyraznie zaznaczona rynna, standardowy rzut ciut ponizej stanowiska, wprowadzenie woblera, spowolnienie dryfu, delikatna gra szczytowka i siedzi. Chwila walki i sliczny szkocki czterdziestak bez wyjmowania z wody wraca do swojego domu. Ryby z takim ubarwieniem spotkamy na calym swiecie, stad byly przeciez przewozone do zamorskich koloni brytyjczykow. Kolejny dolek na koncu rynny, dokladnie takie same prowadzenie, trach i jest, ciut wiekszy, od razu skoczyl w gore, 2-3 minuty zabawy i podobnie jak poprzednik jest zaliczony, daje mu z 45, juz w tym momencie wyjazd moge zaliczyc jako udany. Woblerem jestem zachwycony, wszystko na Tobi
Pol godziny pozniej na wedce melduje sie kolejna ryba, znowu okolo 40cm. W dodatku w Szkocji nie pada, ewenement na skale swiatowa a jak wychodzi slonce to juz pelen wypas, nie czesto sie trafia, oj nie czesto
Okolo 14 dochodze do miejsca gdzie wczesniej nie lowilem. Miejscowka z gatunku wymarzonych, szeroka i plytka rzeka wyrzezbila w skalach waski tunel i cale jej wody sa tam skierowane, Na koncu wlewu musi byc spory dolek, oczami wyobrazni widze juz tam poterne rybsko, jedne z tych co kiedys widzielismy. Dojscie jest niesamowicie trudne, daje sie lowic tylko z jednego brzegu, w dodatku slonce swieci w plecy, na brzegu potezne kamienie i skalne polki. Nie ma tez za bardzo mozliwosci oddania dobrego rzutu. Jest waski tunel miedzy skalami ale prowadzenie przynety nie bedzie optymalne. Dojscie jest bardzo dlugie,najpierw czekam az slonce zajdzie za chmure, krok po kroku i w koncu jestem w stanie rzucic. Tobi na koncu zylki, delikatne wprowadzenie w rynne, delikatne pukniecie mogace sugerowac malucha ale lej na wodzie potezny, shit, widzial mnie,daje sobie jeszcze jedna szanse ale ryba nie bierze. Trzeba dac jej troche czasu i znalesc inne miejsce do rzutu.
Wracam na brzeg, chwila relaksu. W glowie zaczyna switac ambitny pomysl, gdyby sie udalo dostac na kamulec po prawej stronie milabym idealne miejsce do poprowadzenia woblera. Jak wspominalem pomysl jest ambitny i nie bedzie latwo. Kazde zle stapniecie najpewniej wystraszy pana tej miejscowki. Mozna by wejsc w woderach ale te podobnie jak Sendale i Bonito sa w Polsce.Jakos sie tam i dostane ale powrot bedzie sie juz wiazal z zamoczeniem gaci, trudno.
Mam ze soba wedke CD ze starej seri travel, niesamowita konstrukcja z grafitu IV generacji, niby opisana do 18 gram ale spokojnie daje rade nawet Executorom 7 prowadzonym pod prad szybkiej rynny, dolnik niesamowicie miesisty, scianki maja z 2 mm grubosci. Dlaczego takich juz nie robia? Kreciolek 3000 w wersji GTM jest w sam raz. Zylka swierzynka, 0.26 mm Stren prosto z US and A. Zawsze z niesamowita uwaga dobieram kazdy element zestawu, agrafek w takich chwilach nie uzywam, dobry kretlik plus koleczko lacznikowe z Salmiakow daje mi pewnosc. Zastanawiaja mnie kotwiczki, generalnie nie lubie malych przynet na pstragi poniewaz wielkosc hakow jest ograniczona.Brazowych Gamakow nie moge znalesc, podobnie jak Bonito, Sendale i wodery sa w Polsce. Mam niby nowe bezzadziorowe Gamaki, robia super wrazenie ale jeszcze ich nie uzywalem i tak na wszelki wypadek zakladam wzmacniane Ownery, nowki z pudelka, na pewno nie stepione.
Probuje sie dostac do miejsca z wielkim pstragiem. Najpierw czekanie na chmure by zakryla slonce, pozniej dobre 10 minut zanim udaje mi sie dostac na kamien. Jego ksztalt powoduje, ze wystarczy wystawic szczytowke z 10 cm za niego by idelanie pograc wabikiem w rynnie.
Ilez takich przepieknych miejsc napotykamy w swoich wyprawach, oczami wyobrazni widzimy tam stojacego kolosa, ja wiem ze taki zamieszkuje ta miejscowke.
Splyniecie woblerem by ruch szczytowka nie sploszyl ryby i ......... cdn