Stopień perfekcyjnego naśladowania naturalnego pokarmu ryb to w spinningu temat rzeka – a w przypadku smużaków rzeka i jeszcze ciut. Jednakowoż – moim skromnym zdaniem – rzeka wędkologicznych bzdur które nijak mają się do rzeczywistości.
Przynęty są atakowane przez ryby – w pierwszej kolejności dlatego, że PODAJEMY je tam gdzie ryby SĄ – w mniejszym lub większym stopniu trafnie, w zależności od naszych umiejętności ich zlokalizowania. I to jest warunek fundamentalny odpowiedzialny za porażającą większość lub też brak brań. Stopień podobieństwa do pokarmu naturalnego, czy wręcz NATURALNOŚĆ lub NIENATURALNOŚĆ wabika, nie ma tu najmniejszego znaczenia. Stąd skuteczność wirówki, czy również wielu innych przynęt, które odpowiednika w naturze nie mają żadnego. Ryby atakują wyłącznie dlatego, że to coś MOŻE być potencjalnym papu – a nagle, w danej chwili, w danym miejscu, przy naszym spinningowym udziale, stało się dostępne do zeżarcia.
Jeśli jednak ktoś uprze się przy odwzorowywaniu maksymalnym, to po pierwsze – jest to niemożliwe lub prawie niemożliwe (to prawie, to ukłon w stronę muszkarzy łowiących w okresach gdy ryby są zorientowane na jeden konkretny pokarm) A po drugie – całe szczęście że jest niemożliwe, bo gdyby było, pewnie nie łowilibyśmy nic. To że nasz wabik wygląda lub porusza się INACZEJ niż papu naturalne, to główny powód tego że drapieżne ryby akurat ten kąsek atakują.
Jakie, Guciolucky, miałbyś szanse z doskonałą imitacją ciernika w łowisku, gdzie cierników są tysiące? Procentowo - wynikające z dzielenia przez te tysiące – prawdopodobnie żadne. Twoje „specyficzne drgania” to nie naśladownictwo doskonałe ale doskonałe nie-naśladownictwo, które Twoją przynętę czyni dla ryb inną, atrakcyjniejszą na tle ogromu naturalnego żarcia.
Tak to widzę.