Jeszcze jedno - na niektorych rzekach np, na Sanie bardzo latwo jest lowic selektywnie. Jak ktos chce lowic lipienie to na 50 lipieni trafi mu sie 1 pstrag albo 2.
Mógłbyś objaśnić jak się to robi?
Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.
Napisano 15 listopad 2015 - 13:34
Jeszcze jedno - na niektorych rzekach np, na Sanie bardzo latwo jest lowic selektywnie. Jak ktos chce lowic lipienie to na 50 lipieni trafi mu sie 1 pstrag albo 2.
Mógłbyś objaśnić jak się to robi?
Napisano 15 listopad 2015 - 13:41
"Mógłbyś objaśnić jak się to robi?"
Napisano 15 listopad 2015 - 13:49
A jak nie żerują z powierzchni, woda jest wysoka, a odległość znaczna?
Napisano 15 listopad 2015 - 14:10
Napisano 15 listopad 2015 - 15:12
Dziękuję za przypomnienie o Wiktorze Błażejczyku.Wspólpracowaliśmy przez kilka lat.
Marian
Napisano 15 listopad 2015 - 15:41
Dziękuję za przypomnienie o Wiktorze Błażejczyku.Wspólpracowaliśmy przez kilka lat.
Marian
Może wożąc sprzęt Shimano i Daiwa?
Napisano 15 listopad 2015 - 15:49
Tak zgadza się .Pracowałem w sklepie wędkarskim we Wrocławiu.Troszkę przeżyliśmy.
Marian.Po śmierci Wiktora sprawy zamykał Syn Wiktora .
Marian.
Napisano 17 listopad 2015 - 23:16
Co robicie w listopadzie? Jeszcze jakies wypady nad wode, czy pozostalo macanie sprzetu Ja sam nie podjalem decyzji i szukam inspiracji.
Łowię głównie na Sanie.
Tu w zasadzie sezon się nie kończy.
Tak więc jak by ktoś nie mógł wytrzymać do wiosny, to San jest dobrym kierunkiem.
Pozdrawiam,
Artek.
Napisano 18 listopad 2015 - 08:00
Mógłbyś objaśnić jak się to robi?
Napisano 07 listopad 2016 - 08:07
Na jesiennego lipienia sprawdza się mucha "SEX" .Haczyk #18.
Mucha do łowienia ,nie do katalogu.
Marian.
Napisano 07 listopad 2016 - 14:28
Dla mnie listopad to wyprawy za lipieniem ciężko trafić z wodą w takie miesiące jeśli chodzi o Kwisę i Bóbr, ale złota jesień zeszły weekend trafiliśmy taki dzień z kolegą zakręcona woda ryby zbierały z powierzchni wszystko co płynęło między liśćmi, takie dni są piękne. Pstrągi w miarę da się wyeliminować dobranymi muszkami to ten czas polowania na największego jesiennego profesora jeśli tylko temperatura jest na + nie pada to nad wodę, a reszta czasu komis forum i szukanie nowych pomysłów na sezon.
Napisano 10 listopad 2016 - 08:38
Listopad dla mnie to już miesiąc w którym stare gnaty wychodzą nad lustro wody i poruszają się w celu wypatrywania sexu ,i tak sobie wtedy myślę o tych pstrągach i trociach że im tak się chce w taką pogodę . Brr !
Napisano 10 listopad 2016 - 15:09
Napisano 10 listopad 2016 - 19:04
weekend nad piękną Drawą w poszukiwaniu kardynałów. Przynajmniej kajakarzy już nie będzie (?)
Napisano 14 listopad 2016 - 21:26
Napisano 14 listopad 2016 - 22:48
Rozmiar haka ok.16...
DSCN0024 (2).JPG 52,6 KB 19 Ilość pobrań
Rozmiar lipaska ok.35...Pięknie, wielokrotnie kółkował dając okazję do zrobienia tej nieostrej nieco foty.
DSCN0031.JPG 68,13 KB 18 Ilość pobrań
Tytułowy listopad to w Polsce miesiąc-loteria. Bywa zimno, wietrznie i beznadziejnie, bywa-tak jak 2 dni temu, że pomimo porannego i wieczornego mrozu lipienie żerują wspaniale, a rójka powala... .
Brak wiatru to sprzyjajaca okolicznośc, owady wylatują gdy powietrze, a następnie woda nieco się ocieplaja.Jedna, dwie godziny spełnionych marzeń, chwil dla których pokonuję ponad 300 km wstajac o ćmoku, wracajac po ciemnicy...
Wrzesień, początek października, to bezpieczniejszy okres,
jednak to listopadowe, a nawet grudniowe zaskoczenia smakują najlepiej.
Nawet gdy lód pęka pod stopami...
DSCN0021.JPG 82,94 KB 18 Ilość pobrań
Napisano 15 listopad 2016 - 12:45
Sierżant Ryszard obudził wspomnienia… Ech, kiedyś to były listopady….
Pełne niepokoju i oczekiwania na weekend, kiedy to wszystko się może zdarzyć. Człowiek niby to chodził do szkoły, na studia a potem pracy, był obecny w domu, robił zakupy i wszystkie te codzienne czynności ale w częściowym tylko kontakcie z rzeczywistością, w swoistym półśnie. Głównym zadaniem mózgu „ w tygodniu” było planowanie kolejnej wyprawy na rybę, która w pewnym momencie całkowicie zawładnęła moją i kilku kumpli świadomością.
Zaczęło się od lektury artykułów w WW, a zwłaszcza tego o niemieckim wędkarzu, Hansie Offermannsie, z bodajże 1986 roku, który opisywał historię złowienia rekordowej na tamte czasy, 35 kilogramowej sztuki w austriackiej rzece Drau, wraz ze zdjęciem ryby wielkości „bydlęcia” na tle zaśnieżonego alpejskiego zbocza. Ziarno zostało zasiane…
Listopad nad dawnym Dunajcem mógł być tylko piękny ewentualnie przepiękny. Widoku zaśnieżonego Przełomu Czorsztyńskiego nie da się porównać do najpiękniejszej widokówki z obecnym bajorem w roli głównej. Jedynie przełom Pieniński mógł mu dorównać,
I tak w latach późnych 80-tych i 90-tych bujaliśmy się po często już zlodowaciałych lub zaśnieżonych brzegach od Huby do Czorsztyna, zapuszczając się czasem aż do Sromowców. Każde głębsze miejsce przyprawiało o dreszcz emocji i szybsze bicie serca, gdy ciskaliśmy w granatowe głębie te nasze, pożal się Boże, przynęty.
Wreszcie, w po raz pierwszy obchodzony Dzień Niepodległości, stanąłem na betonowym nabrzeżu starej przystani flisackiej pod zamkiem w Niedzicy z dość nietypowym jak na mnie sprzętem w ręku: trzymetrową Germiną z pełnego szkła, przykręcowym do niej Rileh Rexem z nakrętką „na sztywno” zamiast pokrętła hamulca i żyłką niewiadomej średnicy i wytrzymałości. Waga tego zestawu zapewne mogła równać się ciężarowi całego towaru w obecnych sklepach wędkarskich, ale wtedy taka była moda - im ciężej tym lepiej. Na końcu zestawu przywiązałem ostatnią blachę jaka mi została, miedzianą, pomorską karlinkę. Po mroźnej nocy mgły zaczęły ustępować i wstawał piękny, słoneczny i świeży poranek a ja już przebierałem nogami by zakończyć tę nierówną walkę i przezbroić się w sprzęt muchowy. W tamtych czasach i miejscach, poranne, listopadowe lipieniowanie polegało na czesaniu dużymi i ciężkimi nimfami zimowisk tej ryby czyli głębokich, skalnych rynien. Prawdę powiedziawszy trudno mi było znaleźć większą przyjemność niż podniesienie z 2 metrowej wody dunajeckiego czterdziestka piątaka o poranku, ze słońcem przebijającym się prze resztki mgły.
Ale ja ciągle stałem na tym betonie, z tym, że zapowiedziałem sobie stanowczo: jeszcze trzy rzuty i idę do auta zmienić zestaw. Pierwszy wykonałem ostro pod prąd, na placyk spokojniejszej wody oddzielony ode mnie grubą i szybką rynną i puściłem blachę do dna. Po krótkiej chwili na zatonięcie zacząłem powoli prowadzić ją „na siebie” starając się co jakiś czas stuknąć o dno. I tak po kilku metrach, jak blacha weszła w główny nurt coś miękko „siadło”. Wtedy jeszcze nie miałem pojęcia o tym jak wygląda branie głowatki, więc raczej podniosłem energicznie wędkę niż zaciąłem. Odpowiedzią było chwilowe, mocne pulsowanie-murowanie w miejscu, takie mu-mu-mu przy dnie, a potem wyjście do wierzchu, wielkiej metrowej ryby z otwartym pyskiem i szaleńcza walka ni to w wodzie, ni to w powietrzu. Oczywiście hamulec, którego nie było, nie zadziałał, ale na szczęście Rex miał również zepsutą blokadę biegu wstecznego, więc ryba szybko wyrwała mi korbkę z ręki, co z reszt ą uratowało mnie od klęski już w pierwszy starciu. Drugiego w zasadzie nie było bo ryba szybko spłynęła pod mój brzeg gdzie kumpel sprytnie ją podebrał i wyniósł na śnieg. Niestety, ryba wylądowała w bagażniku a ja stałem się tym kim staje się każdy, w chwili złowienia swojej pierwszej miedzianej ryby - najszczęśliwszym wędkarzem na świecie.
Od tamtych chwil upłynęło dużo czasu i wiele się wydarzyło, Dunajec już nie płynie jak dawniej, w zasadzie nic w naszym wędkarstwie nie jest jak dawniej, nie ma tamtych rzek, ryb, ludzi, krajobrazów…
Ale cóż, życie biegnie dalej i dziękować Bogu (i PZW ), że czasem udaje się jeszcze złowić ładną rybę.
Napisano 15 listopad 2016 - 15:35
Listopad, ale też i październik to czas w którym na mojej ukochanej rzece nie pojawiają się już kajakarze. Czas gdzie prędzej spotkam lisa czy dzika niż człowieka. Czas bezstresowego łowienia z przyjaciółmi gdzie więcej się rozmawia niż łowi. Czas fajnych zdjęć,zgniło-wodnego zapachu nad rzeką,wkurzających spodniobutów bo ciekną.
Na końcu są ryby,czasami biorą hurtowo, jak to w listopadzie na suchą,częściej jednak strajkują i złowienie jednego czy dwóch lipieni już cieszy.
Wtedy wracając do domu człowiek jest jakiś spokojniejszy, nabiera dystansu do wszystkiego i wszystkich i tylko myśl jedna się w głowie sie telepie,
Czy za tydzień znów uda się odwiedzić Rzekę?
https://www.youtube....eKB2lwN6dywoNHw
Napisano 15 listopad 2016 - 20:26
Ta pieśń jest raczej o bzykaniu ;-) albo nie wyczułem
Napisano 15 listopad 2016 - 20:55
Listopad, ale też i październik to czas w którym na mojej ukochanej rzece nie pojawiają się już kajakarze. Czas gdzie prędzej spotkam lisa czy dzika niż człowieka. Czas bezstresowego łowienia z przyjaciółmi gdzie więcej się rozmawia niż łowi. Czas fajnych zdjęć,zgniło-wodnego zapachu nad rzeką,wkurzających spodniobutów bo ciekną.
Na końcu są ryby,czasami biorą hurtowo, jak to w listopadzie na suchą,częściej jednak strajkują i złowienie jednego czy dwóch lipieni już cieszy.
Wtedy wracając do domu człowiek jest jakiś spokojniejszy, nabiera dystansu do wszystkiego i wszystkich i tylko myśl jedna się w głowie sie telepie,
Czy za tydzień znów uda się odwiedzić Rzekę?
Bardzo miły wpis!
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych