Witam wszystkich.
Moja przygoda z kręceniem muszek zaczęła się dość "banalnie", pozwolę sobie pokrótce opowiedzieć.
Kilka lat temu miałem przykrą przygodę z kręgosłupem i zostałem przykuty na parę tygodni w czterech ścianach.
Traf chciał, że na wszystkich możliwych kanałach przyrodniczych nadawali programy wędkarskie, a
niemożność wyjścia w piękne słoneczne dni z domu potęgowała jeszcze bardziej zachwyt łowionych ryb na szklanym ekranie.
Wtedy właśnie postanowiłem zostać 100% wędkarzem.
Stary niemiecki szklak 1,5m, najtańszy kołowrotek dragona i kilka gnomów szybko uczyniły ze mnie wielkiego łowcę szczupaków.
Wielkiego oczywiście tylko w moim mniemaniu i dosyć szybko życie zweryfikowało moje "super moce".
Kolejne doświadczenia wędkarskie pozwoliły mi poznawać nowych kolegów, także przyjaciół dzięki którym mogłem zagłębić się bardziej
we wspaniały świat wędkarstwa.
Minęło trochę czasu i z kilku lokalnych przyczyn modne stało się u nas w Płocku łowienie pstrągow. Wszyscy prześcigiwali się w ilości i rozmiarach,
"bo przecież pstrągi to wyższa szkoła jazdy". Po takim praniu mózgu, naoglądaniu się zdjęć i wysłuchaniu wielu historii których nie powstydził by się sam Spielberg zdecydowałem się, będę takim "super wędkarzem".
Minął rok, rok pogoni i wyrzeczeń i nic... nie jeździłem już na inne ryby, poświęciłem cały swój czas na pstrągi i... i inni łowili ale nie ja.
Zanim złowiłem pierwszego kropka zdążyłem znienawidzić wszystkie inne.
W końcu udało się, całe 30cm szczęścia, tego uczucia nie da się opisać, zostanie mi w głowie do końca życia. Stałem się pstrągarzem z prawdziwego zdarzenia...
aż poznałem moich przyjaciół.
Nauczyli mnie nie tylko łowić, dzięki nim zrozumiałem że nie wynik wędkarski tylko jakość spędzanego czasu ma znaczenie i że nie ma gorszych i lepszych.
Łowienie wplotło się moje życie już na stałe, a chęć poznawania pchnęła mnie do kręcenia muszek.
Obserwuję forum, kolegów z działu lurebulding i również chciałbym wstawić coś czasem od siebie.