Urodziny
Obiecywalem sobie, ze od kwietnia ostro wezme sie za pstragi, ale pogoda nie nastrajala ani muchy do rojki ani ryby do zerowania. Wiosna jakos tak niemrawo sie rozwija, a zima ciagle nie chce odejsc. Mamy koniec kwietnia, a dzisiaj rano musialem odsniezac samochod, zeby zawiezc dzieci do szkoly.
Zona jak zwkle klepie ta sama melodie, ze dluzej juz nie zniesie takiego klimatu, a ja na to, ze dobrze nam tu w Szkocji. Ruskie mysliwce nad glowami nie lataja, dawno nie bylo trzesienia ziemi, choroby egzotyczne tez nie strasza, leki na recepte za darmo, podreczniki szkolne tez za free, ze o pieknych i lownych rzekach lososiowych nie wspomne... (te akurat nie sa za free, a im lowniejsze tym bardziej nie-za-free, ale nic nie wspominam slowem, zreszta zona i tak wie).
A skoro juz jestesmy w temacie lososi, to wlasnie im poswiecilem kolejny miesiac. Tak sie akurat zlozylo, ze niedawno obchodzilem urodziny, trzydzieste piate juz. Z tej okazji w prezencie od zony dostalem ksiazke Anthony de Mello, choc wyraznie prosilem o kolowrotek Danielson Control 813. Nie rozumiem jak sie mogla tak fatalnie pomylic moja Stokrotka. Przeciez ksiazka i kolowrotek nie leza na tej samej polce w sklepie. Ba, nawet nie zaczynaja sie na ta sama litere. Poprostu szok i niedowierzanie...
Postanowilem sam sobie jakos to wynagrodzic i zabralem na ryby na Spey. I to kilka razy. Obeszlo sie bez wiekszych sukcesow wedkarskich, ale nie zawsze trzeba zlapac, zeby bylo milo. Najpierw wyjazd w pojedynke.
Prawie kazdy odcinek lososiowy w Szkocji ma swoj Boat Pool. Ten jest z Craigellachie.
Zdjecia ze sciany w domku wedkarskim.
Relikt przeszlosci.
Klasyczna woda do muchowania.
Potem na zaproszenie do znajomego. Przepiekna woda, dwugodzinna przerwa na lunch i tort bezowy na deser!
Ja oblawiam pool stojac po jajka w wodzie.
David siedzi jak na tronie.
Lunch z widokiem na rzeke.
Tort byl niesamowicie smaczny.
Za chwile ghillie zaprosi mnie na poklad.
Wreszcie zaczely sie wiosenne ferie i mogla do mnie dolaczyc sekcja mlodziezowa. Wraz z kolega pojechalismy na Spey. Facet ma niesamowitego nosa do ryb. Do tej pory jezdzil tylko na pstragi i choc wychowal sie nad brzegami Spey, to nigdy nie probowal swoich sil z dwureczna muchowka. W lutym zabralem go nad rzeke i nauczylem rzutow speyowych. Na wyniki dlugo czekac nie musial.
Na dzien dobry Jim wyjmuje 10 funtowca, ale ryba wyslizguje mu sie z rak przy zdjeciu.
Mapa odcinka Wester Elchies.
Maksio cwiczy double spey
Benio jest praworeczny wiec daje rade z single spey
Rozczarowanie dnia - keltow juz o tej porze mialo nie byc.
Przyszla kolej na Findhorn. Warunki mielismy idealne. Dzien przed nami kolega wyjal dwa lososie i jednego stracil. Dzien po nas inny kolega wyjal dwa i dwa stracil. A my? No coz... Na swoje usprawiedliwienie biore dwa Zbiki grasujace na brzegu.
Srebrniak okolo 85cm wypial mi sie pod samymi nogami podczas podbierania. Zaraza...
Double spey z wody wychodzi duzo prosciej.
Pierwszy grill nad woda w tym roku!
Najpierw zobaczylem splaw duzego srebrniaka, w nastepnej chwili branie i... potokowiec??? 55cm lepsze niz nic ale niedosyt pozostal.
Mialem juz troche dosc, ale chlopaki naciskali, zeby pojechac na North Esk, bo tam nas dawno nie bylo. No to pojechalismy. Niepisana regula jest taka, ze zanim ja dostane szanse polowic, to najpierw Zbiki musza sie znudzic. Czasami zajmuje im to kwadrans, ale sa dni ze dlugo czekam na swoja kolej. Szczegolnie jak zobacza, ze cos sie w wodzie chlapie.
Nie minelo 5 minut i Maks holuje srebrniaka.
Najpiekniejszy prezent urodzinowy jaki moglbym sobie wymarzyc.
Mama nie patrzy wiec mozna wszamac cale ciacho.
Popoludniowa rybka kolegi.
Ja jestem na samym koncu kolejki...
Jim tez ma rybe.
Srebrniaczek na zakonczenie dnia.
Od dluzszego czasu nosilem sie z zamiarem wybrania na Dee. Od ostatniej wizyty prawie uplynal rok. Rzeka przezywa trudny okres. Ostatnie trzy sezony byly bardzo slabe, zeby nie powiedziec tragiczne. Lowisko jest pilnowane i prowadzone przez fachowcow. Wszystko maja pod kontrola w rzece i wyglada, ze problem lezy w morzy. Cos jest nie tak z przezywalnoscia smoltow, bo tylko kilka procent (strzelam z pamieci okolo 5%) dorasta i powraca do rzeki na tarlo. Obecnie prowadzone sa badania nad migracja smolta i wkrotce zobaczymy co wykaza.
Mala ilosc ryb w rzece spowodowala spadek zainteresowaniem Dee. Jeszcze 3 lata temu zdobycie licencji w kwietniu graniczylo z cude, za ktory oczywiscie slono kasowano. Dzisiaj do wyboru do koloru, a i ceny zeszly na ziemie na wiekszosci odcinkow. Bez problemu zarezerwowalismy dwie licencje i z nadzieja oczekiwalismy na deszcz. Odcinek na ktorym lapalismy do niedawna w kwietniu mial srednio 50 lososi na 6 wedkarzy. Od 2013 w kietniu nie przekroczyli 10, w tym raku maja 4 i moze jeszcze 1-2 ryby dorzuca. To tlumaczy wszystko. Jechalem poprostu spedzic mily dzien z kumplem w ladnych okolicznosciach przyrody.
Ide o zaklad, ze to jedyne pierogi serwowane tego dnia na Dee.
Sorry mistrzu ale chyba to bedzie kelt.
A jednak sie mylilem, to srebrniak-popierdolka. Skad on go wytrzasnal?
Dee jest wymarzona woda dla muszkarzy, czysta i niezbyt gleboka woda z dobrym uciagiem.
Ostatni rzut dnia.
Wreszcie zrobila sie pogoda na pstragi. Pojawila sie rojka brazki marcowej, wiec bez zalu odpuscilem lososie i pognalem na Don. Prognoza pogody znowu nie sprawdzila sie, wialo, padalo, a owady pojawily sie na mniej niz pol godziny. Szybko wypatrzylem ladnego pstraga. Po drugiej stronie rzeki, na granicy moich mozliwosci rzutowych. Zaden smok ale na poczatek wystarczy. Pierwsze podanie, zebral, a ja spoznilem zaciecie... Odczekalem. Znowu zaczal zbierac, ale wiatr wial juz mocniej i ze sporym wysilkiem za ktoryms razem dorzucilem. Udalo sie.
40+ na sucharka
I to bylo moje jedyne podejscie do pstragow w tym roku, bo nastepnego dnia poszedlem pod skalpel – prostowanie przegrody nosowej. Prawie tydzien przelezalem/przesiedzialem w domu z tamponami w nosie, ale juz za 9 godzin wracam do gry!
- remek, Friko, Guzu i 24 innych osób lubią to
No tak..
Jeśli jest coś, co można i należy przyjąć za klasykę łowienia salmonidów przy użyciu wędki, to wszystko jest zawarte w tej opowieści. Może kiedyś polskie trociowanie o łowieniu łososi nawet nie wspominając, osiągnie ten spokojny, piękny poziom, a nowobogacki, nieomal ruski sznyt odejdzie w niesławie - czego chciałbym nie tylko dla siebie