Hat-trick
Duzo sie dzialo od czasu mojego ostatniego wpisu na blogu. Sezon lososiowy w pelni i na wiekszosci rzek wiosenny ciag dobiegl konca, a lada dzien pojawi sie grilse (losos po rocznym pobycie w morzu) oraz letnie srebrniaki. Wiosne zakonczylem z dwucyfrowym wynikiem, ale nie o liczby chodzi, bo lososie to nie wyscig. Wpis poswiece dwom dniom, ktore szczegolnie sie wyroznily.
W tym miejscu musze przywolac wizyte w Glenferness sprzed niemal roku opisana tu:
http://jerkbait.pl/b...y-miesiąc-cz-i/
Ian wyjal dwa, ja jednego, po jednym stracilismy i meszki prawie zezarly nas zywcem. Minelo jedenascie miesiecy i przezylismy deja vu. No, prawie, bo tym razem ja wyjalem dwa, a Ian jednego. Podobne warunki, te same poole i te same muchy! Dzieki Bogu meszek prawie nie bylo.
Loop Blueline 11'6" #7 w akcji
Zaczelismy od Garden pool (wtedy na nim skonczylismy). Ian wystartowal pierwszy, a ja lowilem za nim jakies 30 metrow, tak, zeby sobie nie przeszkadzac. Doszedlem do polowy i mialem branie dokladnie w tym samym miejscu co rok temu. Po minucie, srebrniak ok. 75cm wypial sie. Ian jak zwykle mnie zrugal za stracona ryby, a ja sklalem pod nosem matke ryby od pan lekkich obyczajow. Nie minelo 5 minut i na koncu poola mam kolejna rybe, jak przed rokiem! Ian akurat nagrywal kamera i upamietnil cala akcje od brania do szczesliwego podebrania. Srebrniak podobnej wielkosci z przywrami w okolicy ogona.
Swiezak prosto z morza
Przenieslismy sie w dol odcinka i po krotkim czasie Ian melduje przez radio o straconej rybie. Dla odmiany nie pastwilem sie nad nim, tylko przypomnialem, ze dzien jeszcze dlugi. Doszedlem do Island Stream gdzie przed rokiem kolega wyjal pierwsza rybe. Zajadalem bulke z polska kielbasa zagryzajac kiszonym ogorkiem i obserwowalem pool.
Island Stream
Splaw duzego lososia, a po nim tez kilku mniejszych, przyspieszyl ruchy szczek i po chwili juz mialem wedke w rekach. Agresywne branie nastapilo dokladnie tam gdzie sie spodziewalem. Wyjac rybe w tym miejscu samemu nie jest latwe. Podbierak uproscil by sprawe znacznie, ale u mnie lenistwo i wygoda wygrywa. Ostatecznie wyprowadzilem lososia na zalany skalny brzeg i juz byl moj. Rybka miala proporcje tunczyka, a podobno szkockie to chudziaki
Turbo springer
Ryby przestaly reagowac na lowny do tej pory Orjok, wiec postanowilem zmienic taktyke i zawiazalem Sunray Shadow. Rzuty w poprzek i szybkie sciaganie. Bez oszalamiajacych wynikow, ale sprowokowalem jedna rybe. Wlnela niczym bolen, tworzac lej na powierzchni wody, ale nie zapiela sie, co zdarza sie bardzo czesto w tej metodzie. Mam wrazenie, ze lososie uderzaja w S.S. zamknietym pyskiem.
Tala pilnuje Iana, zeby tym razem nie spartolil roboty
Poznym popoludniem wrocilismy na Garden pool i rzutem na tasme, po uprzedniej wywrotce, Ian wyjmuje swojego srebrniaka. Super dzien uwazalismy za skonczony. Naprawde ciezko prosic o wiecej.
Kolejny srebrniak z Findhorn
Mialem w tym sezonie kilka dubletow i pare razy bylo blisko trzeciej ryby. Udalo sie na North Esk. Warunki trafilismy doskonale. Po mocnej ulewie woda powoli opadala, niebo lekko zachmurzone, moze wiatr troche za mocny chulal. Dzien wczesniej Jim wyjal szesciesiataka i stracil dwa nieco wieksze. Wiedzialem, ze bedzie dobrze i z podekscytowania noc skonczyla sie o 4:30, grubo przed budzikiem. Cichaczem i na paluszkach po szybkim sniadaniu opuscilem dom. O siodmej wykonalem pierwszy rzut 12 stopowym Zpey HM Signature z nowa linka Rio Scandi Short Versitip #8. Zajezdzone Airflo Rage Compact odeszlo na zasluzona emeryture. Do tonacego przyponu dowiazalem tubowy Orjok, moj pewniak na podwyzszona wode. Doszedlem do “hot spot” i czekalem tyko za ktorym rzutem wezmie, Bo to, ze wezmie bylo niemal pewne. Zgodnie z oczekiwaniem linka naprezyla sie i poczulem pulsujacy ciezar na koncu zestawu. Ryba poszalala i kiedy przejalem kontrole, jak na zawolanie przyjechal Jim. “Fish on” i wszystko jasne. Zdjecie zrobilismy w polskiej strefie kibica. Brakowalo tylko popularnych ostatnio WAGs (skrot od Wifes And Girlfriends, nie mylic z waginami).
Polska strefa kibica
No to bedzie sie dzialo, pomyslalem. Blad! Co prawda przed poludniem Jim wymeczyl jedna trotke, ale ogolnie zapadla studnia. 1:0 to tez dobry wynik, ale apetyty po szybkim golu nam urosly. Zaczelismy kombinowac, zmieniac przypony, muchy... Po poludniu w ruch poszedl Sunray Shadow i skusil loska. Ryba najpierw dwa razy skubnela by wreszcie zdecydowanie zaatakowac, ale skonczylo sie na jednym szarpnieciu i bylo po zabawie.
Opadajaca woda po deszczu+lekkie zachmurzenie+ryby=sukces
Ostatnia deska ratunku byl moj najmniej ulubiony zestaw z dwiema muchami. Trzeba pilnowac przy ukladaniu petli podczas rzutu, zeby wszystko sie nie poplatalo i niezaleznie co jakis czas sprawdzac przypon. To z wad, a z zalet, potrafi byc niezwykle skuteczny. Wystarczylo piec rzutow i ryba, ktora wczesniej olala pojedynczy Kinermony Killer, teraz skasowala ta sama muche na podwojnym haku #10 ze skoczkiem powyzej w postaci Flamethrower tez #10. Przez radio poprosilem kumpla o podebranie. Jim juz mial rybe pod nogami na plyciznie do kostek, gdy z blizej niewyjasnionych powodow chwycil za przypon, zeby sobie ulatwic wyprowadzenie okolo 70cm lososia na brzeg. Zanim zareagowalem, kotwiczka znalazla sobie wygodne miejsce w srodreczu kolegi. Ryba zaczela skakac, Jim nie wiedzial czy ratowac dlon czy rybe, a ja w bezpiecznej odleglosci czekalem na rozwoj wydarzen. Jak mazna sie domyslic, losos sie uwolnil sam od K.K., a ja uwolnilem kolege od skoczka. Mam w tym juz niemala wprawe zdobyta na Papie Brodzie, a ostatnio na wlasnym policzku, co tez jest zreszta ciekawa historia pod tytulem “Wynik gownianego rzutu, ktoremu pomogl nagly podmuch wiatru”. Dalem rade samemu przebic kotwiczke na wylot, ale przy zaciskaniu zadziora musialem poprosic kolegow. Pierwszy wykrecil sie zawrotami glowy i miekkimi nogami, drugi poprawil na nosie denka od butelek i z trudem podolal zadaniu. Jaja jak berety... Ale wracajac do lososi, to Jim rybe mi zaliczyl na 2:0 (a sprobowal by nie!) i poprosil o dziadkowego K.K. Do wieczora mielismy jeszcze po kilka skobow i na ostatniej miejscowce ustrzelilem wreszcie hat-trick. Tym razem uwage lososia przykol Flamethrower i ryba wziela mnie na niespodziewana przejazdzke po poolu wielkosci boiska pilkarskiego. Przezornie postanowilem nie prosic o pomoc kolegi i sam wyjalem samiczke, ktora juz powoli nabierala kolorow. Odwalilem 13 godzinna szychte pelna atrakcji i doszedlem do wniosku, ze na dzis wystarczy.
Wieczorny losos
PS: Pozdrowienia z niepodleglej Wielkiej Brytanii
- tpe, mario, Kuba Standera i 10 innych osób lubią to
Nie lubię łowić ryby w pierwszych rzutach, przeważnie po niej brania ustają.
Fajna relacja, jak zwykle .