Pożegnanie
Dalej ciężko mi w to uwierzyć, ale spacerując wybetonowanym brzegiem Rzeki Elbląg powoli dochodzi do mnie, że wędkarska przygoda w Szkocji dobiegła końca. 2017 był moim ostatnim sezonem, a w zasadzie połową, bo na początku lata przeprowadziliśmy się do Polski na "prośbę" żony. Połowa sezonu została mocno okrojona przez dodatkowe obowiązki związane z powiększeniem się mojej gromadki Żbików. Najmłodszy wydaje się być głośniejszy, głodniejszy i wymagający więcej uwagi niż jego starsi bracia w tym wieku. A może to rodzice już nie nadążaja? Nie wiem, ale efekt końcowy jest taki, że w tym roku łowiłem mniej niż ustawa przewiduje.
Większość zimowych wyjazdów została storpedowana przez pogodę. I w zasadzie, trafiły sie chyba tylko 2-3 dni, kiedy warunki pozwalały mieć nadzieję na kontakt z rybą, ale skończyło się na keltach i jednym straconym srebrniaku. Było za to bardzo klimatycznie.
Papa Broda na Tay.
Mroźny poranek nad Dee.
Kolejny dzień na Dee.
Wiosna była dobra. Praktycznie nie miałem pustych wyjazdów. Dee, Spey i Findhorn za każdym razem dawały rybę. Tylko na Tay przyzerowałem, ale mogę się usprawiedliwić, ze łowiłem na słabym odcinku na zaproszenie znajomego.
Jim pod mostem na Findhorn.
Springer - to co tygrysy lubią najbardziej.
Jeden z najlepszych pooli na Spey, ponad pół kilometra rzeki, gdzie mażdy metr może dać rybę.
David holuje rybę na Findhorn.
Dolny Tay, wody tyle, że można też łowić z łódki, ale mi osobiście takie speyowanie średnio pasuje.
Kolejny springer.
Też springer, ale już posiedział w Dee ze dwa miesiące.
Królewski odcinek na Dee opisany przeze mnie na łamach Sztuki łowienia.
Letnia rezydenzja królowej - i ja tam też byłem i łososie łowiłem.
Lato wędkarsko mi uciekło. Jeden wyjazd, jedna ryba. Koniec tematu. Za to na przełomie sierpnia i września pojechaliśmy całą rodzinką na wędkarskie wakacje do... Szkocji. Wypadało porządnie się pożegnać z krajem, z którym w końcu tak wiele nas łączy. Szkoda tylko, że na Findhorn ryby średnio dopisały. Można powiedzieć, że jesiennego ciągu w 2017 nie było, a podkolorowane łososie z wiosny i lata nie chciały współpracować. Trafiliśmy kilka małych trotek i dwa łośki spadły w trakcie holu. Pogoda dopisała na tyle, że chłopcy uparli się na kompiel w Findhorn. Oczywiście woda była pioruńsko zimna, ale Benek dał nura i Maks nie miał wyjścia pod presją młodszego brata.
Letni srebrniaczek prosto z morza, strasznie gubił łuski i miałem poważne wątpliwości czy w tym przypadku C&R ma sens?
Żbiki w komplecie
Kąpiel w Findhorn.
Maks z dwóręczna muchówką.
Statystyki połowów uratowałem dniówką na Spey korzystając z zaproszenia Davida. Pomimo kilku brań długo nie udawało się nic zaciąć, aż do momentu kiedy po przelotnym deszczu w dwóch rzutach wyjąłem dwa łośki. Małe i podkolorowane, i w normalnych warunkach nie zakwalifikowałyby się na fotkę, ale tu zrobiłem wyjątek.
Leslie na Spey.
Leslie i double spey na Spey.
Maluch pierwszy.
Maluch drugi.
I tak mniej więcej w skrócie wyglądał pożegnalny sezon. Nie znaczy jednak, że więcej w Szkocji łowić nie będę. Co to, to nie. Zbliżają się ferie zimowe, które przypadkowo przypadają na rozpoczęcie sezony na kilku rzekach i przypadkowo akurat w tym terminie planujemy odwiedzić znajomych w Aberdeen...
- remek, Friko, peresada i 23 innych osób lubią to
Całkiem godne pożegnanie, z perspektywy kraju.
W Polsce będziesz łowił czy odpuścisz i ograniczysz się do wypadów zagranicznych?