Różowy rok - fotododatek
2023 był różowym rokiem (pink year). Może się to różnie kojarzyć, ale już tłumaczę, że chodzi o łososie. Gorbusza (humback, pink salmon) ma naprzemienne ciągi tarłowe z kiżuczą (coho, silver salmon). Tak to natura sobie sprytnie zaplanowała, żeby nie robić tłoku w rzekach. Z tym, że gorbusza to łosoś pacyficzny i nie jest mile widziany w naszej części świata. Ruscy jednak uważali inaczej kiedy ściągnęli go na półwysep Kola. Teraz gorbusza kulturowo ubogaca rzeki Norwegii, UK i Danii. Zanim się obejrzymy trafią i do Polski. Popełniłem na ten temat artykuł do Sztuki Łowienia, a na bloga wrzucam fotorelację z zeszłorocznej wyprawy do północnej Norwegii.
Ruszamy z Gdańska do Sztokholmu.
Szwecja przywitała nas grzybami...
pięknymi rzekami...
i reniferem albinosem.
Już w Norwegii. Słynna Alta.
Popatrzyli z mostu, pomlaskali i pojechali dalej. Nie dla psa kiełbasa
Śniadanie mistrzów na jajkach od polskiego rolnika i swojskim boczku.
Maks zalicza wejście smoka na dzień dobry.
Nie ma wątpliwości kto złowił a kto zazdrości.
I pyk, wypuszczamy.
Jedna z grubszych dziur na rzece.
Tu podobnie.
Piłowaliśmy te miejscówki ostro z przerwami na przekąski mniejsze...
i większe.
Dawno nie padało i płytsze poole praktycznie przestały istnieć. Brakowało minimum 30cm wody.
Były momenty, że ryby się uaktywniały, ale wszystkie atlantyki spadały.
Benek stracił trzy pod rząd
Maks jednego. Wyjętych pinków nie liczymy.
Tymek miał nie łowić, ale szybko się odobraził na wędkę, jak zobaczył, że starszaki łowią.
Pogoda się zrypała. Odstawiliśmy sprzęt wędkarski na jeden dzień i pojechaliśmy na wycieczkę.
Surowy klimat północy.
Masakrycznie nas wypizgało na tym Nordkapie.
Woda się podniosła i byłem niemal pewny, że grubo połowimy. Ale poza pinkami cisza.
Ostatni rzut i spadamy. Trzeba zmienić łowisko, bo tu nic nie zwojujemy.
Wodospady do morza. W realu robiły piorunujące wrażenie.
Wszędobylskie renifery.
Widoki z drogi.
Nowe łowisko, nowe nadzieje...
Gorbusze te same Chociaż Maks miał srebrniaka na kiju, ale pękł przypon.
Kolejna miejscówka i Benio zacina to co tygrysy lubią najbardziej. Moment brania obserwowałem z wysokiego brzegu i w krystalicznej wodzie wszystko widziałem jak na dłoni. Coś pięknego.
Podebranie...
i wspólna fotka.
Kto by pomyślał, że zaatakują nas upały dochodzące do 30C? Łososie w ciągu dnia kompletnie się wyłączyły. Przerzuciliśmy się na morskie łowy.
Wujek Mirek zabrał chłopaków na głęboką wodę.
Brały małe...
i duże.
Skwapliwie skorzystaliśmy z darów morza.
Nic się nie marnuje. Zupa rybna.
A na deser makrela. Py-szo-ta.
Wracamy nad rzekę. Tradycyjna fotka z tej samej miejscówki, która co roku obdarowuje nas łososiem od początku naszych wspólnych wycieczek na północ.
Nocne łowy o 2:30 mają swój niepowtarzalny urok.
Kiedy ja z Mirkiem daliśmy strzałę na trudno dostępny i "super łowny" odcinek, Maks pod domem na lenia złowił jedynego łośka tej nocy
Tymek mocno starał się o swojego pierwszego łososia i naprawdę było blisko, ale musi czekać do kolejnej wyprawy.
Potem w nocy stoczył dogrywkę w tej nierównej walce
Młodzież się wystrzelała i wreszcie dostałem szansę trochę połowić. Nasza miejscówka tym razem mnie obdarzyła dwoma łososiami. Oba spadły po emocjonującym holu. Dokładnie już nie pamiętam, ale łącznie straciliśmy ponad dziesięć łososi. To zdecydowanie więcej niż zwykle.
Zakręt marzeń. Niewiarygodnie pusty.
Pinki jak zwykle dawały złudną nadzieję na branie ryby właściwej.
Nagroda pocieszenia za te wszystkie stracone łososie. Zgadzam się, że to dziwna kombinacja, ale w tamtym momencie była jak najbardziej na miejscu.
Ostatni łosiek wyjazdu. Mały grilse, ale mnie ucieszył. Mogło być lepiej, bo spadła metrówka chwilę wcześniej. Ale mogło być również dużo gorzej, bo to był trudny sezon. Gorbusza całkowicie zdominowała ilościowo atlantyka. Brak opadów i wysokie temperatury dołożyły swoje. Część rzek została zamknięta w trakcie naszego pobytu w Finnmark, pozostałe tuż po naszym wyjeździe. "Panowie, chyba więcej tu nie wrócimy, prawda? PRAWDA?"
Ależ skąd. Wspólna decyzja podjęta, licencje już zaklepane. Wracamy po takiego łocha.
Mała przygoda w drodze powrotnej. Rozpruta opona na szutrówce, którą "odkryliśmy" po wyjeździe na asfalt. Możliwe, że kierowca przesadził z prędkością, ale zdania są podzielone na ten temat
I to czego nie widać do końca na zdjęciu: kiedy Maks szarpał się z wymianą koła, Benek wyrażał umiarkowane zainteresowanie tematem udzielając bratu oszczędnych rad, a Tymek spontanicznie wjebał się w klapkach do przydrożnego rowu
KONIEC
- Friko, mario, Kuba Standera i 19 innych osób lubią to
Imponujące. Tak to był jednym słowem podsumował. Stary - na wielu poziomach - imponujesz mi, naprawdę.