Jak to się zaczęło ?
Marzec 2013r stoję z nowiutką wędką prosto z pracowni nad brzegiem Odry , w ręce trzymam piękny czarniutki multiplikator ze stajni Shimano z nawiniętą linka Power Pro , na końcu zestawu metrowy przypon z fluorocarbonu i 6 centymetrowy kleniowy wobler . Co jakiś czas słońce wychodzi za chmur lecz zimny wiaterek przypomina o tym , że dopiero co zima się skończyła . Rozglądam się - nie jest dobrze , woda strasznie wysoka i ciągnie jak córka sołtysa . Idę wzdłuż brzegu i znajduje obiecujące zakole z zatopionymi trawami - tak właśnie w tym miejscu rozpoczne sezon , zwalniam wobler z zaczepu , przypominam sobie wszysto co czytałem na temat pierwszych rzutów , dokonuje regulacji docisku szpuli , upewniam się czy mam aktywne dwa bloczki w hamulcu odśrodkowym robie energiczny zamach i ... broda ! Wobler leży na dnie zakola ja walcze z plecionką . Po kilku minutach udaję się rozplątać , zwijam ale ciężko idzie . Rzut oka czy aby pletka nie zaplątała się jeszcze na szczytówce ale nie to wobler złapał trawsko , przy samym brzegu siup woblera do góry żeby pozbyć się trawska i słysze jakiś trzask !! Mój kij który dopiero co miał 2,4m teraz ma równe 2 metry !! #!#!!*?%%$ na cholere Ci to #?!#%%$! było , trzeba było nie cudować i zostać przy spiningu !!!
Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem trzeba iść dalej , wędka do reklamacji i po prawie dwóch tygodniach jest u mnie po raz kolejny . Szybkie oględziny , niby ok - lece sprawdzić nad wodę . Centrum miasta przy mostowych filarach coś się dzieje - daleeko od brzegu może być kłopot . Pierwszy rzut 6g woblerem z uwagi na wcześniejsze wydarzenia asekuracyjny . Nic się nie stało , kilka kolejnych rzutów już bardziej odważnych ale tym wabikiem nie ma szans dorzucić . Grzebie w pudełku - mam 8-9g bezster , tym pociskiem nawiąże kontakt . Całą siłe jaką mam poświęciłem na wymach wędka , świst szpulki i udało się wobler już pracuje w warkoczu za filarem , zwijam , gram szczytówką i nic . Wciskam spust robię potężny zamach i trach !!!! Nie wierzę własnym oczą moja wędka leci jak oszczep przed siebię a ja trzymam rękojeść z multikiem - MASAKRA !!! Panowie z gruntówkami na drugim brzegu mało nie pospadali z krzeseł ze śmiechu , wędka pękła tuż nad mocowaniem multika i razem z foregripem poleciała do Odry .
Tak o to zaczęła się moja przygoda z castingiem i jednocześnie skończyła z blankami CTSa . Póżniej było już lepiej ale o tym innym razem
Pozdrawiam Rafał
- Friko, szpiegu, Kuba Standera i 3 innych osób lubią to
Hahahaha a ja myslalem ze to ja mialem ciezki start :-D