Czy to był przypadek?
Bywają sytuacje w których słowo przypadek budzi wątpliwości,choć inne określenie niełatwo zaproponować.
Ale do rzeczy...
Otóż przed kilku laty spotkała mnie niesamowita przygoda.Opisałem ją w kilku zdaniach przed laty na portalu,ale uwierzcie do dziś nie daje mi spokoju.
Rzecz działa się nad dużym lapońskim jeziorem podczas czerwcowych połowów szczupaków okoni i troci.
Wraz z Grzegorzem od kilku dni wędkowaliśmy z łódki i korzystając z białych nocy łowiliśmy z powodzeniem przez wiele godzin. Niesamowite widoki,wspaniałe brania,doskonała atmosfera,eksperymenty z nowymi przynętami i metodami.
W tym czasie namiętnie naparzaliśmy już muchówkami zaliczając nawet około metrowe sztuki i ciągle zmieniając wędziska,linki,przypony i muchy.Stopniowo gromadziliśmy w tym względzie doświadczenia nie unikając jednak porażek...
Otóż po jednym z pięknych brań moje wędzisko wspaniale się wygięło (troć? ),a na końcu zestawu po chwili pokazał się okazały szczupak.Stylem walki nie ustępował jednak salmonidom i po kolejnym wyskoku...przegryzł gruby fluorokarbon.Pozostaliśmy,ja z oklapniętym (zestawem ),a Grzesiu z opuszczoną w końcu kamerą.
Po chwili powrócił spokój, emocje opadły i jedynie świadomość iż zębacz poszedł z muchą nieco mnie smuciła.
Wędkowaliśmy więc dalej w świetle letniej nocy penetrując kolejne głębiny i łączki,łowiąc kilka sporych drapieżników. Wspomnienie straconego szczupaka stopniowo się zacierało,cóż to naprawdę rybne jezioro...
Po przepłynięciu około kilometra zauważyliśmy szczególnie urokliwą zatokę,tak więc chwyciłem za muchówkę i posłałem niezłego koczkodana w kierunku brzegu.
Tym razem twardy opór nie był jednak oporem żywej materii.
Nieustępliwy zaczep na głębokości około metra zmusił nas do podpłynięcia i odhaczenia muchy świetnie widocznej w krystalicznej wodzie.Wbity w jeden z widocznych na zdjęciu konarów hak wymagał chwycenia w dłoń.
Zaaferowany,wychylony mocno z łódki,kątem oka zauważyłem obok mojej przynęty coś jaskrawego,coś czego naprawdę trudno było się tam spodziewać.
Owinięta wokół starej trzciny krótkim odcinkiem fluoro ,lekko pobłyskując flashami wisiała moja,stracona kilka godzin wcześniej w szczupaczej paszczy MUCHA. Przynęty dzielił niespełna METR.
Obie przynęty podałem bez słowa Grzegorzowi,a jego zdziwienie nie odbiegało od mojego.
Przypadek? Zbieg okoliczności? A może po prostu znak?
Moja wiara nie jest tak mocna jak być powinna,moja gorliwość odbiega od tej której sam od siebie oczekuję.
Ale w takich jak tamta chwilach,a nawet dziś zastanawiam się,czy w ten dowcipny sposób Ktoś Bardzo Ważny nie chciał mi czegoś przekazać...
p.s.
Fluoro zastąpiłem drutem w otulinie,jezioro jest praktycznie pozbawione presji wędkarskiej, zdjęcie zatoki zrobione post factum zamieszczam powyżej,a wątpliwości - noo te mam do dziś...
Pozdrawiam Was - Paweł
- Friko, tpe, robert67 i 25 innych osób lubią to
Uwielbiam Paweł Twoje opowieści. Trudno to uznać za przypadek.