Pięćdziesiątaki żerują nad Dunajcem. Są twarde dowody!
Hej!
O ile temu pstrągowi nieco brakowało do 50 tki, choć walczył zajadle i efektownie zebrał streamera...
...o tyle te dwa samce z pewnością spełniły wymóg żerujących osobników " 50 plus ".
Od początku jednak.
Dunajec jako miejsce kolejnego spotkania, zasugerował Andrzej, polecając nam tę słynną w muszkarskim świecie , piękną rzekę ze względu na urozmaicony rybostan, rozległość, możliwość stosowania różnych metod i dający gwarancję obcowania z salmonidami odcinek specjalny.
Chętnie przystaliśmy na tę propozycję, część z nas nigdy tam nie łowiła, a moje prehistoryczne wspomnienia dotyczyły 1979 roku gdy zawodniczyłem w Mistrzostwach Polski.
Klub jak wiecie liczy pięciu członków, jednak los spowodował, że w Krościenku nad Dunajcem spotkaliśmy się tylko z Robertem.
Koniec maja charakteryzowała zmienna pogoda, wahające się poziomy dunajeckiej wody i ...rozbieżne informacje dotyczące brań.
Wiadomości o żerowaniu na suchych bardzo nas podnieciły, Robert to prawdziwy fan tej metody, nie ukrywam ze także przepadam za widokiem topionych pod wodą słoików lub, o Boże..tak, tak -.nocników (taki slang z lat 80 - tych, chętnie przybliżę).
Rankiem, w środę 25 maja omijając rodzimy Poznań, Wrocław, Katowice, Kraków i Nowy Targ przepychałem się na południe połykając kolejne kilometry. Rozpadało się i oziębiło, pogoda nie napawała optymizmem.
Nie bez problemu zlokalizowałem kwaterę,a po 2 godzinach i identycznej adresowej padaczce na miejscu pojawił się Robert .
Dobra nasza, dach nad głową i sympatyczny gospodarz Wojtek oraz wieczorne towarzyskie wzmożenie podniosły nasze morale i rozpoczęlismy przygotowania.
Rankiem (prawie ), podjechaliśmy na wskazany przez Wojtka odcinek, cieszyła poprawiającą się pogoda i widok grubej, pachnącej rybą wody, choć z drugiej strony poziom industrializacji łowiska nieco rozczarowywał.
Duży ruch samochodowy, liczne domy na brzegach rzeki, wielu wędkarzy, mosty i kladki - tak to po prostu na OS wygląda.
Nieliczne oddalone od szosy fragmenty rzeki dawały chwilowa iluzję odosobnienia.
Pstrągi nie żerowały powierzchniowo, nasze nadzieje na suchą ucztę spełzły na niczym, choć
jeszcze parę dni wcześniej efektowne zdjęcia umieszczane na fb.naprawdę podnosiły cisnienie...
Cóż, sięgnęlismy do innych metod i do innych pudeł.Podobnie jak kilka miesięcy wcześniej nad Sanem dobrym wyborem okazało się łowienie na streamera, a optymalnym odcinkiem kilkusetmetrowe głębokie bystrze powyżej "składu drewna".
To bardzo trudne łowisko, brodzenie tam wymaga kija, podkutych butów, determinacji i chyba ... tupetu.
W ciągu 3 dni polowania spotkaliśmy tam tylko -po telefonicznym uzgodnieniu-Mirka Pieślaka (pozdrawiam),który aktywnie atakował rybostan krótką nimfą.
Zanim o złowionych i zeeerwanyyych rybach kilka słów o sprzęcie.
Wspomniałem o podkutych butach i kiju do brodzenia.Są nieodzowne, czego dowodem był widok kilku muszkarzy mozolnie przekraczających rzekę ze znalezionymi na brzegu drągami w dłoniach.
Robert podpierał się składanym kijem Vision z piankową rękojescią, a ja swoim styranym dolnikiem od karpiówki w którym nadal nie dostrzegam większych wad.Tym bardziej, że ...
...opracowałem ciekawy sposób przywieszania go do paska w trakcie łowienia, sposób umożliwiający błyskawiczne ujęcie kija i podparcie się oraz odwieszenie przy pomocy magnesu gdy znów jest zbędny.
Zdjęcie mówi wszystko -linka zabezpieczająca, jedna część magnesu systemem kółek i karabińczyków przymocowana do kija, druga swobodnie na przesuwnej szlufce przy pasie. Silny, podbierakowy magnes (tu Jaxon), śliska szlufka umozliwiajaca przesuniecie zestawu na tyłek gdy łowimy, karabińczyki umożliwiające demontaż bez odpinania pasa...
Robert docenił i zastosował.
Buty, wodery, tu w końcu ponownie zawierzyłem firmie Simms kompletujac zestaw g3 co ostatecznie zakończyło moje blogowe rozterki. Vibram i kolce -przydało się jak rzadko!
Wędziska to u Roberta Orvis H2 i Hatch całość około #6 u mnie Winston WT i Nauti FWX w podobnym rozmiarze.
Zastosowalismy pływajace i intermedialne linki, grube przypony, jak zwykle przy silnym nurcie i trąconej wodzie stosowałem końcówkę 0,25 .Pomimo tego "poważnego podejścia" 2 ryby zerwały mój przypon w chwili zacięcia najprawdopodobniej z powodu nierozpoznanego węzła lub uszkodzenia o kamienie.
Przynętami były średniej wielkości i różnie dociążone streamery raczej w stonowanych barwach. Wzory z nad Sanu w pełni się sprawdziły, podobnie jak ciemne pijawki, także te, które zagryzamy na jednym ze zdjęć
Już w pierwszy dzień złowiliśmy kilkanaście pstrągów w tym kilka grubo ponad 40 cm, mnóstwo ryb zeszło najwyraźniej odganiając przynętę, a nie żerując.Poznawaliśmy wodę, miejsca i godziny brań, trochę spacerowaliśmy wzdłuż brzegów, obserwowaliśmy kolegów po kiju i ich wysiłki.
Coraz bardziej nam się podobało...Raptem kilka kajaków, kormorany przyjaznej rasy -
- mentalnie szykowalismy się na "jeszcze"
Następne dwa dni to dłuższe wędrówki brzegami Dunajca i utwierdzenie się w przekonaniu o dobrze dobranej metodzie.
Zauważylismy, ze wielu milośników ma krótka nimfa i że wielu kolegów łowi wyłącznie w pobliżu zaparkowanych samochodów.
Roberto z zaciekawieniem obserwował towarzysko usposobionych muszkarzy w pobliżu parkingu w Krościenku.
Błądząc trochę i płacąc frycowe za nieznajomość wody szukalismy samotnosci, bystrzynek, ciszy...
i brań. A te trafiały się naprawdę często...
I jak tu nie opić Robertowego strumieniowca? Tym łatwiej , że chwilami było naprawdę upalnie!
Pogoda, jak to w górach bywa była bardzo kapryśna i naprawdę znikąd pojawiały się opady i grzmoty.
Cienka kurtka w kieszeni kamizelki to konieczność.
Ale przed burzą, przy pierwszych dalekich grzmotach, gdy powietrze w ten wyjątkowy sposób zastyga w bezruchu...Sami wiecie.
Złowiliśmy kilkanaście ponad 40 cm pstrągów, kilku z nich blisko było do 45 cm, no a jeden był nawet dużo lepszy...
Zdjęcia, cóż - na chybcika, tylko w podbieraku, stojąc w rwącej wodzie i nie chcąc zaszkodzić rybie...i co najistotniejsze, a bolesne - nie było Andrzeja!
Muszę na koniec podzielić się jeszcze kilkoma uwagami technicznymi.
1.Łowienie na streamera przy użyciu pływającej linki może być skuteczną metodą w kamienistym szybkim dość głębokim łowisku( jak to opisane w naszej relacji)
2.Warunkiem jest długi przypon z fluoro.oraz prowadzenie przynęty Z prądem lub w jego poprzek.Lekko dociążony streamer pozwala na takie manewry, pozwala po rzucie POD prąd przez jakiś czas prowadzić go w sposób zbliżony do przynęty spinningowej co jest wzorem skutecznosci.
3.Nie musimy czynić tego wyłącznie na długim dystansie, o nie, bynajmniej!
Możemy stosować krótkie rzuty POD prąd i liczyć na branie na dystansie skutecznie obłowionych kilku metrów, a czasem tylko jednego!
4.Unikajmy kanonów typu "streamer, długi kij, tonąca linka" To ogranicza, uniemozliwia "mozaikowe" podejscie do flyfishingu.
5.Posiadanie streamerow o różnej masie (np. bez, z lekką lub ciężką mosiężną główką) , a o podobnym wyglądzie pozwala na niesamowitą elastyczność.Pozwala topić gdy głęboko i smużyć gdy tego chcemy.
6.Nie pomijajmy płytkich nurcików, szczególnie gdy woda jest podniesiona.Jeden z naszych pstrągów zebrał 10 cm jeszcze nie utopionego sierściucha 2 metry ode mnie.
7.Niebagatelną zaletą linki F jest możliwość mendingu, świadomego lawirowania pomiędzy kamlotami do samego końca prowadzenia przynety.
Powyższe uwagi odnoszą się do kamienistego odcinka rzeki, szczególnie gdy część glazów wystaje z wody.
Płanie, mega rynny, o to już inna bajka. Chociaż???
Zupełnie na koniec muszę wspomnieć o życzliwym zainteresowaniu pozostałych klubowiczów, Andrzeja, Mariusza i Grzesia którzy dopytywali o wrażenia i nie szczędzili porad.
Roberto, było świetnie!
Następne spotkanie nad urokliwym Sanem!
Paweł
- remek, Friko, Guzu i 33 innych osób lubią to
No, to sierżant 50+ gratuluje kapitalnej wyprawy.
Nawiasem pisząc również byłem w '79 roku na tych mistrzostwach, ale jako kibic. Zamieszkiwałem w tych domkach-budach PTTK zaraz nad brzegiem Dunajca w Czorsztynie. Przebywałem tam wówczas bez sprzętu wędkarskiego, za to z panną; jej walory wygrały z wędkowaniem, jak to u młodego chłopaka
Zapamiętałem jednego z zawodników, który łowił odziany dość ekstrawagancko, w granatowy dres z czerwonymi rękawami, wykonanymi z jakieś dermy, czy innej sztucznej skóry.
Teraz rzadko odwiedzam Dunajec, obraziłem się na zaporę...
I jeszcze o tym winku..Niestety, nie znam się na winach. Nie było kiedy się nauczyć. W młodości nie wychodziłem ponad "jabcoka".
Ale apetytu narobiliście na coś smakowitego, zwłaszcza koledzy komentujący wyprawę Pawła i Roberta.