Spontan
Cześć!
Bywają wyprawy planowane przez wiele tygodni, ba nawet miesięcy, spotkania będące pojedynkiem terminarzy ich uczestników.
Czasem jednak okazja przeżycia kolejnej przygody pojawia się nagle, szczęśliwy zbieg okoliczności nie wymaga karkołomnych kalendarzowych kombinacji.
Nie zdarza się to często, jednak ...poczytajcie o naszym towarzysko-wędkarskim "spontanie".
Tydzień temu Mariusz i Robert wraz z małżonkami pojawili się w naszym domku, łącząc sprawy rodzinne p. Szalejów w Poznaniu z urlopową podróżą p. Bednarczyków nad Baltyk.
Piątek spędziliśmy na pogawędkach, oglądaniu zdjęć, rodzinnych opowieściach i co najważniejsze poznaniu się pań, a w sobotę rano...zaprosiłem moich kolegów nad pomorskie rzeczki.
Ten wymarzony scenariusz do końca nie był pewnym, chłopaki co prawda wzięli ze sobą muchowe graty, lecz pogoda, nastrój naszych żon(kto z nas jest w stanie dokladnie go przewidzieć?) i powinnosci rodzinne mogły zniweczyć nasze knowania.
Wszystko ułożyło się jednak doskonale i dzięki rozsądnej gospodarce promilowej dnia poprzedniego ok. 8 rano bylismy już w drodze nad Dobrzycę.
Ileż chciałem Im pokazać, ile opowiedzieć o jakże wielu wspomnieć przygodach obejmujących 42 lata świadomego pstrągowania ...
Przynudzałem więc prawie całą drogę, parkując w końcu w ukrytym na końcu niknącej drogi miejscu. Ostatnie 2 kilometry duktu przeczołgaliśmy się pomalutku korzystajac z podniesionego zawieszenia naszego kombiaka.
Ufam i wiem, że nie tylko kurtuazja była powodem zauroczenia kolegow dostrzegających spokój, bezludzie i fantastyczną roślinność ukochanej okolicy.
Dolna Dobrzyca to jednak wymagające łowisko i także ten aspekt nie umknął uwadze Mariusza i Roberta.
Po kilometrowym domarszu rozpoczęliśmy łowienie w dość powolnej rzece, odstraszającej słabeuszy zasysającymi brzegami.
Parę razy usłyszałem nawet z ust zaproszonych łowców adekwatne okrzyki ( do diaska!, o kurczę!) i podobne używane często gdy znikamy po pas w bobrowym rozlewisku)
Nastrój był doskonały, łowienie bardzo towarzyskie, żarty i wymiana muszek oraz co najważniejsze udane hole ryb!
Przyzwyczajeni do odmiennych łowisk (Bóbr, Bystrzyca, San, Dunajec) koledzy wzajemnie asekurowali się, ja także pozostawałem cały czas w zasięgu wzroku.
Jeden z lipieni Mariusza zwabiony na nimfę zgrabnie zapozował (szczerze mowiąc po prostu wyskoczył z rąk )
Złowiliśmy i naturalnie wypuściliśmy 25 lipieni i jednego pstrąga potokowego, kilka ryb żerujących powierzchniowo wzięło na nimfę, kilka na suchą, tu i tam każdemu z nas zdrowo szarpnęło... po prostu świetny dzień!
Czy złowiliśmy dużego lipienia? Nie!
Czy kiedyś były tam wieksze ryby? Tak!
Jednak są sytuacje, a ten spontaniczno-nostalgiczny wyjazd do nich się zaliczył, gdy nawet prałaci w miejsce kardynałówi dostarczają swietnej zabawy.
Uwierzcie, uśmiechnięte, choć zmęczone twarze moich gosci były dla mnie najwiekszą radoscią , a dla wszystkich z nas fakt iż łowy skończyliśmy -trochę i ku mojemu zaskoczeniu- tuż przy zaparkowanym aucie. Meandry, meandry...
W drodze na kolejne łowisko opowiadalem o Piławie, jej połączeniu z Dobrzycą i co to właściwie są Połączone, snułem o Gwdzie i jej wspaniałym dopływie Płytnicy (strumień mojej młodosci), wspominalem Czernicę (Boże jaka piękna od Czarnego w dół), głęboką pstrągową Głomię, Szczyrą, Chrząstawę, zeszło także na rzeki Przymorza i zjawiskową Łupawę.
Przejechaliśmy raptem kilka kilometrów i znaleźliśmy się nad Połączonymi w okolicy spalonego mostu, w miejscu gdzie zaplanowałem biwak, odpoczynek i posilek.
Miejsce wyjątkowe w tradycji rodzinnej mojego muszkarstwa, tu kilka lat temu z Ojcem
Tu podczas samotnej rowerowej wyprawy rok później
A tu w towarzystwie Mariusza i Roberta, już na tle spalonej niestety konstrukcji.
Biwak bardzo nam posłużyl.Widok i szum rzeki, zimne napoje w tym Lech bezpromilowiec, parę bułek, wedlina, trochę sera, ćmuchnięta fajka Roberta,cisza, trochę niekrępujacego milczenia...
Stolik, lodowka i krzesła w bagażniku to świetny pomysł, uwierzcie, - to ma sens.
W trakcie sjesty postanowiliśmy o powrocie na łono rodziny, była już bowiem 16.00, planowaliśmy zakup kilka wędzonych ryb no i kilkometrów przed nami pozostało ok. 140tu.
Tak więc po spakowaniu się i ponownym przejechaniu mostów na Piławie (Zabrodzie i ruiny jednej z największych hodowli tęczakow w Europie) oraz Dobrzycy znaleźlismy się w Tarnowie -łowisku specjalnym typu wysoce komercyjnego gdzie sprzedano nam pyszne wędzone palie ( dla domu) i smakowite sielawy pochlonięte z Robertowych rąk już po drodze.
Wizja powrotu , tego co mnie czeka
(oczywiscie w nieprzypadkowej kolejnosci...)
dociążaly nieco but.
Nasze Panie bynajmniej nie cierpiały w wyniku wędkarskiego wyjazdu mężów!
Zastalismy je w świetnej komitywie, takze nieco wyczerpane połowami na poznańskim odcinku specjalnym...
"Stary Browar" obfituje w liczne trofea, licencje raczej typowe, limitów brak...swoją drogą miejsce naprawdę wyjątkowe, architektoniczny majstersztyk.
Tak więc przy kolacji naprawdę mielismy o czym opowiadać (nieoceniona Beatka starała się pokazać dziewczynom kilka fajowych poznańskich miejsc m. in. słynny trójwymiarowy mural w dzielnicy Środka , most Jordana i Bramę Poznania) i nikt chyba niezależnie od płci w trakcie weekendu się nie nudził.
Czy podobne spotkanie uda się powtórzyć? Czy wszystka znów "zagra"?
Chciałbym, wraz z Beatką chcielibyśmy, ale doświadczenie mówi, że prawdziwy "spontan" pojawia się raz! A może nie?
Na koniec kilka uwag sprzętowych.
1-Łowiliśmy wedziskami w klasie 4, 9 stóp, Mariusz krótszym 8,6 stopowym z-axisem.(Robert h2, ja Sage one)
2-Próbowałem przyponu żyłkowego i nimf z główkami wolframowymi i mosiężnymi o dość dużych srednicach.
3-Konstrukcję przyponu podpatrzyłem u Kacpra-naszego forumowego znawcy tematu podczas wspólnych łowow w lipcu nad Łupawą. Dziękuję Tobie w tym miejscu i pozwalam sobie zamieścić zdjęcie z naszej wyprawy.
4-metoda jest skuteczna, wymaga znajomości dna łowiska, warto to umieć by o tym dyskutować.
No i naprawdę na koniec - czekam na najpiękniejszą porę roku na Pomorzu - późną jesień!
pozdrawiam Was - Paweł
- Friko, tpe, lukomat i 23 innych osób lubią to