Głowacica wędkarza myślącego...
Cześć!
Piszę do Was po lekturze ciekawej książki, po przestudiowaniu "Głowacicy wędkarza doskonałego" pod redakcją dr Stanisława Ciosa.
Na naszym portalu napisano już niemało na temat tego wydawnictwa, pojawiły się zarówno uwagi krytyczne jak i te doceniające wysiłek autora i zawartość "Głowacicy..."
Powyższe uwagi mogą wydać się subiektywnymi, popełniłem bowiem półtorej strony na temat Gwdy i obecności w niej miedzianej ryby, a Staszek uznał krótką opowiastkę za godną umieszczenia w swej książce.
Jeśli więc uznacie, że "współautorstwo" czyni mnie recenzentem nieobiektywnym zaniechajcie niezwłocznie dalszej lektury.
Jeśli jednak tak nie sądzicie...zapraszam
Otóż książka jest bardzo ciekawa, nieźle wydana, uzupełniona fotografiami i ma charakter, że tak powiem " mozaikowy"
Duża część informacji dotyczy Klubu "Głowatka", interesującą historię grupy przyjaciół opisuje potoczyście Wojciech Łopatka. Poprawna polszczyzna najwyższych lotów, cóż, ten aspekt lektury zawsze był dla mnie istotny. Spotkania klubu, licytacje, wykłady, tradycja...Dobrze, że utrwalone, udokumentowane...
Inną nieco wartość niesie relacja Władysława Jandury, surowa w formie, fascynujaca w treści... Słynne 14.10 - Grunwald?
Podobnie wspomnienie Zbigniewa Krzepowskiego, historia Jego przeprowadzki nad Dunajec, opis domku w którym miałem przyjemność gościć w końcu lat 70 tych. Wąskie schodki na poddasze, prośba gospodarza by nie tupać zbyt ochoczo, bowiem strop niepewny...ech...
Następne relacje, kolejni łowcy i wieńczący tę część materiał Piotra Zieleniaka. Po lekturze tej części książki jeszcze bardziej doceniam obecność wielu z współautorów na naszym forum
"Rys historyczny połowu głowacicy" to część w mojej ocenie fascynujaca.To właśnie u Staszka, u dr Stanisława Ciosa cenię najbardziej. Przywoływanie dawnych relacji, sięganie do tekstów źródłowych, umieszczanie starych fotografii, cytaty, mozolne wydobywanie faktów z mroków przeszłości...
To oczywiście mozolna praca i niełatwa jej efektów lektura, ale uwierzcie...to pozostanie, i to po jakimś czasie będzie materiałem dla następców...
Tam też na stronie 139 kilka moich, będących odpowiedzią na propozycję autora, zdań.
Czy możemy literalnie, z aptekarską wręcz dokładnością traktować dawne zapiski i opowiastki? Polegać na podanych datach, miejscach i centymetrach w sposób bezkrytyczny? Z pewnością nie, co jednak dla każdego badacza zajmującego się przeszłością jest zrozumiałe, a czego świadomymi powinni być także potencjalni czytelnicy. Być blisko prawdy, tak blisko jak to możliwe, zdając sobie jednak sprawę z oczywistych ograniczeń (czas płynie, pamięć eroduje )
"Rekordowe polskie głowacice" to informacja o największych złowionych rybach, okolicznościach połowów, łowcach i łowiskach...
Ciekawe jak zasada c&r w połączeniu z bardzo kiepską rejestracją połowów ogranicza możliwość oceny rybostanu i wielkości okazów.
"Zarybienia i ochrona" - tu omówiono aktualności dotyczące tej kwestii, z przykrością należy zauważyć bezradność i brak spójnej idei łączącej zainteresowanych i decydujących...Piękne rzeki, liczne grono hobbystów, coraz większe pieniądze i ...nadal miedziana populacja będąca na granicy egzystencji...
Gorzki, bolesny problem...
"Silva rerum" (zbiór najróżniejszych wiadomości) to kolekcja ciekawostek, dokumentów, obrazów (w tym zdjęcie polskiej głowacicy ważącej 32 kg), z pewnością godnych zainteresowania. Rysunki Jacka Brodowskiego, historia znaczków pocztowych które projektował, jakie nosiły nominały i dlaczego - naprawdę ciekawe. Znajdziemy tu także informacje o pokarmie ryb, tak trudne do zweryfikowania dziś, w dobie no kill, odcinków specjalnych i innych poczynań zgodnych ze zdrowym rozsądkiem. Warto wyciągnąć wnioski z obserwacji poczynionych w innych czasach, w innych uwarunkowaniach.
"Polskie relacje o tajmieniach..." Cóż, kolejna perła. Jerzy Putrament, Jarema Stępowski, także współcześni łowcy nadal kultywujący dalekie wyprawy, ale to co urzekło mnie najbardziej to fragmenty prozy Ferdynanda Antoniego Ossendowskiego.
Naprawdę bluźnierstwem byłoby cytować, streszczać, polecam zatem oryginalny tekst erudyty, patrioty i antykomunisty.
https://pl.wikipedia...and_Ossendowski
W "Głowacicy wędkarza doskonałego" znajdziecie wskazówki, które z licznych dzieł autora dotyczą przyrody, przygody i naszego hobby.Nie pomińcie tego działu, kończy książkę co prawda, tam już przypisy niedaleko i raczej rysunki niż zdjęcia, ale...warto!
"Bibliografia". Około trzynastu stron prezentujących źródła zaświadcza o poważnym podejściu do podjętego wyzwania. Uporządkowane informacje o autorach odpowiednio cytowani twórcy, tu widać, że mamy do czynienia z naukowcem znającym warsztat i zasady posługiwania się użytym piśmiennictwem.
Napisałem powyżej, że książka ma charakter "mozaikowy". Tak właśnie jest, bowiem fragmenty beletrystyczne przeplatają się z tzw. twardą nauką tworząc interesującą, będącą rarytasem na naszym księgarskim rynku, całość.
Z obowiązku recenzenta (tak jakoś wyszło) pozwolę sobie zwrócić uwagę na kilka wątpliwości.
Tabela 5 na stronie 152 - co oznacza "spinning", określenie umieszczone pomiędzy typami przynęt?
Tabela 11 na stronie 189- czy płetwy brzuszne nie zostały nazwane piersiowymi?
Akapit 18 strona 231- czy "hajrus" to kiełbik jak sugeruje tekst (w nawiasie), czy też może lipień( po rosyjsku harius), co nasunelo się mnie?
Wszak HARIUS to nazwa dobrze znana kupującym polskim muszkarzom...
Reasumując szczerze polecam lekturę, a informacje widoczne poniżej przybliżą sylwetkę Tego Któremu Się Chciało.
pozdrawiam - Paweł
- Friko, jerry hzs, tpe i 27 innych osób lubią to
Miło mi Pawle.
Ochrona głowacicy musi mieć swój początek w dobrej woli Zarządów Okręgów, gospodarujących na wodach których ta ryba występuje. Musi powstać jakaś mądra i możliwa do realizacji w obecnych warunkach strategia dla tego gatunku. Bez tego ani rusz, ponieważ chronić tę rybę można jedynie przez ograniczenie presji, przy pomocy skutecznie działającego systemu przepisów i zapewnieniu odpowiedniego finansowania. Wiem, że to niepopularne zwłaszcza wsród pamiętających czasy tzw. składki krajowej, gdzie mając jeden znaczek nabyty za śmieszne pieniądze można było, zgodnie z przepisami, wyłowić wiele sztuk tych ryb w ciągu roku. Niestety, ale wśród większości amatorów głowacicy, których liczba skoczyła pod niebo w wyniku popularyzacji, żądanie takiej dostępności nadal pokutuje - PZW ma zarybiać w setkach tysięcy, OZ Łopuszna ma działać jak zakład produkcyjny materiału zarybieniowego, mówiąc krótko sypać, sypać, sypać ryby do wody ile wlezie i łowić je, łowić za równowartość dwóch obiadów w restauracji średniej klasy. No i taki model właśnie niedawno upadł o czym od kilku lat mają okazję przekonać się uczestnicy corocznych edycji sławnego na całą Europę Pucharu. Produkowany "przemysłowo" materiał zarybieniowy po prostu przepada, jest zbyt lichy by przetrwać w coraz bardziej zdegradowanych Dunajcu i Popradzie a nerwowe próby zarybień starszym materiałem, 2-3 latkiem, przy braku wyłączenia odcinków zarybianych i "głupocie" takich hodowlańców, które brały na wszystko, szybko kończyły się ich wybiciem. Skuteczne (w miarę) systemy ochrony działają na Słowacji - 5 wejść za ok 200 Euro, ograniczona ilość dniówek, Austrii - tam to już naprawdę kosmos, wiele klubowych odcinków jest praktycznie niedostępnych dla "obcych", sam próbowałem dostać licencję na jedną ze styryjskich rzek, angażując nawet kolegę Austriaka ale nikt ze mną nie chiał gadać, ewentualnie trzeba wybecalować 200-300 Ojro za dniówkę, np. na słynnej rzece Mur. Przy okazji przepisów słowackich, niestety wyszła na wierzch nasza mentalność, o której pisałem poprzednio. Nie masz cwaniaka nad Polaka - nasi mistrzowie połowu głowacicy i to znane nazwiska, łowiący w słowackiej Orawie i Wagu do wspisów w karcie wejść zaczęli stosować pisaki ścieralne chwilowo dymając słowackie przepisy. Na szczęscie Słowacy byli czujni i o ile mi wiadomo w jakiś sposób wykryli oszystwa i poradzili sobie z nimi. Ale ograniczenie presji przy pomocy limitu wejść i odpowiedniego poziomu cen za licencje to nie wszystko. Większość ryb pada w wyniku kłusownictwa, również wędkarskiego, czyli w wykonaniu członków PZW, którzy łamią "zaledwie" dwa zakazy - połowu w nocy i limit. Jest (była) grupa łowców, którzy na ryby wychodzili głęboką nocą i w ciągu jednego sezonu potrafili wyczyścić z ryb kilka miejscówek. Gadałem kiedyś z jednym takim, powiedzmy "sądeczaniniem" który chwalił się, że z dwoma kumplami w ciągu jednego jesiennego miesiąca wybrali z pewnej rynny w rejonie Żegiestowa 30 głowatek. Podobny proceder ma miejsce na OS San, gdzie osobiście zdarzało mi się wypłoszyć nocnych (a w zasadzie wczesnoporannych) łowców, wyławiałem z wody woblery, twistery, znajdowałem porwane żyłki spinningowe i OS Dunajec, gdzie wszystkim łacznie z członkami ZO NS wiadomo o aktywnie działającej miejscowej, nocnej grupie uderzeniowej "kontrolującej" pogłowie głowacicy w rejonie muru oporowego w Krościenku. Jest nieciekawie, ale najgorsze dopiero przed nami czyli kilka słów o kłusownictwo na tarle. Samo w sobie jest aktem barbarzyństwa przy czym niesie wielkie niebezpieczeńswto dla gatunku - po pierwsze unicestwia najzdrowsze, najwartościowsze sztuki bo tylko takie, w wyniku naturalnej selekcji przystępują do tarła naturalnego, a po drugie eliminuje potencjalny efekt o najwyższej wartości biologicznej, czyli naturalną reprodukcję, gdyż prawdopodobnie większość zamordowanych tarlaków ginie zanim zdąży się rozmnożyć. Wielkie ryby ginęły na licznych tarliskach, głównie w dopływach, słyszałem wiele takich opowieści, np. o dziesiątkach ryb zamordowanych jednego, wyjątkowego roku w pewnym doływie środkowego Sanu, gdzie do niewielkiego potoku weszła niespotykana ilość tarlaków - podobno niewiele z nich wróciło do rzeki. Sam też, kilkanacie lat temu na pocz. maja obserwowałem grupę "śniadych" panów kręcących się w pobliżu trzech par budujących gniazda na górnym Dunajcu na wodzie do kolan- po telefonie do SR uspokoiłem się gdyż Panowie ze straży potwierdzili znajomość tematu i nocny nadzór nad tarliskiem do czasu spłynięcia tarlaków. Niestety, z tego co wiem, od paru lat już nie obserwuje się tarła na tamtym odcinku. Reasumując, moja koncepcja jest następująca, przy założeniu wsparcia ze strony PZW: eliminacja nocnego kłusownictwa i szczególna ochrona tarlisk połączone z kontrolą legalnej presji i "mądrymi" zarybieniami odcinków, które się do tego szczególnie nadają. Dlatego "popularyzacja głowacicy" w proponowanym przez kluby miłośników wydaniu, która de facto poza zarybieniami, z wysoce wątpliwym efektem końcowym, tzw. sympozjami i towarzyskimi pogadankami, które niczego nie wnoszą, jak również medialnym jazgotem nie są w moim odczuciu skuteczną odpowiedzią na realne zagrożenia dla gatunku.
Pozdrawiam
Darek