Stojąca woda, płynący czas
Cześć!
Prawie dwa lata absencji w tym miejscu, dwa lata gdy częściej czytałem ( o tym za chwilę) niż pisałem, próbowałem nowych metod, i poznawałem wymarzone łowiska.
O nie, nie nudziłem się bynajmniej, z umiarem opita 60-ka nie stępiła wędkarskich zainteresowań i głodu nowości.
Oczywiście nie jest zupełnie różowo, dłużej wiążę przypony, trudniej wykopuję się z bagien, a małe muszki wieczorem atakuję po wielokroć końcówką przyponu. Poranna szaruga częściej odstręcza od wyjazdu, nad rzeką także nie gonię już do kompletnej ciemności...Ale co tam, Skumulowana Skuteczność Łowcza (SSŁ ) nadal jest satysfakcjonująca.
Tytuł poniższej opowiastki wynika z dwóch powodów. Pierwszy z nich to, nienowa przecież, ale nasilająca się chęć muchowego łowienia salmonidów w wodach stojących, a druga część tytułu, cóż, nie okłamujmy się, dotykająca mnie coraz częściej świadomość upływającego czasu.
Ale "nic to" jak mawiał mikrorycerz i o łowieniu zatem.
Od wielu lat, ale raczej przypadkiem i marginalnie łowiłem salmonidy w jeziorach i zbiornikach zaporowych oddając muchowe pierwszeństwo rzekom, strumykom, potoczkom i morzu.
Ostatnie sezony zmieniły w tej kwestii wiele. Muszkowanie w jeziorach z łódki naprawdę mnie zauroczyło, a świadome łowienie na malutkie przynęty w wielometrowych głębiach kręcą mnie jak mało co.
Jeziora, czy to nasze, czy też te na dalekiej północy potrafią być przepiękne, schyłek dnia dużo łatwiej uchwycić kładąc linkę na ich spokojnej tafli niż w nurcie szumiącej, absorbującej i schowanej w drzewnym tunelu rzeki.
Jeziorowe łowienie ryb szlachetnych na muszkę ma swą niewątpliwą specyfikę. Można to robić z brzegu, fakt, lecz to łowienie z łódki daje największe możliwości i o nim chciałbym napisać. Opatrzność sprawiła, że już przed kilkudziesięcioma laty trafiałem nad wysokogórskie, ubogie, zamieszkałe przeważnie przez salmonidy jeziora. Szwecja, Norwegia, Finlandia...w fajnym towarzystwie łowiliśmy potokowce i palie na spinning i na muchę.
No właśnie, spinning, a potem już casting w pewnym stopniu zdominowały nasze/moje ówczesne łowy, odstręczały od wzięcia w garść leżącej przecież w łódce muchówki. Przyczyny były jasne, po prostu łowiliśmy dużo pięknych ryb i idea "po co kombinować" wpłynęła także na mnie.
Część z Was, muszkarzy zna z pewnością sytuację w której spinningista podśpiewując radośnie kosi jak dziki, a muszkarz kolejny raz przewleka drżącymi rękoma linkę przez przelotki. No i woda, woda na której jesteśmy być może jedyny raz w życiu...
To się jednak zmieniło, bowiem po pierwsze złowiłem już w życiu satysfakcjonującą ilość ryb( no prawie), a po drugie zaś znalazłem współtowarzyszy także przedkładających jakość ponad ilość. Dwu muszkarzy w łodzi, kontemplacja ponad naparzanie, trwanie w postanowieniu...to pozwoliło bez stresu łowić na muszkę pomijając poczucie niedosytu i utraty potencjalnych okazji.
Tak więc zaczęło się świadome poszukiwanie ryb w dużych akwenach z głęboką wiarą w możliwość, w sukces, w fakt, że to się może udać.
Ten aspekt jest bardzo istotny i chciałbym zwrócić na niego Waszą uwagę. Otóż musimy przekonać się o skuteczności własnych wysiłków osiągając sukces. Próbować, pytać, podglądać rzucać, rzucać rzucać i... czytać. A skoro o czytaniu...
Wspomniałem, że przez dwa lata blogowej absencji wiele czytałem i w związku z tym właśnie zamieszczam zdjęcie książki, którą uważam za bardzo interesującą jest bowiem dziełem praktyka. Mariuszu, Marszale nasz polny koronny - jeszcze raz dziękuję za prezent.
Ileż ciekawych informacji, jak wiele potwierdzeń własnych doświadczeń!
Gdy czytałem o połowie potokowców, o sposobie ich żerowania i zwyczajach odniosłem wrażenie , że ten sympatyczny Czech siedział ze mną na łódce w czasie jednej z fajniejszych przygód.
Połów pstrągów tęczowych, zarówno tych z niedawnych zarybień jak i tych zasiedziałych doświadczonych staruszków traktowany jest przez Krivanca z dużą atencją. Rozumiem go , zdziczały, obyty z akwenem tęczak to nie lada przeciwnik. Autor opisuje użycie różnych linek, konstrukcję przyponów, wzory muszek, no naprawdę sprzęciarstwo w najlepszym wydaniu, a że w połączeniu z taktyką i techniką połowu...ręce do oklasków.
Kończąc omówienie tej fajnej książki zwrócę uwagę na technikę wieszaka -(hang), oraz opis sposobu Boba Churcha. Sprawdzone, złowione, moment gdy po rzucie napływająca na linkę w dryfie łódka pozwala zatopić sznur i utrzymać go przez chwilę w pionie...To niesamowite dynamiczne szarpnięcie ryby będącej na głębokości 10 metrów...magia!
Oczywiście łowienie w jeziorach to także wypatrywanie oczek, spławów, mlaśnięć, cmoknięć i bulgoczących zassań. Tak więc w pogotowiu powinniśmy mieć zestaw do połowu na suchą muszkę i atakować żerujące ryby imitacją chruścika, jętki czy mrówki. Łowienie z powierzchni, czy też tuż pod nią jest bardzo ekscytujące, bowiem sucha muszka może nawet kilka minut spoczywać na tafli wody i wraz z muszkarzem oczekiwać na branie przepływajacego amatora . Ryby w jeziorze pływają, pstrągi tęczowe często grupkami i bywają widoczne pod powierzchnią. To bardzo istotne w kontekście ponawiania rzutów( nie za często) i zmiany miejsca połowu( często - idealny jest powolny dryf).
To trochę jak z trociami w Bałtyku. Gdy następuje branie, tuż po nim jest następne i następne, a potem znów dłuuuga przerwa bowiem stadko odpłynęło.
No to teraz trochę o sprzęcie i zachowaniu się w łódce.
Używam wędzisk o długości 9 stóp i wt 6, sporadycznie wt 5, a myślę tu o z axisie widocznym na jednym ze zdjęć. Jest to wędzisko wystarczająco solidne by konkurować z nieco sztywniejszymi 6-kami( Sage one i Winston b3x w klasie 9/6), a w dodatku wybitnie fartowne.
Obiektywnie przyznać muszę, że Sage one 9/6 jest optymalnym kijem wręcz stworzonym do tego co sobie z tonącymi linkami wyczyniam. Winston przygotowany jest wraz z pływającą linką typu clear (Airflo ridge clear tactical) i przywiązanym sucharkiem na szybką akcję "oczkujący makrus".
Mokrą muszką, nimfami i streamerami łowię linkami z końcowkami o różnej szybkości tonięcia. A więc 6, 3 no i powolna intermedialna "klasa" w której koniec linki znika pod wodą. najdłużej.. Piszę o tym w sposob uproszczony, przedkładam jednak klarowność przekazu ("clear") nad dogłębne dociekania mogące zniechęcić potencjalnego jeziorowego łowcę. Tu może przytoczę nazwy kilku linek sprawdzonych przeze mnie i doświadczonych kolegów . Zacznę od Cortland Ghost Tip z intermedialną przejrzystą końcowka o długosci ok.5 metrów.Piszę o tej lince od lat na naszym portalu zarówno w kontekście morskich troci jak i rzecznych czy jeziorowych salmonidow oraz szczupaków. Gdy nie trzeba zbyt głęboko...Ghost!
Doskonałą linką o szybko tonącej końcówce jest RIO Avid Sink TIP wf f/s6 o ciemnoszarym końcu długosci ok.8 metrów.To naprawdę fajnie szybko tonie, w czasie rzutu zaś nie sprawia najmniejszych problemów. Sztywny running line nie jest bynajmniej wadą.
Trochę wolniej wodujemy w toni nasze muszki linką Greys platinium extreme flyline wf 6 t 3 sink.
Bardzo dobre opinie zbiera tonąca linka Airflo Sixth Sense wf 6/7 s3 koloru ciemnozielonego ze znaczącymi dystans do przyponu odcinkami o pomarańczowawym zabarwieniu.
Pisząc o tej lince muszę wspomnieć o pewnym urokliwym popołudniu, spędzonym w towarzystwie Roberta Bednarczyka i Roberta Tobiasza.Obaj to wytrawni muszkarze, z oboma łączy mnie wieloletnia znajomość.. Myczkowce, sierpień, pstrągi i ...Airflo .Tak, to tam Robert Tobiasz, pokazał nam jak sprawnie można posłużyć się tą całkowicie tonącą linką w dość płytkim zbiorniku . Wszyscy połowiliśmy, brań i zejść było co niemiara, ale ta linka we wprawnych rękach Sanowego Przewodnika dała najlepsze efekty. Warto podpatrywać ...
Na moim podwórku także przez chwilę zaświeciło bieszczadzkie słońce, tu w akcji wspomniany z axis, ulubiony ulubieniec do płytkich łowów.
Od lewej - Robert Bednarczyk, Wasz sprawozdawca i TRAPER Robert Tobiasz
Ciekawą odmianą podczas łowienia salmonidów w jeziorach jest spotkanie z palią, prześliczną silną i nadal dość nieprzewidywalną dla mnie rybą. W przyszłym sezonie przyłożę się starannej do zagadnienia, liczę na wyrozumiałość Grzegorza i Piotra oraz współpracę w lapońskich muchowych wysiłkach. Łowiliśmy palie tuż przy brzegach jezior, łowiliśmy w głębi, stanowczo poszukamy ich znów bo naprawdę warto. Jednego jesteśmy pewni-uwielbiają mrówki.
Pisząc o linkach muchowych muszę wspomnieć o bardzo przydatnych końcówkach, tipach czyli mówiąc prościej odcinkach sznura o innym charakterze łączonych z linką główną. Najczęściej spotykanym zestawieniem jest połączenie tonącego - tipu z pływającą linką co pozwala łowić głębiej.Tak więc po połączeniu tipu z linką i dowiązaniu przyponu do dalszego końca tipa łowimy inaczej, często głębiej niż linką pływającą. To dobre rozwiązanie, gdy mamy ze sobą jeden kołowrotek z pływającą linką, a nagle trzeba inaczej...Oby tylko przypon był dość krótki, np ok.1 metra bo efekt zostanie utracony. Dla muszkarzy to bynajmniej nie nowość, zwolennicy wędzisk dwuręcznych (DH) temat głowic, running line, tipów i przyponów mają w małym palcu.
Jednak i "jednoręczni" mogą na tym polu pokombinować. Kupiłem, dostałem i zrobiłem sobie wiele tipów o różnych parametrach, trochę dłuższych, cięższych ,ale i całkiem krótkich i lżejszych.Materiałem do moich produkcji były stare linki muchowe, głowice rzutowe, fragmenty znalezisk o niejasnym pochodzeniu...przechowuję to wszystko w specjalnym portfelu (całkiem udany produkt Trapera) i okazjonalnie doczepiam. Przyznam jednak że tym bardziej cenię zestaw im mniej połączeń w zarzucanej lince, lubię bowiem łowić na krótkich dystansach i dotyczy to zarówno jezior jak i rzek. Stąd poszukiwania linek na różne okazje, stąd rekomendacje umieszczone powyżej.
Pisząc o muszkach skupię się na tych większych, a to dlatego, że uwielbiam łowić solidnym streamerem na dobrym haku i grubym przyponie co pozwala na szybki hol i uwolnienie z szansą na przeżycie ryby.
Moje muszki nie są ładne, chciałbym, ale daleko im do prezentowanych także przez naszych twórców egzemplarzy. Dwa koraliki z przodu, zagubione proporcje? Trudno, muszę z tym żyć i ćwiczyć dalej. Staram się jednak o to by były bardzo trwałe ,wiązane na dobrych hakach i aby jeden model był w różnym stopniu dociążony. Jeśli chodzi o kolory to preferuję połyskliwą zieleń połączoną z szaroscią, czernią i flashem. Mój przyjaciel Zbyszek zauważył ostatnio, że wielkość i kolorystyka ulubionych przypomina utopioną zieloną ważkę. Zaskoczyło mnie to, ale gdy dłużej popatrzyłem...
Efekt falowania podczas opadu uważam za bardzo istotny, stąd dobór miękkich sierści i indyka. Czerwone i czarne...to też niegłupia kombinacja.
Kwestia haków jest bardzo istotna. Uważam, że dobry streamer, który podczas kręcenia uzyskał od wykonawcy "to coś", może rozmieszczenie obciążenia, może materiałów, streamer o trudno nawet opisywalnych cechach ( symetria, a może minimalny jej brak?) powinien służyć długo. Mam kilka takich, ostrzone groty, coraz krótsze niestety, płowiejące stopniowo materiały, ale przynęty nadal bardzo łowne.
Cóż więc za haki preferuję? Cienkie lekkie haczyki do wiązania much łososiowych, a ideałem wg. mnie jest seria firmy Tiemco o poniższym numerze katalogowym
Gdy przed kilku laty stały się w Polsce trudniej osiągalne spróbowałem podobnych konkurencyjnej firmy Akita. Tu także dokładne parametry.
Wizualnie haki są identyczne, jednak trwałość Tiemko raczej lepsza. Haki są cienkie, bardzo mocne, wyjściowo, ale i po kilku sezonach zabójczo ostre.Kształt klasyczny, oczko w pętli, zadzior mały łatwy do przygięcia. Polecam nie tylko na jeziora.
Co ciekawe łowiąc w jeziorach sięgam do długo nieużywanych lekkich nimf na dość dużych hakach. Jedna z nich jest widoczna na zdjęciu w pysku pstrąga tęczowego, tam trochę wyżej, widzicie? Leżała w pudle całe lata i czekała na patrolującego wodę, mającego wszystko w tyle tęczaka. Ryba uciekała na widok
wszystkich suchych muszek, z odległosci 2 metrów identyfikowała ściemę reagując odwrotem.
Cóż - bardzo daleki rzut, cały zestaw wraz z przyponem pod wodą, nimfa na głębokosci ok. 10 cm, dziwny ruch w jej pobliżu, zacięcie i ...niech ktoś powie, że kołowrotek to tylko pojemnik na linkę...
No to teraz może trochę o przyponach. Używam wyłącznie fluorokarbonu, przypon gdy łowię tonącą linką z dość dużym streamerem ma ok.1-1,5 metra długosci, składa się z jednej części i ma średnicę ok 0,22 - 0,26 mm. Gdy dobrze biorą wymieniam przypon na nieco grubszy do 0,28 włącznie. Gdy koniec linki to clear przypon może być jeszcze krótszy, w morzu używałem metrowych kawałków fluoro o średnicy 0,30 przywiązanych do końca Ghosta. Gdy łowimy na dwie muszki przypon jest nieco dłuższy nawet gdy linka jest szybkotonącą. Skoczka na nieco grubszym fluoro umieszczam ok. metra od linki, a prowadzącą powiedzmy metr poniżej. Wtedy przypon ma ok. 2 metrów powinniśmy uwzględnić to podczas topienia i prowadzenia. Łuk linki i przyponu zawsze utrudniają rozpoznanie brania i zacięcie, ale badanie akwenu dwoma imitacjami ma niezaprzeczalne zalety...
Przy suchych lub podpowierzchniowych łowach przypony osiągają nawet 4-6 metrów długosci.Trudno tym rzucić, wiatr robi co chce, no chyba, że go świadomie wykorzystamy, ale nie chcę wdawać się w zbyt szczegółowe rozważania. W każdym razie przypon do suchej muchy powinien być długi i niewidoczny. Fajnie gdy muszka pływa, a przypon jest utopiony. Temu sprzyja fluorokarbon choć i on podobnie jak żyłka potrafi przez jakiś czas leżeć na tafli i straszyć ryby szczególnie w łowiskach no kill. Tak więc to co bywa zaletą nad rzeką - pływalność - bywa wadą nad jeziorem. Przyczyną braku brań nad rzeką bywa zbyt gruby ostatni odcinek przyponu. Nad jeziorem może być jednak inaczej - pływająca wokół muszki ryba może zauważyć początek przyponu lub nawet linkę !Rozmaite konfiguracje przynęt i ich rozmieszczenie na przyponie (streamer atraktor) są świetnie opisane w książce i warto tam po prostu zajrzeć.
Wspomniałem o zachowaniu się na łódce i od razu, bez ściemniania powiem, że najlepiej być na niej samemu. Choć parę godzin w ciągu dnia. Musi być cicho, powolnie, warto realizować swoje pomysły w swoim tempie. Ale przecież są i wady tego rozwiązania , względy bezpieczeństwa, pogaduchy, wymiana wrażeń skłaniają do poszukiwania fajnego towarzysza. Jeśli jest nas zatem dwóch warto ustalić co gdzie leży, umieścić wędziska w obrysie łódki, mieć na samym wierzchu podbierak, aparat fotograficzny, zamienić się co jakiś czas przy silniku. Taktowny kolega po kilku grubych sztukach zasiądzie do śniadania i przebierania w muszkach, by druh mógł pomachać linewką swobodnie.
A skoro o druhach i pomału przechodząc do poczucia upływajacego czasu o którym wspomniałem powyżej pozwolę sobie na refleksję.
To co w tej całej zabawie najcenniejsze, to o co naprawdę idzie i co zostaje w pamięci to ludzie. Truizm? Bynajmniej!
Niemcy mają doskonałe przysłowie-"podzielona radość to podwójna radość, podzielona krzywda to połowa krzywdy" Jak znalazł prawda?
Dziękuję Włodku
Grzegorzu
Zbyszku
Przemku
Robercie
Mariuszu
Bez kumpli wszystko to o kant d...
pozdrawiam Paweł
- Friko, tlok, lukomat i 37 innych osób lubią to