Zakończenie zimowych pstrągów 2016
#relacje #pstragi
Pierwsza część mojego sezonu pstrągowego dobiegła końca. Rozdział zwany „zimowym pstrągowaniem” zakończyłem intensywnym weekendem na początku lutego. Następna okazja do spacerów za pstrążkiem nadarzy się dopiero za miesiąc. A wtedy to już będzie wiosna pełną gębą. Chyba, że pogoda spłata kolejnego figla.
De facto, tegoroczna zima też jak dotąd jest mało zimowa. Oczywiście odnoszę się do Hiszpanii. W górach śniegu niewiele. Naprawdę trzeba wytężyć wzrok, bo dostrzec białe szczyty na horyzoncie. Ponadto tylko dwa razy przyszło mi walczyć z zamarzającymi przelotkami. Była to zatem taka niezbyt zimna zima.
Pstrągi jakby to wyczuły i w porównaniu z poprzednimi zimami wyniki miałem gorsze. Może nie jak chodzi o liczbę łapanych ryb, co o rozmiar. A może ma to związek z dopiero raczkującym u mnie łowieniem na sztuczne muchy ? Szczególnie z tymi wykonywanymi przeze mnie. Stworzyć sensownie pracująca w nurcie przynętę to nie jest takie HOP SIUP.
Ryba otwarcia, złapana na arcymistrzowska muchę Matuke zbudowaną przez Piotra :
Prawda może leżeć po środku. Natomiast, na chwilę obecną, powrotu do woblerów przy pstrągach sobie nie wyobrażam. Kiedyś obowiązkowo odczuwalne drgania przynęty wydają mi się teraz czymś sztucznym i niepotrzebnym. Czymś zaburzającym harmonijność pstrągowej rzeki. Może to tylko krótkotrwałe odchylenie, a może mi już tak zostanie ? Czas pokaże.
Miałem możliwość zaliczyć kilka naprawdę ciężkich dni. Z bardzo słabą aktywnością ryb, gdy wydaje się, że wszyscy mieszkańcy rzeki zostali wytruci. Gdy maszeruje się 6/7 godzin odwiedzając setki potencjalnych stanowisk pstrągów, a notuje się jedno odprowadzenie przynęty przez „dyżurnego”, to można sobie poćwiczyć techniki prezentacji i prowadzenia muszek. Planuję w niedalekiej przyszłości zamieścić wpis traktujący o wykonywaniu takich przynęt do spinningu i napiszę trochę o tym, jak tym łowię. Teraz więc wracamy do pstrągów.
Zeszły rok i letnie doświadczenia z rybami w doskonałej formie (momentalne wyskoki po braniu itd.) skłoniły mnie do sięgnięcia po żyłkę. Po kilku latach plecionkowego monopolu znów zacząłem łowić żyłką. Paradoksalnie największego pstrąga sezonu złowiłem jednak na muche na zestaw wyposażony w plecionkę z przyponem. Wtedy po prostu potrzebowałem rzucać daleko. Tej ciepłej zimy znów sięgnąłem po linkę. Moje wabiki zaczynają latać coraz dalej, dystanse 25/30 metrów stają się powtarzalne, a branie z takiej odległości, o ile w ogóle można je zaciąć to na pewno nie na żyłkę. Pewnie dłuższa wędka… Jednak więcej 60taków złowiłem po braniu na metrowym dyszlu niż na pełnym dystansie. Także moja wędka na pstrągi musi być krótka . Poręczna i manewrowa. Pracująca na całej długości. Lekka. I dobrze, jak będzie fartowna. Może nawet bardzo dobrze, jak będzie fartowna.
Wróciła plecionka. Żeby dodać pikanterii, dla poprawy kontroli nad spływającą przynęta sięgnąłem po linkę żółta fluo. Do niej obowiązkowo długi przypon z żyłki lub FC. Czy płoszy ? Być może płoszy. Być może po kilku spiętych wiosenno- letnich rybach, za sztywno przytrzymanych na lince, wrócę do żyłki. W każdym razie mam 2 szpule. Jedna z nylonem 0,25. Druga z PE 1.5.
Jak pisałem w poprzednim wpisie sprawdziły się przynęty zbudowane z paska skóry królika. Kombinacja właściwości tych tworów wydaje mi się niesamowita. W wodzie jako przynęta niemal pływają. Jak wezmą wody to ważą tyle, że latają jak najlepsze woblery z systemem rzutowym. Do tego w wodzie zachowują się lepiej niż jakakolwiek gumowa przynęta, jaką miałem okazję zanurzyć w pstrągowej rzece. Cuda natury! Mają oczywiście szereg ograniczeń . A przede wszystkim trzeba w nie wierzyć, by nimi łowić. Ale tak podobno jest z każdą przynętą.
Największy mankament to ten pojedynczy hak. Mankament jak chodzi o skuteczność brań. Wobler z wisząca na ogonie kotwicą jest przy nich „killerem”. Wydaje się, że każde trącenie w koniec wabika skończyć się powinno skutecznym braniem…a przecież nawet w woblerach tak nie jest. A co dopiero z jednym hakiem bez zadziora schowanym w piórkach w połowie długości kitki króliczej ?
Jakiś czas temu przewinęła się przez forum dyskusja o szkodach wyrządzanych przez kotwice w pyskach pstrągów, i ogólnie ryb, w porównaniu z hakami much i muszek. Ktoś, kto raz połowił przynęta z 1 hakiem bez zadziora nie może prowadzić takich dysput. Najbardziej oczywista oczywistość. Co nie zmienia faktu, że jeśli stracę życiową rybę to nie będę złorzeczył na ten pojedynczy hak .
Ale to chyba nazywa się „sportowy połów ryb”.
Pozdrawiam
- remek, tpe, mario i 23 innych osób lubią to
Co raz bardziej mnie korci żeby spróbować takiego muchowego spinningu, ale poczekam do marca - kwietnia jak się żaby pokażą. A poza wędkarską stroną bloga to mam pytanie: Jakieś zdjęcia z fatality albo dobrymi combosami będą ??