Ryby, raki i polityka
Z racji kilku podjętych wyborów w ciągu mojego 30 paro letniego życia funkcjonuję siedząc okrakiem na płocie.
Część czasu spędzam w Hiszpanii, tam pracując. Część czasu spędzam w Polsce, pracując na odległość.
Tak już od kilku lat.
Wędkuje zarówno w Polsce, jak i w Hiszpanii. Ale jednak więcej w Hiszpanii.
Zatem konfilikt, którym żyje teraz wędkarsko - myśliwska Hiszpania, nie mógł mi umknąć.
Chodzi o przepisy, które uchylił Sąd Najwyższy w Hiszpanii w swojej decyzji
637/2016.
Spór zaczął się tak naprawdę kilka lat temu. Gdy to rząd Zapatero wprowadził prawo regulujące ochronę gatunków rodzimych i bioróżnorodności w Hiszpanii.W ramach tych przepisów zostały wyszczególnione gatunki inwazyjne, wprowadzone przez człowieka - black bass, pstrąg tęczowy, sum, sandacz, szczupak, ukleja...
Te gatunki zostały uznane za inwazyjne, sztucznie wprowadzone i przez to stanowiące zagrożenie dla rodzimej fauny (ichtiofauny).
W ramach uchwalonego prawa wprowadzono jednak od razu "przepisy przejściowe". Te przepisy pozwalały lokalnym władzom, z różnych względów wyłączyć z listy gatunków niechcianych (obowiązek zabicia każdego egzemplarza, kara za wypuszczenie itd) gatunki, które to ze względu na interes społeczny i inne, były jednak chronione.
Lokalne władze, żyjące z turystów i wędkarzy skrzętnie z tego skorzystały. W Aragonii utrzymano przepisy chroniące suma, sandacza. We wszystkich prowincjach nadal chroniono black bassa i pstrąga tęczowego w wodach otwartych.
Ale przyszedł marzec 2016 i SN Hiszpanii rozpatrzył wniosek grup "ekologów"...
I tenże Sąd przyznał im racje. W całości. Że z definicji przepisy przejściowe nie mogą zmieniać istoty prawa - a tak to de facto przebiegło jak chodzi o ochronę suma, black bassa i spółki w różnych regionach Hiszpanii.
Na listę gatunków inwazyjnych trafił, żyjący od przeszło 1000 lat na terenie półwyspu, KARP !
Dodatkowo w kontekście tego prawa uznał za szkodliwą i sprzeczną z tymże prawem hodowlę przemysłową raków amerykańskich w obiegach zamkniętych.
A ponadto na listę gatunków inwazyjnych trafiły muflony i arui grzywiasta, sprowadzone do Hiszpanii pod koniec epoki Franco.
Próby odwołania się od tej decyzji zostały podjęte. Proces prawny trwa.
De facto obowiązuje zatem prawo o konieczności zabijania.
Stan faktyczny jest taki, że odbywają się regularne protesty wędkarzy, myśliwych i hodowców raków. Kolorowa koalicja zbierze się 5 czerwca w Madrycie. Będzie to kolejny już protest przeciwko decyzji SN .
W grę wchodzi tysiące miejsc pracy, niektóre regiony popadną znów w skrajną biedę - kto raz był w Mequinenzie albo nad Caspe wie o co chodzi.
Regiony żyjące z turystyki wędkarskiej już liczą straty. Po drugiej stronie tak naprawdę nie ma oponenta.
Jest system prawny. Ktoś kiedyś wprowadził jakieś prawo. Ktoś potem to po hiszpańsku zamiótł pod dywan. Teraz "to" wyszło spod dywanu. W kraju nie ma rządu (16 czerwca ponowne wybory, nie udało się stworzyć rządu po grudniowych wyborach parlamentarnych). Rządzi "p.o premiera" i jego ekipa "p.o. rząd"...
Nikt z ważnych w Madrycie nie ma czasu by pochylić się nad problemem ryb, raków, owiec i kóz...
- Friko, Xavi, tpe i 10 innych osób lubią to
A myślałem, że taki burdel i debilizm to tylko jest w naszym kraju możliwy, a jednak wychodzi na to, że to człowiek, nie zależnie od narodowości, sam lubi sobie stwarzać problemy i działać wbrew logice...