Skocz do zawartości

  •      Zaloguj się   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.





Zdjęcie

O co tak naprawdę (u mnie) chodzi ?

Napisane przez Guzu , 03 październik 2016 · 5813 Wyświetleń

#refleksje

O co tak naprawdę chodzi ?

 

Jakiś czas temu poczyniłem taki oto wpis na swoim blogu :

 

http://jerkbait.pl/b...le-o-co-chodzi/

 

Przyczynkiem do niego były rozmowy z „niewędkarzami”. Tym razem chciałem nawiązać do rozmów / dyskusji prowadzonych w gronie „braci po kiju”.
Letnie wyjazdy, te krajowe i te zagraniczne, w zaufanym gronie, stanowiły doskonałą okazję do rozmów i refleksji. Lata lecą, łowienie na sztuczne przynęty zmonopolizowało moją osobę w roku 1993. Dawno to i niedawno. Niektóre epizody czy ryby pamięta się jakby to było wczoraj. Wiele historyjek już chyba bezpowrotnie odeszło w niepamięć. Taka rzeczy kolej.
Przy okazji ostatnich porządków miałem okazje zobaczyć trochę zdjęć z tych pierwszych sezonów. Tak do przełomu wieków. Przepaść ogromna. A co najbardziej odzwierciedla dystans to refleksja, że nigdy „wtedy” – te 15 / 20 lat temu, nie wyobrażałem sobie, że w moim wędkarstwie zabrnę dokąd zabrnąłem.
Nie uważam się za nie wiadomo kogo, żeby było to jasne. Znam wielu wędkarzy dużo lepszych ode mnie. Co nie jest mierzalne rekordami w danych gatunkach ryb. Z tak zwanym nosem i innymi przymiotami dobrego łowcy.
Ale przez pryzmat wyników, podejścia do ryb i wielu innych aspektów wędkarstwa jako takiego, a przede wszystkim przez „głowę” wiem, że dystans między mną początkującym a mną, A.D. 2016 jest bardziej niż spory.

 

Dołączona grafika

 

Zdjęcie powyżej to ryba, która najbardziej mnie cieszy spośród złapanych w tym roku. Aczkolwiek sezon wciąż w toku .

 

 

Wyniki to, wiadomo, dostęp do wód, wyprawy, czas, szczęście itd. Jest jednak coś, coś co daje mi energię, pcha mnie do przodu i sprawia, że robię rzeczy niewytłumaczalne dla wielu. I to nie tylko chodzi o „niewędkarzy”, ale też o świeżych adeptów Sztuki.
To niemierzalne, w pełni subiektywne „poczucie sensowności”. Sensowności tego co robię gdy jestem na rybach. Tego co planuje, gdy planuje wyjazd, dokonuje przemyślanych zakupów (a wiadomo, że bywają i zakupy nieprzemyślane J ). To poczucie sprawia, że jestem cierpliwy, nieprzejednany w jednych sytuacjach. A w innych jestem gotowy zmienić wiele natychmiast, już. Gdy to poczucie znika. Jasne, człowiek się myli podejmując pewne decyzje na łowisku i poza nim. Ale nawet w błędzie trwa się łatwiej czując TO COŚ.
Ktoś powie, że świadomość obecności ryb w łowisku pomaga być wytrwałym i cierpliwym, że pozwala wierzyć w to co się robi.

 

Dołączona grafika

 

Zdjęcie powyżej - zamknięcie tygodniowego maratonu upalnego trollingu. Ostatniego dnia walczyliśmy do końca...ale dzień był z tych słabszych i ostatnią rybę mieliśmy 6 godzin wcześniej...

 

 

Odpowiem: moje życie, czyli ilość czasu i ilość środków jakimi dysponuje, sprawia, że odwiedzanie wód wątpliwych, albo łowienie „byle jak”, „przy okazji” czy „na pół gwizdka” dla mnie nie istnieje. Nie potrafię i chyba nie chcę potrafić dzielić wyjazdów między ryby a najbliższych czy przyjaciół. Co roku jestem na Mazurach, czasami nawet więcej niż raz w roku. Nie przychodzi mi do głowy brać sprzętu ? Jasne, że tam gdzieś można połapać, że można miło spędzić czas z wędką w roku. Jestem bezkompromisowy jak chodzi o C&R, jestem bezkompromisowy jak chodzi o moje wędkowanie. Jak łowię to łowię. Jak mam miło spędzać czas nad wodą to wsiądę z Żona na rower wodny, albo wypije piwerko na pomoście. Wędka mi wtedy nie jest potrzebna. Moje wędkarstwo to jednak krew, pot i łzy. Planuję wyjazd, łowię na maxa, wracam do rzeczywistości. Tak to u mnie działa. I tak samo z tym poczuciem subiektywnym. Jeśli mi ono towarzyszy, to wyniki są sprawą drugorzędna. Jeśli łowię bez przekonania, w wyniku jakiś okoliczności lub kompromisów (ostatnio już się nie zdarza) to nawet okazowe zdobycze mnie nie cieszą. Przypadkowe ryby mają dla mnie małą wartość. Nie ważne jak wyjątkowych są rozmiarów. Przykład : jeśli by w wyniku jakiś okoliczności wylądował nad przypadkową wodą i złowił, powiedzmy, szczupaka 130 cm…to nawet nie wiem czy bym focił. To nie jest mój sukces wędkarski, to nie jest moje wędkowanie. Cenię ryby wypracowane, nieprzypadkowe, ryby złowione w „pocie, krwi i łzach”.

 

Dołączona grafika

 

Wypracowany trollingowy szczupak wraca do siebie.

 

 

Myślę, że doskonale to tłumaczy moją absencję w zagranicznych wojażach czy dalekich wyprawach. Czasami nachodzi mnie chęć by gdzieś pojechać…ale nigdzie nie byłem od lat. Jakoś nie ciągnie mnie, nie czuję tego. Moje wędkowanie to pewne łowiska w Polsce i łowiska w Hiszpanii. W Szwecji nie byłem już 7 lat i na razie się nie zapowiada. Postawa dziwna ? zamknięta ? Może i tak. Ale od kilku lat sezony uznaję za bardzo lub po prostu udane. Ciągle znajduję impulsy do rozwoju i samodoskonalenia się w ramach uprawianego wędkarstwa . Miałem kilka sezonów ostrego łowienia sumów. Poczułem, że doszedłem do ściany. Łowiłem powtarzalnie ryby i rozmiary przestały robić wrażenie.

 

Dołączona grafika

 

Jeden z sumków z ostatnich sesji trollingowania za wąsaczem..

 

Od kilku lat mam fazę na pstrągi potokowe w rzekach. Czy mi minie? Czas pokaże. Nadal niezmiennie, od lat, lubuję się w lekkim i lekko średnim spinningu na dużej nizinnej rzece. Lubię też połowić na trolling tak przez tydzień / dwa w seoznie. Oczywiście bezkompromisowo. Bez ani jednego spinningu w łodzi.

 

Dołączona grafika

 

Spiningowe występy na dużej rzece.

 

Kończąc ten przydługi wywód, pytanie o co chodzi ma , wydaję mi się na dzień dzisiejszy, jasną odpowiedź.
Moje wędkarstwo to sumiennie przygotowane, zaplanowane i bezkompromisowe łowienie w poczuciu sensowności tego co robię. Jeśli kiedyś wywróci mi się ten porządek, poinformuję o tym w blogu.

 

 

Dołączona grafika

 

Ryba, która aktualnie jest u mnie na topie. Pstrąg potokowy.

 

 

Pozdrawiam i dziękuję za lekturę.






Zdjęcie
Sławek Oppeln Bronikowski
04 paź 2016 06:20

Oprócz nieuświadomionego, czysto atawistycznego impulsu zdobywania żeru , obok mnogich odmian wersji, motywów i spełnień kompensacyjnych jest też we fishingu zupełnie niewielki margines, któren to w tradycyjnych formach sztuki zwany jest sztuką niefiguratywną. Zdolność do połączenia w spójną całość abstrakcji, doskonałej formy i własnej wrażliwości.., która niestety z  czasem prowadzi do całkowitego zaprzestania łowienia jako formy najwyższej - najdoskonalszej ze wszystkich, tak jak w muzyce cisza.. :)

Daleko Ci jeszcze ?

    • Guzu lubi to

Oprócz nieuświadomionego, czysto atawistycznego impulsu zdobywania żeru , obok mnogich odmian wersji, motywów i spełnień kompensacyjnych jest też we fishingu zupełnie niewielki margines, któren to w tradycyjnych formach sztuki zwany jest sztuką niefiguratywną. Zdolność do połączenia w spójną całość abstrakcji, doskonałej formy i własnej wrażliwości.., która niestety z  czasem prowadzi do całkowitego zaprzestania łowienia jako formy najwyższej - najdoskonalszej ze wszystkich, tak jak w muzyce cisza.. :)
Daleko Ci jeszcze ?


W chwilach super aktywności pstrągów.
O ile nie mam kontaktu z rybami o rozmiarach, w które celuje, wystarczaja mi same brania jako forma interakcji z Rzeką. Nawet nie muszę ich holować.
Niedoskonałość wychodzi w kontakcie z Rybą 60plus. Wtedy włącza sie atawistyczna gorączka łowiecka.
Daleko mi jeszcze?
Zdjęcie
Sławek Oppeln Bronikowski
04 paź 2016 20:13

Przepraszam Danielu.. wybacz.. To mój stały pociąg do absurdu i przerysowania podyktował mi powyższe.. :)

Nie jesteśmy niestety plemieniem kulturotwórczym. Wędkarstwo to jest dość prosta umiejętność, częstokroć granicząca z prymitywizmem. To moje odczucie każdorazowo potwierdza  przymierzenie do niego tradycyjnych etykiet albo prób opisu właściwych dla form bardziej złożonych. Dysonans jest natychmiastowy i oczywisty :)

A może nie ? :)

Zdjęcie
Rheinangler
04 paź 2016 21:09

Bardzo fajny wpis Daniel. Niewielu idzie tą drogą,- swoją drogą, jeszcze mniej odważyło by się wystawić na strzał pisząc o tym co w duszy gra... 

    • Guzu lubi to

Przepraszam Danielu.. wybacz.. To mój stały pociąg do absurdu i przerysowania podyktował mi powyższe.. :)
Nie jesteśmy niestety plemieniem kulturotwórczym. Wędkarstwo to jest dość prosta umiejętność, częstokroć granicząca z prymitywizmem. To moje odczucie każdorazowo potwierdza  przymierzenie do niego tradycyjnych etykiet albo prób opisu właściwych dla form bardziej złożonych. Dysonans jest natychmiastowy i oczywisty :)
A może nie ? :)


Nie czuję, by bylo za co przepraszać :)
Pozdrawiam

Daniel, nie widzę Twoich "grafik"...

Ja także nie widzę...
 
Tak to już jest ze skrajnościami, że tak naprawdę są najbliżej siebie. W pewnym sensie i wymiarze oczywiście. Dążą do doskonałości poprzez bezkompromisowość. Bierność i aktywność mogą dostarczać podobnych przeżyć także wędkarzowi. Wyobrażam sobie perfekcjonistę Guzu, goniącego za wymarzonym/wytypowanym/wydumanym okazem, po drugiej stronie (a jednocześnie jakże blisko) Sławka, siedzącego bezczynnie i patrzącego w głąb, w dal, czy gdziekolwiek...obaj doznających zbliżonych podniet, obaj zaspokajający tę samą żądzę, obaj zmierzający od świata materii i ruchu ku zastygłej energii. Sławek oczywista jest bliżej ;-)

 

Diogenesowi Aleksander zasłonił słońce i został przegoniony. Odchodząc w zadumie stwierdził jednak, że gdyby nie był Aleksandrem, chciałby być Diogenesem. Ciekawe, czy jeśliby przyszło Aleksandrowi dożyć sędziwego wieku, odłożyłby miecz i stałby się filozofem...i czy Guzu odłoży kiedyś na dobre wędki ;-)

Doskonałość w moim wędkarstwie sie nie pojawia.
Ani jako stan, ani jako cel.
Bezkompromisowa postawa i podejście to jedno, ale niedoskonałośc mojej osoby wyklucza doskonałość mojego wędkarstwa.
Innymi slowy : sa impulsy, pokusy, emocje, zdenerwowania, porażki, rozgoryczenia i klasyczne wpierdole od rybich przeciwnikow.
Jak to w życiu.
Na razie groźba zawieszenia wedek pod sufitem mi nie grozi. Odczuwam rozwój, postęp i widzę wiele obszarów do poprawy, udoskonalenia, nauki a także odkrycia.
Część idei przesuwam mniej lub bardziej świadomie w czasie, odwlekajac ich spróbowanie. Dozuje sobie nowości i zmiany. Wtedy smakują pelniej niż kompletna rewolucja i obudzenie się na nowej planecie.
Tymczasem w weekend kolejne podejście do pstrągów na ciężkiej niskiej wodzie.
Samodzielna produkcja prototypów muchowych w toku :).
    • Friko lubi to

Bardzo fajny wpis Daniel. Niewielu idzie tą drogą,- swoją drogą, jeszcze mniej odważyło by się wystawić na strzał pisząc o tym co w duszy gra...


Dzięki za miłe słowa.
W swoim zadufaniu zapytam: a co mam do stracenia? Śmieszność w oczach osób, których nie znam ? :)
Z czysto ludzkich pobudek kontakt z wedkarzami w realnym świecie ograniczam do wąskiego grona. Nawiązywanie nowych znajomości "po kiju" wraz z upływem lat przychodzi mi coraz trudniej. Szczególnie w konfrontacji z tak powszechna fanfaronada i gadaniem bzdur wśród świeżo zapoznanych wędkarzy ;)
    • Friko, Sławek Oppeln Bronikowski i CLAUDIO lubią to
Zdjęcie
Sławek Oppeln Bronikowski
06 paź 2016 05:59

Jednak dekady spędzone w wędką w ręku wywołują we mnie wrażenie pewnego rodzaju niedosytu. Nie mam tego uczucia po lekturach albo słuchaniu muzyki - być może wędkarstwo jest tylko formą uzupełniającą do innych pasji. Do pełni.. nie pełni brzucha - oczywiście :)

Miło się czytało, ciekawy wpis.

 

A ja Wam powiem, że im dłużej łowię, tym bardziej nauczyłem się słuchać samego siebie. Doszedłem do wniosku, że jestem typowym samotnikiem i jaki wypad z drugą osobą nie byłby udany, to niestety nie będę w pełni szczęśliwy.. nIe lubię się śpieszyć i często wolę łowić tak jak po prostu lubię, niekoniecznie będąc z najłowniejszym miejscu z najłowniejszą przynętą.

    • Guzu lubi to

Listopad 2024

P W Ś C P S N
    123
45678910
11121314151617
181920 21 222324
252627282930 

Ostatnie komentarze