Pstrągowe warsztaty - 3 dni wiosennych spacerów w lutym 2017
#pstragi
Z Łukaszem na pstrągach byliśmy na dwóch wyprawach, 2014 i 2015.
Zawsze trafialiśmy cięzkie warunki.
Miesiąc przed spotkaniem zapowiedział mi, że jak trzeci raz źle trafi, to czwartego razu nie będzie.
Taka odpowiedzialność na moich barkach.
Termin wytypowany, przygotowania poczynione.
...
Nad wodą zastaje nas stan wody ultra niski, korytem płynie kryształ. Pięknie można sobie brodzić, wszystko widać. Ryby oczywiście super ostrożne i mało chętne do współpracy.
Do tego wiosna na początku lutego.
Poranki z +7, w południe +14 to się nie zdarza. Ale jednak się zdarzyło.
Także warunki takie nietypowe.
Nie pozostało nic innego jak jechać, łazić, rzucać i próbować przechytrzać / prowokować.
Brań mało, kilka kontaktów na dwóch w ciągu 10 godzin łazikowania to nie jest sporo. A może mam wykrzywioną skalę...
Może to selektywne podejście ? Może źle dobrane przynęty ? Może braki w wiedzy i taktyce łowienia ?
No ale jakoś wgryźliśmy się w temat.
Pierwszego dnia, na tej kryształowej, sztucznej wodzie łowię taką samiczkę jak na zdjęciu poniżej :
Kolorystyka przedwiośnia, klimat przedwiośnia, ale ja czuję, że w tamte rewiry jeszcze wróci zima w tym roku.
Czas pokaże...
U mnie na końcu zestawu tylko i wyłącznie muszyska, Łukasz atakował całym arsenałem, jaki przygotował.
Przyniosło to skutek taki, jak poniżej :
Najlepsze przyszło na koniec wyprawy . Tak zwana dogrywka, doliczony czas gry.
Niecała godzina do nastania ciemności. Słońce już niemal się chowa za górami.
Włącza mi się nieidentyfikowalny tryb, który dopiero po fakcie się rozpoznaje...
Chodźmy tu, stańmy tu (naprawdę dziwne decyzje).
Zapowiadam, że wykonam rzut tu i w tym momencie BUM.
Tracę kontrolę nad rybą momentalnie. Stoimy na szybkim napływie, za nami rozlewisko a przed nami szalejący ryb, który płynie w moją stronę.
Nie ma kontroli, taktyki holu. Mija mnie i pruje w dół. Biegnę. W wodzie po kolana,ale wiem że niedługo koniec miejsca na bieganie. Ryba na szczęście z tych sprytnych. Postanawia szukać schronienia w brzegu i przybrzeżnym bajźle - gałęzie nadrzecznego drzewa, patyki, kamienie itd.
Okręca linkę (plecionka x12 Daiwa PE 1.0) wokół trzech suchych gałęzi wiszącego nad wodą drzewa.
Wszystko dzieje się tak szybko, nie mam czasu myśleć, tylko ramieniem łamię te suche, wiszące gałęzie.
Linka oswobodzona, okręcona na ręku. Ale ryba już też zmęczona. Podbierak i JEST.
Za chwilę dogania mnie Łukasz, a ja śmieję się coraz głośniej.
Złapałem rybę, którą otworzyłem sezon !
Tego samego Pana Pstrąga, o którym pisałem w poprzednim wpisie na blogu.
Miesiąc temu była w dużo gorszej formie. Teraz to już TORPEDA.
Przemieściła się 100 metrów w dół rzeki, minęła kaskadę i zorganizowała się w nowym miejscu.
Tym razem złapana na inny model muszki spinningowej.
W ramach tego niezidentyfikowanego trybu poszedłem po nią...jak na spotkanie z umówionym znajomym.
Taka historia, możliwa ? MOŻLIWA, bo się zdarzyła, ale tylko wtedy, gdy ryby się wypuszcza !
Tym wędkarskim akcentem zakończyliśmy pstrągowe warsztaty .
Oczywiście, jak na każdym naszym wspólnym wyjeździe, specyficznym "pojedynkom" na gusta muzyczne nie było końca.
Ale jasnym wygranym tej edycji naszej koleżeńskiej rywalizacji był :
- remek, Friko, Xavi i 36 innych osób lubią to
Jestem pierwszą osobą, która to polubiła
Gratulacje!