Przynęty z piór i włosia, aktualizacja na start 2020
#pstragi
Dwa lata temu poczyniłem wpis na blogu, traktujący o tym, jakimi przynętami w latach 2015-17 próbowałem łowić pstrągi .
Tutaj ten materiał :
http://jerkbait.pl/b...osia-2015-2017/
Z perspektywy dwóch kolejnych sezonów, które upłynęły od tamtej publikacji, postanowiłem wrócić do tego zagadnienia i podzielić się przemyśleniami, obserwacjami i tak ogólnie rozumianym doświadczeniem w tym zakresie.
Przede wszystkim powiem, że moje sezony pstrągowe 2018 i 2019, czyli te po poprzedniej publikacji, były bardziej świadome, bardzo pstrągowe i pod względem wyników, przygód i ciekawostek nad wodą po prostu lepsze.
Czy to dzięki tym "muchom" ? tego się nie dowiem. Bo równolegle nie łowiłem inaczej i nie mam porównania. A sporadyczne spotkania z Kolegami po kiju, którzy łowiąc ramie w ramię ze mną łowią na inne przynęty są na tyle rzadkie i w przypadkowych warunkach, że ciężko traktować to jako punkt wyjścia do porównań.
Nadal łowię tylko na te dziwne przynęty. Zaś od początku 2018 łowię tylko na samodzielnie wykonane wabiki. W 2015 przygodę zaczynałem z przynętami wykonanymi przez @Piotra. Wtedy nawet nie znałem materiałów muchowych, nie miałem imadła, nie miałem zielonego pojęcia.
Teraz, po kilku latach, jakieś tam pojęcie mam. Nie w kwestii much, tych koszernych much dla muszkarzy. Ale w kwestii wykonywania przynęt na moje wody. Przynęt, które są dopasowane do warunków, które znam, które się powtarzają i dzięki tej powtarzalności pozwalają się do nich przygotować. Zdarza mi się wykonywać przynęty pod konkretne miejsce. Które wymaga czegoś innego. Taka specjalizacja to pewnie kolejne etapy rozwoju tego motania przy imadle.
Gdy z perspektywy czasu patrzę na ilość wartościowych informacji zawartych we wpisie ze stycznia 2018, to paradoksalnie nie spodziewam się, że ktokolwiek potraktował to jako coś więcej niż ciekawostkę znad rybnych wód.
Mam świadomość, że dzielenie się tego typu doświadczeniem, dość specyficznym i na pewno specjalistycznym może mieć przekornie więcej wartości dla osoby, która się tą wiedzą dzieli. Niż dla potencjalnych odbiorców tych informacji. Dlaczego tak uważam ? Już kilka razy to pisałem. Wpisy na blogu, czy na forum, strukturyzują pewne refleksje. Pewne myśli i konkluzje przestają być ulotne, a stają się trwałymi. Tylko dzięki ocenie z perspektywy czasu pewne idee mogą się okazać ślepymi uliczkami . Cała ta pseudointelektualna i analityczna otoczka wędkarstwa, dla mnie osobiście, odróżnia wędkarstwo od przypadkowego machania wędką nad wodą. To drugie, wielokrotnie o tym pisałem, nie interesuje mnie.
Ale wracając do wabików...
Co się zmieniło ? Wymienię to w kilku punktach.
1. Kolorystyka się uprościła. Używam przynęt albo bardzo widocznych. Albo widocznych. Albo bardzo ciemnych, które w mętnej wodzie są widoczne. Wszelkie niebieskie, pomarańcze, żółcie czy zielenie i inne takie są interesujące przy imadle. Nad wodą, jak ryba w krystalicznie czystej, niskiej, letniej wodzie odprowadza przynętę i nie wykazuje agresji to szansa na to, że akurat jakiś tam pomarańczowy akcent mógłby ją aktywizować owszem istnieje. Ale jest nie ma szans na weryfikację mocy tego pomarańcza, to jak w niego uwierzyć ?
Z doświadczenia napiszę, jak u mnie jest najczęściej. Łowię muchą A. Przynętę odprowadza mi konkretna ryba. Nie wykazuje agresji. Czekam chwilę i podaję jeszcze raz przynętę w taki sam sposób. Czasami ta ryba odprowadzi drugi raz. Czasami nie. Zmiana na przynętę B, C a nawet D nie skutkuje braniem, a czasami odprowadzeniem. Ale jeśli po paru minutach wrócę do muchy A to kolejne odprowadzenie jest niemal pewne. Cała ta sytuacja nie kończy się braniem. Może zabrakło "pomarańczowego" ?
Także tematyka kolorów rozgrywa się u mnie między bielą z fluo dodatkami, bielą, grizzly, ciemnym grizzly i czernią. Inne kapki leżą i czekają. Na nowe łowiska, nowe pomysły.
2. Waga. Masa przynęty umożliwia jej podanie a potem prezentacje w jakiejś tam warstwie wody. Poza wagą przynęty bardzo ważne jest wyważenie. Dla mnie dobre przynęty to takie, które przytrzymane na napiętej lince w zasięgu wzroku w równym nurcie nie toną głową w dół. Albo stabilnie wiszą w omywającym je nurcie, albo bardzo powoli poziomo się obniżają.
Wydaję mi się, że trudniej łowić za ciężką przynętą w zbyt wolnej wodzie, niż za lekką w zbyt szybkiej. Głębokość łowiska nie jest dla mnie tak determinująca w kwestii dopasowania wagi przynęty, jak szybkość przepływu i charakter nurtu w danym miejscu. Zbyt wiele dużych i bardzo dużych ryb złowiłem z samej powierzchni, by obsesyjnie próbować sięgnąć okolic dna przy pomocy moich wabików.
3. Rytm. Tu wchodzimy już na grząski grunt subiektywnych wrażeń, czy to co robimy jest OK i czy sprowokuje ryby czy jest to kompletnie bez sensu. W kilku wpisach na blogu nawiązywałem do tego. Z upływem czasu nabieram przekonania, że jakkolwiek trudno to określić, sprawa jest z tych podstawowych. Chodzi o takie wyczucie interakcji między przynęta a nurtem, poczucia tego co robi przynęta w zależności od naszych ruchów, lub ich braku w danym momencie. Jasne, gdy łowię równo z nurtem prowadząc przynętę nad w miarę równym dnem sprawa nie budzi żadnych pytań.
Ale gdy już stanę w miejscu, gdzie bardzo mocna struga nurtu wbija się w głęboki i obszerny "pool" to ten rytm nabiera znaczenia. Jeszcze większe znaczenie ma, gdy stojąc w miejscu, gdzie nurt idzie pod naszym brzegiem próbujemy obłowić podmycia drzew i krzaków na przeciwko. Podstawową sprawą jest kontrola nad linką, żeby nie ciągnęła przynęty z nurtem. Ale to warunek podstawowy, konieczny, ale często jednak niewystarczający. Osobiście rytm przynętom nadaje kołowrotkiem. Wędka jest mi potrzebna do kontroli linki na wodzie i pod nią i jakiejś tam możliwości zacięcia. Wyskakujący od dołu pstrąg to kontakt trwający ułamki sekundy. Nie pretenduję do zacinania w tempo. Ale jednak jakieś tam zacięcie jest wskazane.
4. Zbrojenie przynęt. Zaczynałem z przynętami wykonanymi na dużych hakach typu WORM. Albo na streamerowych hakach x coś tam. Obecnie używam tylko przynęt samodzielnie wykonanych na stelażach z drutu i zbrojonych w haczyk na kołku łącznikowym. Używam haczyków z dużym oczkiem. Tych do zbrojenia sztucznych przynęt. By swobodnie taki haczyk po tym kółku łącznikowym mógł się przesuwać. Nie miałem przypadku by taki Owner czy Decoy poległ w konfrontacji z rybą. Może to skutek stosowania wyłącznie żyłki. Natomiast raz na jakiś czas zdarza mi się branie dużej ryby, kiedy to ryba ta trafia w sam hak i zamyka po prostu na nim szczęki i haczyk z grubego drutu po prostu nie wchodzi wystarczająco głęboką w "drewnianą" szczękę pstrąga. To oczywiście są pojedyncze sytuacje, ale jednak straty takich ryb się długo pamięta. Dlatego bardzo zwracam uwagę, by haczyki nie były za grube. Aktualnie najbardziej lubię Ownery S 61. Dedykowane do zbrojenia sztucznych przynęt pod morskie trocie. Więc jakoś tam to nawiązuję do pstrągów
Są cienkie, łatwo się kasuje zadzior. Podobno mają jakiś super dopracowany kształt łuku, albo to tylko bajer reklamowy.
5. Rozmiar przynęt. Łatwiej złowić pstrąga na potencjalnie zbyt małą przynętę niż na za dużą. Dla jasności napiszę, że klasyczna definicja długości przynęty średnio ma zastosowania do przynęt z piór i włosia. To, że jakieś włoski czy pióra wiszą ponad 20 cm za cone headem nie sprawia, że przynęta jest DUŻA. Duża przynęta to obszerna kupa materiału. Albo długi trzonek, na którym przynęta jest wykonana. Za dużo materiału to konieczność rzeźby, animacji czy innych akrobacji, by taki ciężki kapeć ożywić. Długi trzonek (długi korpus) to przypadłość bardzo ograniczająca naturalność prezentacji i reaktywność na strumienie nurtu i wszelkie załamania przepływu wody. Taki sztywny "długopis" może dać duże ryby. Rynna o znacznej głębokości i równym uciągu to pole do popisu dla przynęt o długim trzonku. Trzonek taki umożliwia nawinięcie sporej ilości ołowiu i wejście w głąb takiej rynny. Ale już na kamienisku, albo na pograniczu jakiegoś odkosu i rynny taki "długopis" będzie w wodzie wyglądał jak... sztywny wobler ?
6. Prowadzenie przynęt. Techniki prezentacji. Najwięcej łowię równo z nurtem. Szczególnie, gdy łowię z wody, brodząc . Naturalna prezentacja, doskonała prędkość - przynęta idzie z prędkością nurtu. Gdy tylko mogę, stosuję to. Łowię też skośnie z nurtem. Podaje powyżej siebie pod przeciwległy brzeg. Prowadząc bądź równym tempem, bądź skokami kołowrotka. To zależy od głębokości miejsca. Łowię na przeciwko siebie. Znów, albo równo, albo skokami. Łowię poniżej siebie. Łowię wachlarzem. Zwijając kołowrotkiem, bądź po prostu trzymając przynętę na podniesionym lekko kiju i zaliczam wachlarz . Wymieniłem kilka tych sposobów prezentacji, bo, jak sięgnę pamięcią, to w 2019 roku w każdy z wymienionych sposobów złowiłem co najmniej jedną rybę 60 plus. Ot figiel losu, że takimi dziwolągami da się skutecznie łowić tak rozmaicie
Specyfika mojego wejścia w temat łowienia pstrągów i fakt, że 90 % czasu łowię sam, sprawia, że z czasem moje sposoby łowienia pstrągów ...są coraz bardziej moje i coraz mniej koszerne. Główną motywacją do podzielenia się wiedzą i doświadczeniem ze stosowania takich przynęt jest troska o pstrągi. Tego typu przynęty, z jednym hakiem to dużo mniej inwazyjny sposób interakcji z mieszkańcami rzek niż jakiś wobler czy błystka. Nieważne czy będzie to rzeka w Polsce, Hiszpanii, Szwecji czy Argentynie. Tak jest i już.
Lubię pstrągi, bardzo lubię je łowić i im więcej czasu i sezonów im poświęcam tym bardziej dostrzegam ich wyjątkowość. Wyjątkowość ich środowiska i ich sposobu życia, żerowania i stąd ta troska.
Mimo narzuconych samoograniczeń w zakresie przynęt z rybami w kropki udaje mi się dość regularnie nawiązać interakcje, stąd te moje wpisy na blogu czy na forum w wątku pstrągowym.
Życzę powodzenia i zachęcam do stosowania "mniej uzbrojonych" przynęt na pstrągi.
A muzycznie to już wszystko w kierunku lutowych koncertów we Wrocławiu i Barcelonie \m/ \m/
- Friko, jerry hzs, lukomat i 20 innych osób lubią to
Analitycznie, merytorycznie, szczerze i ciekawie- co tu dużo pisać- super Daniel !
P,S. zainteresowałeś mnie tym koncertem we Wrocku /;-)