Zakończenie sezonu, którego (niemal) nie było
#wyprawy
Już na wstępie pozwolę sobie poczynić zastrzeżenie zabezpieczające tyły. Otoż, wędkarsko ten rok miał być ciężki. Wynikało to bezpośrednio z planów życiowych na, zaczynający się wówczas 2020.
Sytuacja pandemiczna zwielokrotniła jednak poziom trudności i ograniczyła moje wyjazdy wędkarskie do formy szczątkowej.
Ale jeszcze raz, wiem, że da się jeździć na ryby w czasach pandemii i nie jest to decydujący czynnik, że 2020 w moim wykonaniu wypadł tak a nie inaczej. To miał być taki sezon "poświęceń".
Zacząłem pstrągowo, bo jak mógłbym inaczej zacząć. Urlop podróżniczy na przełomie 2019/2020 sprawił, że sezon 2020 wystartował dla mnie dopiero w drugiej połowie stycznia.
Rybki, jak widać na obrazkach nie prezentowały już formy zimowych skarpet z piaskiem, a raczej pełnych animuszu mieszkańców wartkich strug.
Kilka rybek w kropki skusiłem. Kilka fotografii uwieczniło tamte, jakże odległe dni, gdy szukałem zimowych pstrągów w Hiszpanii...
Potem przyszła pandemia, skończyły się wyjazdy na ryby, zaczęły się wspominki...
Ten nastrój sprawił, że nawet na blogu pojawił się reminiscencyjny wpis.
http://jerkbait.pl/b...asach-pandemii/
W ramach działań terapeutycznych pod koniec czerwca udało mi się wyrwać na cztery dni w poszukiwaniu letnich boleni.
Dzięki wsparciu Kolegów udało się te bolenie znaleźć.
A potem życie zweryfikowało, że złapany na tej letniej eskapadzie z Patrykiem bolek okazał się największym w tym sezonie.
Natomiast mrzonki - plany zakładały jesienny knockout boleniowy
Peszek chciał, że ów letni boleń uciekł zanim zdążyliśmy zrobić jakiekolwiek foto...Na szczęście do rekordu było i tak daleko.
Ale za to boleniowe dublety udało nam się uskutecznić i uwiecznić. Co było moim debiutem w takiej sytuacji.
Skuteczne boleniowanie z Patrykiem nie jest oczywiście żadną niespodzianką, biorąc pod uwagę nasze zeszłoroczne przygody. Opisane nawet tu na blogu.
http://jerkbait.pl/b...karskiego-2019/
Kilka dni w poszukiwaniu boleni latem wyczerpały zasoby czasu na wędkowanie w pierwszej połowie roku.
A potem miały nadejść nerwowo wyczekiwane trzy dni poszukiwań jesiennych boleni.
Jak cały rok ciężki, to i zakończenie było ciężkie.
Trafiliśmy całkiem wysoką woda, do tego wciąż rosnąca i potężny przepływ. Spotykane w takich hydrookolicznościach płynące rzeką fragmenty drzewostanu zdecydowanie zmniejszały szansę nawiązania choćby kontaktu z bolenikiem. Niemniej jednak przepracowaliśmy sumiennie te trzy dni. Wykorzystując nie za długie październikowe dni, jak tylko to było możliwe.
Walczyliśmy i wypuszczaliśmy co się dało :
Warunki warunkami, ale jakoś jednak ostatniego dnia taką oto jedną trafiłem.
Nie wiem czemu, ale od razu doszedłem do wniosku, że to była samica . Co oczywiście nie zmienia niczego poza formą powyższego zdania.
Zawsze w trakcie wyprawy, gdy warunki zastane uniemożliwiają skuteczne wędkowanie kłębią się w głowie myśli. A może tak, a może trzeba było inaczej. A jak dodatkowo ma się na te próby ledwie trzy dni. ..To potem przez kilka dni wciąż myślami pracuje się nad tym, co i jak można było zrobić inaczej, albo przynajmniej co wypróbować.
Ale to chyba nie tylko ja tak mam ?
W każdym razie jedną rybę złowiłem i wypuściłem, a potem już trzeba było się zabierać i pakować w drogę powrotną.
Nie czas i nie miejsce na szukanie niepotrzebnych usprawiedliwień, bo to niczego nie zmieni.
W moim wykonaniu sezon 2020 był taki, a nie inny.
Bez rekordów, bez okazów... z głębokim, niczym Bajkał, przekonaniem, że nadchodzący 2021 będzie LEPSZY !
I taki muzyczny temacik, wprowadzający w dobre nastawienie przed nowym sezonem
- tpe, Efex, lukomat i 13 innych osób lubią to
Daniel , te wyniki w przeliczeniu na mocno okrojone dni nad wodą i wędkogodziny są dla większości wędkarzy znakomite , tak więc gratulacje ! Z życzeniami rychłego "odkucia się" w nadchodzącym roku na wielu wyjazdach krajowych w doborowym towarzystwie i wieloma wpisami na blogu .