Pstrągowa majówka 2019 (1)
pstrągi bawaria tyrol trentino dolomity
Co roku w kwietniu lub maju, kiedy przyroda budzi się do życia, lubię się wybrać na pstrągi. Moim celem są zazwyczaj rejony alpejskie Austrii, Włoch czy Słowenii. Miejsca te nie tylko gwarantują dostęp do nieprzeciętnie rybnych wód, ale urzekają też pięknymi krajobrazami, dobrym poziomem usług turystycznych, smacznymi posiłkami, a do tego oferują wielką mnogość atrakcji turystycznych, które są dla mnie nieodzownym uzupełnieniem wędkowania.
Lubię zwiedzać stare średniowieczne miasta, warowne zamki, gotyckie katedry oraz inne interesujące miejsca, w których działa się historia. Nie mniej pociąga mnie podziwianie dzikiej przyrody, piękna górskich szczytów i dolin, odwiedzanie uroczych małych wiosek oraz poznawanie obyczajów miejscowych ludzi. Słuchanie o ich historii, dokonaniach, wynalazkach, rzemiośle, tradycjach, kulturze, obyczajach, a także przeżytych tragediach i radościach W czasie takich podróży człowiek może zadumać się zarówno nad wielkością, jak i nad małością naszego gatunku. Szczególnie rozwijające są podróże po Europie. Nie tylko pokazują nam nasze korzenie, ale także uświadamiają wielkość i wyjątkowość naszej europejskiej cywilizacji, którą trudno nawet porównywać z jakąkolwiek inną.
W tym roku postanowiliśmy z moim przyjacielem Zenkiem Grabowskim wyruszyć w kolejną trasę, która wiodła przez Bawarię, Górną Austrię, Tyrol, szwajcarski region Trentino, aż po włoskie Dolomity. Po drodze mieliśmy szansę na zobaczenie wielu niezwykłych miejsc, degustację lokalnych smakołyków i trunków (które traktujemy jako element kultury, a nie tylko jako sposób na zaspokojenie głodu czy pragnienia), a także połowienia ryb w jednej z pięknych austriackich rzek. Z kolei u celu naszej podróży liczyliśmy na spektakularne połowy pstrągów w dorzeczu górnej Adygi, a także rozkoszowanie podniebienia niepowtarzalną włoską kuchnią w domowym wydaniu. Oto relacja z naszej wyprawy.
Na szlaku zobaczymy wiele wspaniałych miejsc.
Część 1: Przez Bawarię do Górnej Austrii czyli piwo, pstrągi i kawałek historii
Z Warszawy wyruszyliśmy autem około siódmej rano. Prawie od początku droga wiodła autostradami lub drogami ekspresowymi, co uczyniło naszą podróż tyleż monotonną, co wygodną. Tylko się cieszyć - w końcu czekaliśmy na to tyle lat. Pamiętam dawne wyprawy na zachód i prawdziwa mordęgę na odcinku z Warszawy do Wrocławia, którą pokonywało się mozolnie przez wiele godzin ze względu na ciągłe ograniczenia prędkości. Dzisiaj to już przeszłość, a jazda jest prawdziwą przyjemnością – po prostu się płynie. W Niemczech byliśmy już około 13.00…
Stolica bawarskiego piwa
Pierwszym przystankiem w naszej podróży był zabytkowy Bamberg, do którego dotarliśmy około piątej po południu. Położony w regionie zwanym Górną Frankonią (część Bawarii), pozostaje jednym z najlepiej zachowanych średniowiecznych miast Niemiec. Oszczędzony przez alianckie naloty może dziś poszczycić się bardzo urokliwą starówką, wpisaną w 1993 roku na listę kulturowego dziedzictwa UNESCO, a także całym szeregiem budowli z piękną romańsko-gotycką katedrą na czele.
Wiadomo było od razu, że przy tak krótkim pobycie (wieczór, noc i ranek) nie mamy szans na zobaczenie wszystkiego, co warte, postanowiliśmy więc dokonać rozsądnego wyboru. Pierwszym elementem planu było zakwaterowanie się w klimatycznym hotelu, zlokalizowanym w zachodnim skrzydle starego budynku klasztoru Karmelitów, bardzo blisko starówki. Już sama możliwość spędzenia nocy w tak zabytkowych wnętrzach (dzieje budynku sięgają XI wieku) była sama w sobie wielką atrakcją i dawała poczucie bliskiego obcowania z historią.
Nasz pokój w klasztornym hotelu.
Po rozpakowaniu się wybraliśmy się na spacer wąskimi uliczkami Starego Miasta. Naszym celem było nie tylko podziwianie spektakularnych zabytków, ale też znalezienie jakiejś typowo bawarskiej knajpy z telewizorem, gdzie oprócz zjedzenia kolacji zakrapianej słynnym lokalnym piwem, moglibyśmy obejrzeć hitowy półfinał Champions League: Ajax – Tottenham Londyn. Już przeczuwaliśmy bowiem, że ten wieczór może dostarczyć nie mniejszych wrażeń niż poprzedni, kiedy to Liverpool dokonał niemożliwego i rozbił 4 : 0 wielką Barcelonę Messiego.
Centralnym miejscem starówki (Altstadt) jest Stary Ratusz położony nad rzeką Regnitz. Budynek jest oblewany rzeką z dwóch stron, co czyni ten zakątek wyjątkowym i przyciąga całe tabuny turystów. Przebywając na starówce czuliśmy się trochę jak w Wenecji, a trochę jak w czeskiej Pradze, gdyż przypominająca nieco Wełtawę rzeka jest jakby znakiem firmowym, sercem i główną arterią średniowiecznego miasta - przeciska się pomiędzy domami, przepływa pod nimi, momentami tworzy wiry, szypoty, kaskady i spiętrzenia przy starych śluzach. Na nadrzecznych szlakach zlokalizowane są winiarnie i birsztuby, co tworzy niezwykle urokliwy staromiejski pejzaż zdominowany przez wodę, tajemnicze zakamarki i liczące setki lat kamienice z charakterystycznego pruskiego muru.
Budynek starego ratusza w Bambergu to centralny punkt miasta.
Piękne freski na ścianach ratusza.
Rzeka dominuje w krajobrazie starówki.
Jeden z jazów.
Na kolacji wylądowaliśmy w lokalu o nazwie Brasserie. Serwuje się tam tradycyjne bawarskie dania, co nam bardzo odpowiadało, a także najlepsze lokalne piwa, o których za chwilę. Umiejscowiony w ogródku ekran został zaraz po naszym wejściu uruchomiony, pozostawało nam więc tylko złożyć odpowiednie zamówienia i spokojnie czekać na mecz. Z bogactwa lokalnych specjalności wybraliśmy Bamberger Zwiebelfleisch czyli duszona wieprzowinę z cebulą w sosie piwnym, a także typowe dla kultury południowych Niemiec knedle z sosem grzybowo-śmietanowym.
Duszona wieprzowina z cebulą.
Bawarskie knedle z sosem grzybowym.
To popularne dania goszczące dawniej głównie na wiejskich stołach, więc na deser wybraliśmy dla odmiany coś arystokratycznego, a więc danie z cesarskiej kuchni Franciszka Józefa i jego żony Sissi – Kaiserschmarrn czyli omlet cesarski. To wspaniały deser – znowu typowy dla Bawarii i Austrii, bo kuchnia tych krajów jest niemal bliźniacza – przygotowany z ciasta doprawionego cukrem waniliowym, mlekiem, rumem i rodzynkami, a podawany z powidłami śliwkowymi lub sosem waniliowym.
Kaiserschmarrn to rodzaj omleta rozczłonkowanego widelcem na drobne kawałki.
No, a do bawarskich potraw oczywiście bawarskie piwo. Jedyny słuszny wybór to lokalne, warzone w Bambergu. Miasto to jest bowiem na piwnej mapie Niemiec miejscem absolutnie wyjątkowym – od średniowiecza do współczesności działało tu kilkadziesiąt browarów, a przeciętny mieszkaniec wypijał rocznie około 400 litrów tego trunku! Obecnie w regionie Górnej Frankonii działa 160 browarów, co jest ich największym zagęszczeniem na terenie całych Niemiec. Tak więc Bamberg, będący głównym piwnym ośrodkiem w regionie (obecnie 9 czynnych browarów warzących ponad 50 gatunków piwa), można śmiało określić mianem bawarskiej stolicy piwa.
Najbardziej znanym gatunkiem bamberskiego piwa jest Rauchbier czyli piwo dymione. Powstało w średniowieczu kiedy to ziarno jęczmienia suszono nad ogniem, pochodzącym z palonego drewna bukowego lub dębowego. Z czasem technologie browarnicze zmieniły się, ale wielu ludzi przyzwyczaiło się do wędzonego posmaku piwa, które ma swoich amatorów aż do dzisiaj. Rauchbier doskonale gasi pragnienie, a jego najsłynniejszą marką jest Schlenkerla. Takiego też piwa spróbowaliśmy w naszej knajpie.
Piwa z renomowanych lokalnych browarów Mahrs i Schlenkerla.
Mecz dostarczył niesamowitych emocji i skończył się kolejną wielką sensacją – Tottenham po bramce zdobytej na kilka sekund przed końcem wygrał 3 : 2 i wywalił za burtę murowanego faworyta. Ajax sam sobie zapracował na to upokorzenie – gdy obserwowaliśmy na ekranach jego piłkarzy przygotowujących się w tunelu do wyjścia na boisko, biła od nich niewyobrażalna wprost pycha. Patrzyli na wszystkich z góry, nie wyłączając dzieci od podawania piłek. I wystarczyły raptem dwie godziny czasu aby znaleźć potwierdzenie słuszności słynnego powiedzenia, że pycha kroczy tuż przed upadkiem. W efekcie Pochettino całował z radości murawę, a fani Ajaxu z niedowierzaniem w oczach musieli przełknąć na koniec wyjątkowo gorzką pigułkę, psującą im dobry nastrój. W knajpie zapanowała cisza, bo wszyscy Niemcy kibicowali Ajaxowi, tylko my z Zenkiem cieszyliśmy się z angielskiego finału. „Glory, glory, Tottenham Hotspur!”
Kolejnego dnia rankiem wybraliśmy się po śniadaniu na mały spacer inną trasą – w kierunku słynnej bamberskiej katedry. Po drodze mijaliśmy wąskie uliczki i dość dobrze utrzymane stare domy, które na swej fasadzie z reguły miały umieszczoną małą figurkę Matki Boskiej. Bawaria – najnowocześniejszy i najbogatszy land Niemiec, prawdziwe zagłębie informatyki i nowych technologii – to jednocześnie jeden z tych regionów Europy, gdzie religia i katolicka tradycja są wciąż obecne w otaczającej rzeczywistości. Szczególnie w tych mniejszych ośrodkach, bardziej bawarskich niż kosmopolitycznych.
Figurki Maryi są widoczne na fasadach wielu domów.
Katedra w Bambergu pod wezwaniem św. Piotra i św. Jerzego jest siedzibą lokalnego biskupa i jedną z siedmiu niemieckich katedr cesarskich. Obok niej takie budowle znajdują się w: Akwizgranie (Aachen), Spirze (Speyer), Moguncji (Mainz), Wormacji (Worms), Frankfurcie nad Menem oraz Königslutter am Elm. Katedry cesarskie, które były miejscem koronacji oraz pochówku cesarzy niemieckich, charakteryzują się wyraźnym podziałem wnętrza nad cesarską część zachodnią oraz wschodnią część biskupią. Bamberska katedra w obecnej postaci powstała w XIII wieku, ale pierwszy budynek stanął na tym miejscu już w roku 1012 (a więc ponad 1000 lat temu!). Jego budowę zainspirował Henryk II Święty – cesarz znany nam z lekcji historii przede wszystkim z powodu z konfliktów zbrojnych z naszym Bolesławem Chrobrym. Obecnie w katedrze możemy podziwiać piękny nagrobek cesarza Henryka oraz jego żony Kunegundy Luksemburskiej. Ponadto w świątyni znajduje się również grób papieża Klemensa II – jedyne miejsce spoczynku papieża położone na północ od linii Alp. Poza tym wnętrze katedry można scharakteryzować jako dość surowe. Całość budowli wieńczą cztery wysokie na ponad 80 metrów wieże.
Zdobione mury katedry.
Plac przed katedrą z panoramą Starego Miasta.
Nagrobek papieża Klemensa II.
Jedna z figur wewnątrz świątyni.
Bogato zdobiony nagrobek cesarza Henryka II i jego żony.
Po krótkim zwiedzaniu Bambergu, w którym jest jeszcze naprawdę wiele atrakcji do zobaczenia, zakupiliśmy na pamiątkę po czteropaku bamberskiego piwa i wyruszyliśmy w dalszą podróż.
A na jednym z przydrożnych parkingów zobaczyliśmy taką oto naklejkę: "Wracajcie do ojczyzny. Ona was potrzebuje!"
Perełka u zbiegu trzech rzek
Mało kto wie, jak interesującym miastem jest bawarska Pasawa (Passau). Ciężko tu trafić, bo nie jest położona na żadnym z typowych turystycznych szlaków – omijają ją drogi prowadzące z Polski na południe Europy. Stąd mała znajomość tego miejsca wśród Polaków. Sam, mimo że jestem z wykształcenia germanistą i znam Niemcy niemal jak własną kieszeń, nie byłem tam jeszcze nigdy.
Już samo położenie u zbiegu trzech rzek stanowi o wyjątkowości Pasawy. W dodatku rzeki te niosą wodę w trzech różnych kolorach: zielonym (płynący z Alp Inn), niebieskim (modry Dunaj) oraz czarnym (torfowy Ilz). Miasto istnieje już od czasów rzymskich, choć wtedy funkcjonowało jako obóz wojskowy pod nazwą Castra Batavia, strzegąc strategicznego punktu u zbiegu dwóch rzymskich prowincji: Recja i Noricum. W V wieku Rzymianie wycofali się, a tereny przeszły pod władanie ludów germańskich.
W miejscu, gdzie dziś wznosi się Pasawa, rzymskie legiony założyły warowny obóz.
W VIII wieku Pasawa stała się stolicą biskupstwa i siedzibą biskupa Vivilo. Prawa miejskie osada uzyskała w 1225 roku. Niestety, Pasawę często dotykały różne klęski, które odcisnęły znaczące piętno na jej rozwoju. Szczególne znaczenie miał tragiczny pożar 1662 roku, który zniszczył wiele średniowiecznych budynków i zapoczątkował odbudowę w stylu, który ma dziś dominujący wpływ na wygląd miasta. Innym traumatycznym wydarzeniem była dla mieszkańców Pasawy wielka powódź, która miała miejsce całkiem niedawno, bo w roku 2013, kiedy to woda Dunaju wdarła się na starówkę i zalała domy do wysokości 12,5 metra!
Pasawa ma także związki z Polską. Mało rozpowszechnioną ciekawostką jest fakt, że w Passau mieści się siedziba właściciela wydawcy polskiej prasy regionalnej, jakim jest Verlagsgruppe Passau. Do grupy tej należy spółka Polska Press, wydająca w naszym kraju szereg popularnych gazet, jak choćby Dziennik Bałtycki, Głos Wielkopolski, Dziennik Zachodni, Dziennik Polski, Echo Dnia, Kurier Lubelski, Express Bydgoski i wiele innych tytułów. Własnością grupy są też popularne dodatki telewizyjne i wiele portali internetowych. Ot, znak czasów...
Spacer przez starą część miasta to prawdziwa frajda. Wąskie uliczki biegnące na znacznych różnicach poziomów, tajemnicze przejścia i tunele, nadrzeczne promenady nad Innem i Dunajem, zawieszone nad rzekami mosty, gwarne ogródki knajp, stare kamieniczki, warownie i zabytkowe kościoły – to wszystko składa się na niezwykły krajobraz tego bawarskiego cukiereczka.
Most na rzece Inn.
Jeden z browarów w dzielnicy Innstadt.
Widok na dzielnicę Innstadt.
Bulwary spacerowe nad Innem.
Most na Innie i widok na Starówkę.
Na górze warowna twierdza Veste Oberhaus.
Wąskie uliczki dzielnicy Innstadt.
Zegar słoneczny na starówce.
Jedna z wielu knajp serwujących dania bawarskiej kuchni.
Uliczka stromo biegnąca w dół do brzegu Dunaju.
Główny kościół Starego Miasta - Stephansdom.
Po spacerze lądujemy z Zenkiem w jednej z naddunajskich restauracji przy browarze Peschl, z charakterystycznym wysokim kominem. Polecam te knajpę wszystkim piwoszom – wypiłem tam jedno z najlepszych pszenicznych ciemnych piw, jakie dane mi było kiedykolwiek skosztować! Do tego smażony sandacz w jarzynkach – potrawa typowa w naddunajskich miejscowościach – smakował iście wybornie. Cały zestaw oceniam na pełną szóstkę!
Restauracja Peschl z tarasem widokowym na Dunaj.
Sandacz z jarzynami.
Rankiem następnego dnia wjechaliśmy nie bez problemów (GPS nie wystarcza, trzeba mocno pogłówkować) na położoną nad miastem twierdzę Veste Oberhaus. To jedna z największych warowni Europy, a widok z niej należy z pewnością do absolutnie wyjątkowych. Widać całą starą część miasta położoną w widłach Dunaju i Innu, dachy domów, cebulaste kopuły kościołów, kominy licznych browarów, a także statki wycieczkowe floty dunajskiej, zacumowane przy nadrzecznych bulwarach, które tutaj rozpoczynają swe rejsy w dół – do słynnej Doliny Wachau, Wiednia i Budapesztu. Byliśmy zauroczeni.
Widok Pasawy z twierdzy Veste Oberhaus.
W głębi most na Innie.
Widać, że rzeka Inn niesie zielonkawą wodę z Alp.
Kościół św. Michała i dachy domów.
Połączenie Dunaju z Innem.
Typowo bawarskie, cebulaste kopuły katedry.
To jedna z piękniejszych panoram europejskich miast.
Po zjeździe na dół tradycyjnie zakupiliśmy po kilka piw w jednym z miejscowych browarów i dalej w drogę! Podniecenie rosło, bowiem przed nami była Austria i zaplanowane wędkowanie w rzece Grosse Mühl.
Browar Hacklberg. Jeden z wielu...
Zakupy zrobione, można jechać dalej!
Ciąg dalszy – wkrótce.
Piotr Motyka
- Friko, Guzu, mario i 16 innych osób lubią to
Zatkało mnie .... to jest materiału na 4 wpisy na blogu albo na 2 artykuły no i nabrałem smaka na chłodne piwko nie da się ukryć
ciekawi mnie zawsze jak widzę takie obrazki jak ten ratusz w Bambergu, czy tam po jego murami w tej rzeczce byłby sens połowić.... próbowałeś rozeznać temat?