Pstrągowa majówka 2019 (3)
Górna Austria
Linz – miasto baroku i nowych technologii
Wędkowanie na rzece Große Mühl było oczywiście główna atrakcją naszego pobytu w Górnej Austrii , jednak przed wyjazdem w dalszą drogę postanowiliśmy zobaczyć jeszcze co nieco. Na pierwszy ogień poszedł Linz – stolica tego kraju związkowego, 200-tysięczne miasto nad Dunajem. Choć znam Austrię niemal jak własną kieszeń, w Linzu jeszcze o dziwo nie byłem.
Miasto zostało założone przez Rzymian w I wieku po Chrystusie, jako warowna osada pod nazwą Lentia. Leżało na południowym brzegu Dunaju i służyło obserwacji poczynań wojowniczych Germanów, których tereny znajdowały się po drugiej stronie rzeki – na północy. Prawa miejskie otrzymał Linz w średniowieczu, dokładnie w roku 1236. Do dzisiaj zachował się także średniowieczny układ ulic Starego Miasta, a także charakter kamienic, noszących piętno ówczesnego prawa. Otóż domy wyższe niż na dwa piętra i szersze niż na trzy okna były wówczas obłożone wyższymi podatkami. Sprytni mieszczanie budowali zatem domy niskie i wąskie, ale rekompensowali to sobie ich rozmiarami w głąb, z długością w licznych przypadkach przekraczającą 50 metrów (wraz z dziedzińcami).
Główny plac Linzu z kolumną morową.
Zabytki miasta – liczne kościoły, pałace i pomniki – mają w przewadze styl barokowy. Jednak barok miesza się w Linzu z nowoczesnością, gdyż miasto od jakiegoś czasu podąża swoją ścieżką, stawiając na sztukę współczesną i nowe technologie. Jego symbolami, oprócz pięknych barokowych zabytków, są nowoczesne Lentos Kunstmuseum (budynek ze szkła podświetlany nocą różnymi kolorami ), otwarta w 1974 roku filhamonia Brucknerhaus ze stali i szkła, zwana również „Linzer Torte”, a także oddane do użytku w 1996 roku muzeum nowych technologii Ars Electronica Center, zwane również „muzeum przyszłości”, w którym analizowany jest cyfrowy świat, a młodzież może zapoznać się z futurystycznymi koncepcjami i wizjami.
Linz to również miejsce związane z Adolfem Hitlerem, który mieszkał w nim przez wiele lat w młodości. Było ulubionym miastem führera, który planował rozbudować Linz i uczynić zeń kulturalną stolicę III Rzeszy. Tworzył tu m.in. znany nazistowski architekt Albert Speer, którego dziełem jest budynek Akademii Sztuk Pięknych. W planach Hitlera było utworzenie w Linzu szczególnego muzeum sztuki, gdzie po wygranej wojnie wystawiane byłyby dzieła zrabowane w całej Europie (również w Polsce). Na szczęście koncepcja nie wypaliła. Hitler pragnął też zbudować w Linzu przemysł, pasożytując na osiągnięciach innych narodów. Przykładem jest przeniesienie to zdemontowanych czeskich fabryk z zajętego przez Niemców Kraju Sudeckiego. Tak powstały m.in. znane zakłady Voestalpine.
Jedna z głównych ulic Linzu.
Nasz spacer po Linzu był krótki i ograniczony do ścisłego centrum. Największe wrażenie zrobił na nas rozległy (największy w Austrii i jeden z większych w Europie) Hauptplatz, ze średniowiecznymi kamienicami i barokową kolumną Trójcy Przenajświętszej, zwaną również „kolumną morową”, ozdobioną licznymi figurami alegorycznymi. Kolumny morowe, w odróżnieniu od innych tego typu kolumn, stawiane były jako wotum dziękczynne za wybawienie od moru (epidemii).
Jednak Linz generalnie nie powalił nas na kolana. Znam wiele piękniejszych miast austriackich, choćby Salzburg czy Innsbruck, o cesarskich Wiedniu nie wspominając. Być może trzeba byłoby mu poświęcić nieco więcej czasu i poznać bardziej jego klimat oraz atrakcje. Nie wykluczam zatem, że wrócę tu w przyszłości.
Przechadzkę zakończyliśmy w jednym z licznych w tej części Europy ogródków piwnych, ukrytym – jakżeby inaczej – w głębi (na dziedzińcu) zabytkowej kamienicy. Tam posililiśmy się znakomitym lokalnym piwem i austriacko-bawarska białą kiełbasą z wody, z tradycyjnym preclem i słodką musztardą. Nie była zła, ale jeśli już chodzi o kiełbasy z niemieckim rodowodem, zdecydowanie wolę małe i cienkie kiełbaski z Norymbergi. Oczywiście z grilla.
Przed wejściem do piwnego ogródka.
Dobrze schłodzone piwo pszeniczne jest tu specjalnością.
Biała kiełbasa z preclem i musztardą.
Miejsce grozy, o którym nie wolno zapomnieć
Z Linzu udaliśmy się na północ od miasta do miejscowości Mauthausen, gdzie zlokalizowano w czasach nazistowskich obóz koncentracyjny, przekształcony później w obóz katorżniczej pracy i zagłady Mauthausen-Gusen. Miejsca takie, choć smutne i przygnębiające, trzeba odwiedzać. Nie wolno nam bowiem zapomnieć o ofiarach ohydnych zbrodni, jakich dopuściły się Niemcy pod rządami narodowych socjalistów. Choćby po to, aby już nigdy w przyszłości nie dopuścić do takich tragedii. Ale również po to, aby oddać hołd ludziom, którzy mieli odwagę się temu przeciwstawić.
Wejście na teren obozu.
Jedna z wież wartowniczych.
Obóz powstał w 1938 roku i do roku 1940 był przeznaczony głównie dla ludzi z terenów III Rzeszy, którzy narazili się rządzącemu reżimowi. Więźniowie pracowali katorżniczo w znajdujących się nieopodal kamieniołomach. W kolejnych latach zaczęło tu trafiać coraz więcej osób z terenów okupowanych, z różnych krajów Europy. Powstała też sieć filii i podobozów – m.in. w nieodległym Gusen. Tam też pracowano w kamieniołomach. Wiele małych filii dostarczało pracowników niewolniczych na potrzeby niemieckiego przemysłu, m.in. zakładów farmaceutycznych Bayer, a także zbrojeniowych Messerschmitt czy Steyr-Daimler-Puch.
Obóz uchodził za gorszy niż Auschwitz. Ludzie zmuszani byli do pracy ponad siły, a ci, którzy nie dawali rady, byli bezwzględnie mordowani. Łącznie przez obóz przewinęło się ponad 300 000 więźniów, z czego około jednej trzeciej straciło życie. Kompleks Mauthausen-Gusen został wyzwolony przez Amerykanów w 1945 roku. Jego komendant został schwytany i powieszony na drutach kolczastych, a wielu obozowych sadystów zostało straconych publicznie w obecności miejscowej ludności.
Drugi Katyń
Miejsce to jest szczególnie ważne dla Polaków. W KL Mauthausen-Gusen straciło życie około 30 000 naszych rodaków, a więc jedna trzecia z ogólnej liczby ofiar. Były to głównie ofiary tzw. „Intelligenzaktion” – specjalnej zbrodniczej operacji mającej na celu eksterminację polskiej inteligencji. Trafiło tu zatem wielu przedstawicieli polskich elit – m.in. profesorów, lekarzy, nauczycieli czy uczestników Powstania Warszawskiego. Uznaje się zatem, że po Katyniu było to drugie miejsce tak masowych mordów na Polakach reprezentujących wartości patriotyczne i tworzących siłę II Rzeczpospolitej.
Polacy szczególnie cierpieli w Gusen – filii głównego obozu, oddalonej od niego o ok. 4,5 kilometra. Niestety, w przeciwieństwie do Mauthausen, po wojnie liczne pamiątki gehenny więźniów uległy tam dewastacji. W ostatnich latach dzięki staraniom strony polskiej miejscowe władze objęły część tych terenów ochroną (m.in. dawny plac apelowy). Jest zatem szansa, aby w przyszłości cierpienie naszych rodaków było należycie upamiętnione.
Obóz zwiedzaliśmy w ciszy i skupieniu. Wychodząc z niego mieliśmy w oczach łzy. Nasz smutek potęgował jeszcze urzekający widok pasma Alp austriackich, rozciągający się na południowym horyzoncie z obozowego wzgórza. Jak straszna musiała być rozpacz tych ludzi, którzy codziennie widzieli tak cudowne piękno tego świata, a nie mogli się nim normalnie cieszyć, tak jak my dzisiaj…
Koniec części 3
- Paweł Bugajski lubi to
...jakoś trudno kliknąć "lubię to"... miło Piotrze że poza rybami była też okazja do refleksji i wspomnienia przeszłości... wpis można by rzec okolicznościowy zważywszy na nadchodzące "zaduszki"