Skocz do zawartości

  •      Zaloguj się   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.





Zdjęcie

Refleksja o historii

Napisane przez Piotrek , w wyprawy 03 grudzień 2020 · 2127 Wyświetleń

Wracając kiedyś z ryb znad jeziora Mjörn, zajechaliśmy wraz z kolegami do małej miejscowości Grimeton w południowo-zachodniej Szwecji. Znajduje si ę tam spektakularny zabytek kultury technicznej – radiostacja Varberg, wpisana na początku XXI wieku na listę UNESCO.

 

Radiostacja została oddana do użytku w 1924 roku. Jej najważniejszymi elementami był alternator Alexanderssona wielkiej mocy (jedyny pracujący do dzisiaj) oraz antena zawieszona na sześciu gigantycznych masztach o wysokości 127 metrów. Radiostacja używana była do radiotelegrafii transatlantyckiej. Później obiekt adoptowano do innych celów – np. utrzymywania łączności z łodziami podwodnymi czy – po dobudowaniu kolejnego masztu – jako nadajnik telewizyjny. Dzisiaj stary nadajnik włącza się kilka razy do roku, m.in. w Wigilię Bożego Narodzenia, nadając specjalne komunikaty alfabetem Morse’a. W głównym budynku radiostacji znajduje się dziś interesujące muzeum, w którym można zobaczyć wspomniany alternator. Warto też pospacerować po całym terenie i przyjrzeć się osiągnięciom techniki międzywojnia.

 

Dołączona grafika

 

Dołączona grafika

 

Dołączona grafika

 

Dołączona grafika

 

Dołączona grafika

 

Dołączona grafika

 

Dołączona grafika

 

Ważną dla nas Polaków ciekawostką jest fakt, że radiostacja Varberg miała bliźniaczy odpowiednik w Polsce, w Babicach pod Warszawą (nasza radiostacja była nawet ciut większa). Tylko te dwa obiekty radiowe w Europie kontynentalnej miały zasiąg transatlantycki. Nasza radiostacja spełniała rozmaite funkcje cywilne i wojskowe. Z Babic nadawano na przykład audycje Polskiego radia dla Polonii amerykańskiej.

 

Po zajęciu Warszawy przez Niemców radiostacja służyła do utrzymywaniu kontaktu z okrętami podwodnymi Kriegsmarine. W styczniu 1945 roku maszty zostały wysadzone przez Niemców. Dzisiaj można zobaczyć jedynie zrujnowane budki strażnicze z napisem „Czuwaj”, fundamenty masztów, ruiny budynków technicznych oraz bloki mieszkalne dla personelu. Przy ulicy Radiowej stoi też pomnik upamiętniający dawna stację.

 

Po zwiedzaniu radiostacji Varberg naszła mnie refleksja, jak bardzo nie potrafmy docenić własnej historii i osiągnięć. W kilka lat po odzyskaniu z trudem niepodległości już szliśmy ścieżką szybkiego rozwoju. Mało kto dziś pamięta, że II Rzeczpospolita to zbudowany od zera port w Gdyni, to lwowscy matematycy z Banachem i Steinhausem, to Centralny Okręg Przemysłowy, nowoczesne obserwatorium astronomiczne na szczycie Pop Iwan, to bombowiec Łoś, samolot RWD, Stefan Bryła i pierwszy spawany most na świecie, to najsilniejsza stacja nadawcza w Europie (Raszyn), pociąg Luxtorpeda, kolejka linowa na Kasprowy, a także polscy kryptolodzy, którzy rozszyfrowali Enigmę. A można do tej listy dodawać jeszcze długo.

 

To wszystko runęło, bo napadło na nas dwóch „sympatycznych” sąsiadów, a reszta świata wykorzystała i zostawiła na pastwę losu. Szwedzi nie mieli takich problemów, ich historia potoczyła się inaczej – zachowali neutralność, sprzedawali Niemcom rudę z Kiruny i dzisiaj mają nietkniętą radiostację Varberg, świetnie zachowaną starówkę w Sztokholmie i praktycznie każdy jest tam milionerem, bo mają majątki przejęte po rodzicach, dziadkach… Dwie jakże różne drogi, które symbolizuje los dwóch bliźniaczych radiostacji.

 

Dołączona grafika

 

Dołączona grafika

 

Można oczywiście dyskutować, kto zdecydował lepiej, mądrzej, kto zachował się „jak trzeba” w takiej trudnej sytuacji. Czy nie szafowaliśmy za bardzo krwią. Ale dajmy spokój z teoriami, że jesteśmy jako naród gorsi od innych, niezdolni do robienia wielkich rzeczy również w czasie pokoju, że brak nam zdolności i determinacji do rozwoju własnej nauki, techniki czy własnego przemysłu. To historia obeszła się z nami okrutnie, bo kierowaliśmy się zasadami, a za to zostaliśmy potraktowani jak „frajerzy” - perfidnie podpuszczeni, a potem oszukani. W efekcie wybito nam całą elitę i cierpimy na tym aż do dzisiaj, a na dodatek próbuje się nas kłamliwie wrobić w różne niecne działania („Polish death camps”), kształtując w naszych rodakach poczucie winy i niższości. Nie dajmy się na to nabrać. Powinniśmy wyzbyć się niepotrzebnych kompleksów, bo to przeszkadza nam, aby stać się w pełni wolnymi ludźmi z aspiracjami i poczuciem własnej wartości.






Dzięki Piotrze za mądry tekst.... ja bym w nawiązaniu do tego co napisałeś jeszcze zapytał - czy w ogóle mieliśmy jakieś pole manewru między tymi dwoma totalitarnymi reżimami... i czy ostatecznie w ogóle coś mogło zależeć od naszych decyzji.

Szwedzi mają jeszcze jeden ciekawy epizod.... zagranicznych transferów i legalizacji środków finansowych III Rzeszy pod koniec wojny i bezpośrednio po jej zakończeniu - dociekliwi znajdą informacje na ten temat

Ciekawy tekst. Jeśli zaś chodzi o wynalazki II RP to największym były tzw. sławojki. Przyniosły więcej korzyści obywatelom Polski niż wszystkie Łosie z Luxtorpedami. I to wcale nie kpina.

Mądrze napisane, ciekawe jakby Polska wyglądała gospodarczo gdyby nie ww. agresja państw.

Mądrze napisane. Chyba tego potrzebowałem. Dzięki.

Zdjęcie
Marcin Rafalski
05 gru 2020 16:42

Ciekawy tekst. Jeśli zaś chodzi o wynalazki II RP to największym były tzw. sławojki. Przyniosły więcej korzyści obywatelom Polski niż wszystkie Łosie z Luxtorpedami. I to wcale nie kpina.

Gwoli ścisłości. Slawojka nie jest wynalazkiem. Sukcesem zaś było wprowadzenie obowiązku budowy takowych dla poprawy warunkow sanitarno - higienicznych na wsi gdzie zwyczajowo chodzono z potrzebą za stodołę. 

    • Krzysiek P lubi to
Zdjęcie
Marcin Rafalski
05 gru 2020 16:56

(...) czy w ogóle mieliśmy jakieś pole manewru między tymi dwoma totalitarnymi reżimami... i czy ostatecznie w ogóle coś mogło zależeć od naszych decyzji. (...)

Pole manewru bylo. Pozostawał jeszcze Pakt Beck - Ribentrop. (Piotr Zychowicz "Pakt Ribbentrop - Beck"). Wiem jak bardzo kontrowersyjna jest to teza, zwłaszcza po tym co wydarzyło sie w czasie Drugiej Wojny. Wiele przemawia jednak za takim rozwiązaniem. Prawdopodobnie udało by sie zachować, moze mniejszą, ale  suwernność ergo : ocalić jak nie wszystkich to większość obywateli polskich pochodzenia żydowskiego (przykład Węgier gdzie prawie sie udalo) Przesunięcie rubieży z której nastąpił by atak na Związek Sowiecki o ok 300 km na wchod znacząco ułatwilo by to zadanie. Trzydzieści polskich dywizji też bylo dużo warte na tamtym teatrze wojennym, zwłaszcza zaś kawaleria, ktorej użycie pozwalalo na manewr na tamtejszych bezdrożach. No i oczywiście Angia i Francja nie wypowiedziala by pewnikiem wojny Niemcom a więc walki na dwa fronty by nie bylo. Itd, itp

Zychowicz stawia ciekawe pytania ale mimo wszystko to bajkopisarz, publicysta bez warsztatu naukowego. Na pakcie Beck-Ribbentrop moglibyśmy wyjść jeszcze gorzej niż de facto wyszliśmy.  Przede wszystkim Niemcy mogły by szybciej zacząć  zbierać lanie (brak współpracy surowcowej z ZSRR, wcześniejsze rozpoczęcie współpracy ZSRR-państwa zachodnie, wcześniej obudzona czujność sowietów względem niemieckiej agresji itp itd) z potencjalnymi skutkami w postaci dłuższej i rozleglejszej okupacji przez ZSRR części Europy (w przypadku jeśli Hitler by ugrzązł na zachodzie) lub bombardowania atomowego przez Amerykanów (jeśli Hitler by ugrzązł na wschodzie).  Więc takie gdybania co by było gdyby nie mają większego sensu... nie wiadomo co by było. Gdyby babcia miała wąsy ...

Zdjęcie
Marcin Rafalski
05 gru 2020 19:37

Oczywiście to political fiction ! Bajkopisarz ? Raczej zręczny publicysta historyczny, było nie było skończył historie na UW Jest też autorem licznych ciekawych ksiązek Mnie szczególnie przypadły do gustu wywiady z  Żydami ( "Żydzi - opowieści politycznie niepoprawne 1 i 2 ")  Natomiast mocno wątpie czy tzw Zachód wogóle mieszał by sie do wojny z Bolszewizmem. Raczej byłby "zadowolony" tym ze cudzymi rękami likwiduje się potencjalne zagrożenie. Wystarczy wspomnieć że pomagał(Zachód) Finom walczyć z Sowiecką Rosją w wojnie zimowej. Niewykluczone że Japonia widząc znaczne sukcesy(jesli by były) skierowala by swą uwagę na wschód ZSRR miast na południe i Pacyfik.

Gwoli ścisłości. Slawojka nie jest wynalazkiem. Sukcesem zaś było wprowadzenie obowiązku budowy takowych dla poprawy warunkow sanitarno - higienicznych na wsi gdzie zwyczajowo chodzono z potrzebą za stodołę.


Oczywiście, masz rację . Tak samo wynalazkami nie były Łosie i Luxtorpedy. Po prostu według mnie to największe osiągnięcie II RP.

Nota bene PZL 37 Łoś był koszmarnie drogą zabawką (koszt jednego Łosia to circa about 20 armat ppanc. 37 mm), kompletnie nieprzydatną we wrześniu 1939 roku. Tu można by podyskutować o koncepcjach rozwoju lotnictwa autorstwa Rayskiego.

Pomysły pana Zychowicza to nawet nie SF, a jedynie fiction .
Zdjęcie
Marcin Rafalski
05 gru 2020 23:27

Widzę Kolego, że czytujesz historycy.org albowiem, o ile pamietam takie jest żródło tych danych. Czy Łoś był nieprzydatny ? Może raczej żle użyty ? Największym osiągnięciem II RP nazwał bym, oczywiście prócz pokonania Sowietów w 20 r, relatywnie szybkie scalenie ziem trzech zaborow, systemow prawnych, komunikacyjnych, więzi gospodarczych etc etc. Co do wynalazkow, konstrukcji  itp mozna sie spierać. Pisząc o p.Zychowiczu nie znaczy ze podzielam jego poglądy, chciałem tylko wskazać,  że alternatywa była czy gorsza czy lepsza nigdy juz sie dowiemy. Decydenci poszli za słowami Marszałka (cyt z pamieci) "lawirujcie miedzy Niemcami a Rosją a jak dłużej się nie da podpalcie świat"

Historycy.pl? Czytywałem i owszem. Lotnictwo II wojny światowej to taki mój konik. Chyba najbardziej lotnictwo pokładowe na Pacyfiku 😁. Wracając do Łosia to wystarczy przyjrzeć się jego użyciu przez Rumunów. Bardzo szybko samoloty tego typu wycofano z pola walki.
Zgodzę się na to, że scalenie ziem, systemów prawnych, komunikacji i więzi gospodarczych było największym osiągnięciem II RP. Czasami trzeba użyć przy tym słowa "relatywnie" bo fastrygi tego scalenia potrafią wyjść nawet po prawie 100 latach 😁. Moje przykładowe "sławojki" cenię właśnie dlatego, że to zmiana organiczna, systemowa. Bardziej "pozytywistyczna" niż drogie "wodotryski" typu Luxtorpedy, o których mój dziadek z Lubelszczyzny, mógł jedynie pomarzyć na obrazku.

Dzięki Piotrze za mądry tekst.... ja bym w nawiązaniu do tego co napisałeś jeszcze zapytał - czy w ogóle mieliśmy jakieś pole manewru między tymi dwoma totalitarnymi reżimami... i czy ostatecznie w ogóle coś mogło zależeć od naszych decyzji.

Szwedzi mają jeszcze jeden ciekawy epizod.... zagranicznych transferów i legalizacji środków finansowych III Rzeszy pod koniec wojny i bezpośrednio po jej zakończeniu - dociekliwi znajdą informacje na ten temat

 

Przepraszam, że tak późno się odzywam. Miałem przedłużony weekend z dala od cywilizacji. Myślałem sporo o tym naszym położeniu w 1939. Zawsze z perspektywy czasu jest łatwiej ocenić, bo ma się więcej danych do takiej oceny. Beck wielu rzeczy nie wiedział w tamtym momencie, choć wiele mógł też przewidzieć.

 

Jednak ta sytuacja wymyka się trochę stereotypom. Po ponad 60 latach nadal trudno nam wydać jednoznaczny werdykt. Najbliżej mi jednak do oceny, że była to iście „diabelska alternatywa”.  Nie mieliśmy pola manewru. Sojusz z Sowietami odpadał ze względów oczywistych – oni by weszli, żeby nam „pomóc” i już by nie wyszli. Sojusz z Niemcami byłby na krótką metę korzystny, bo za zniemczony nazistowski Gdańsk faktycznie nie warto było chyba umierać, ale tu chodziło o coś innego. Hitler uważał Traktat Wersalski za upokarzający dla Niemiec i w dużym stopniu na tym haśle (choć nie tylko) zrobił polityczną karierę. Tak więc za Gdańskiem poszłyby kolejne żądania – Wielkopolska, Pomorze i Śląsk. A już nie mogliśmy rozważać żadnych ustępstw. Więc byłoby to samo, tylko później, kiedy Zachód z Anglią włącznie byłby już być może pobity i okupowany.

 

Wydaje mi się więc, że jednak wybór Becka był jedynym możliwym wyborem. Wobec Szwedów czy Hiszpanów Hitler nie miał roszczeń terytorialnych, nie były też dla niego póki co strategicznie ważne, łatwiej im było więc utrzymywać neutralność i „nie mieszać się”. Hitler w przypadku zwycięstwa nad ZSRR dałby nam może Mińsk, Smoleńsk, Ukrainę i dostęp do Morza Czarnego (a może nie), ale jego szaleńcze obsesje rasowe chyba by w końcu i tak z niego wyszły. Chyba, że zostałby wcześniej obalony. Jednak te urojenia wyższościowe Niemców tkwiły (czy aby nie tkwią do dzisiaj?) w znacznej części narodu, nie tylko w Hitlerze. Tak więc jego następca też pewnie gardziłby Słowianami jako „podludźmi”. Summa summarum - dla nas dobrej przyszłości przy Hitlerze chyba nie było.  

 

Wybór jakiego dokonaliśmy, naraził nas na straszne cierpienia, ale państwo polskie, choć niesuwerenne, jednak przetrwało. Obecność w zwycięskim obozie

dała nam to, że nie staliśmy się republiką sowiecką, oraz to, że uczestniczyliśmy w podziale łupów wojennych na Niemcach. Ziemie zachodnie dały nam dużo, jesteśmy teraz w miarę sporym państwem, a nie jakimś kadłubowym tworem z granicami podobnymi do tych z czasów Generalnej Guberni czy Królestwa Kongresowego. Straciliśmy kresy, ale doszedł Szczecin, piękny Wrocław, Dolny i Górny Śląsk, Mazury, kawał dostępu do Bałtyku… Gdyby jeszcze udało się wtedy przejąć Królewiec (co było podobno rozważane) i zachować Lwów (jakieś szanse na to też były), to jeśli chodzi o Polskę w etnicznych granicach po zrzuceniu sowieckiego jarzma byłoby naprawdę dobrze.

 

Jako były sojusznik Hitlera po przegranej wojnie nie tylko nie uzyskalibyśmy nic na zachodzie, ale pewnie znacznie więcej Polek zostałoby zgwałconych, miasta zrównane z ziemią, wszystko doszczętnie rozkradzione. Stracilibyśmy pewnie Białostocczyznę, Chełm, Przemyśl. Wyglądalibyśmy dziś znacznie gorzej, niż wyglądamy. Oczywiście można było przed klęską odwrócić sojusze, w zależności od momentu wojny i sytuacji politycznej być może nawet by to dało lepsze efekty, niż te, które nastąpiły. Ale to trochę „political fiction”. Mogłoby to nam też nic nie dać, a jako byli sojusznicy Hitlera nie mielibyśmy dziś sami do siebie szacunku. „Świat” pomiatałby też nami pewnie jeszcze bardziej, niż dziś pomiata (mimo największej liczby polskich drzewek w Yad Vashem).

 

Tak więc przegrana wojna 1939 z Hitlerem była brana pod uwagę, wycofanie się rządu na Zachód przez Rumunię i kontynuowanie walki w obozie alianckim – to wszystko chyba było mądrym planem. Dawało jakieś nadzieje. Nie przewidywano też pewnie takiej skali terroru ze strony Hitlera, jaki przyszedł w GG. Natomiast mam coraz więcej wątpliwości co do Powstania Warszawskiego. Czy aby nie daliśmy się podpuścić Stalinowi przez działania jego agentów? Wiadomo, wychowana na Trylogii młodzież bardzo chciała się bić, ale być może jednak trzeba było wyważyć racje i pomyśleć o skali ofiar, o zagładzie miasta. Przecież nawet zwycięstwo w powstaniu niewiele by pewnie dało – zobaczmy co stało się w Wilnie po operacji „Ostra Brama” – i tak AK-owcy trafili w łapy Sowietów.

 

Ten mit powstania jest dziś wspaniały, na pewno cementuje postawy patriotyczne i wolnościowe – sam chodzę co roku 1 sierpnia na Powązki i mam w oczach łzy ze wzruszenia. Nauczyłem na tej bazie szacunku dla Polski dzieci, już uczę wnuki. Jednak zobaczmy też, jaką cenę zapłaciła ludność cywilna Warszawy. Popatrzmy, co się działo na Woli, Ochocie… Sam straciłem w powstaniu dziadka i niemal każda warszawska rodzina kogoś straciła.

 

To wszystko trudne dylematy, tak jak nasza historia. Dzięki za info o tych transferach. Spróbuję coś znaleźć w necie.

 

Pozdrawiam,

Piotr

    • Friko, Sławek Oppeln Bronikowski, Marcin Rafalski i 4 innych osób lubią to
Zdjęcie
Krzysiek P
07 gru 2020 23:31

Wzmiankowo, troszkę inne spojrzenie na ew "sojusz" przeciwko ZSRR , czy udzwigneła by to nasza gospodarka?
https://www.rp.pl/Rz...-Hilterem.html 

    • Friko lubi to

Listopad 2024

P W Ś C P S N
    123
45678910
11121314151617
181920 21 222324
252627282930 

Ostatnie wpisy

Ostatnie komentarze