

dulczę..
Zalew bezludny, ale pełen życia. Dzików, saren, lisów - bez liku. Łażą spokojnie po uliczkach pustych daczowisk, pod nieobcność lokatorów. Wielbiących na zewnątrz klinkier, ładny beton. szlabany. siatkę i cmentarne żywopłoty. W środeczku - telewizor na nieskazitelnej ścianie, jaźni podstawa i podstawowe okno na świat..
Na wsi głucha cisza, a mleko jest z biedronki. Młodzi wyjechali, starsi pozostali. Oglądają chłopaków do wzięcia i bezwstyd naszych rządzicieli. No i finał scentralizowanych - ale i korzystnie sprywatyzowanych - dni ogólnopolskiej charytatywnej beneficjencji. Zasada jest prosta - dajesz, wszyscy muszą to widzieć, a jakby ci było mało, to se jeszcze małe serce naklejasz.. Wszyscy wygrywają; król puszki święci triumfy, przypływ forsy optymalizując, bez obciachu zrównując trend do zabijania dzieci, z troską o te, które przeżyły. I kasa się jemu zgadza, a zarobiona Polska w blasku fajerwerków pompuje swoje niedorobione ego. Nadzwyczaj trafnie dobrano podmiotowi ten model wytryskowej dobroczynności!
Nawet drag gueen swoimi wypiórkowanymi dupkami zbiórce przymerdały, ale tym razem bez udziału Andrzeja Seweryna - co jest faux pas porównywalnym jedynie z nieobecnością na pochodzie pierwszomajowym..
Przypadkiem wlazłem do księgarni Ars Christiana, przypadkiem wziąłem do ręki Odpowiedź Hiobowi Gustawa Junga, a już całkiem niechcący przeczytałem posłowie do jego ostatniego wydania, w którym nasza noblistka Tokarczuk, dokonała pryncypialnej egzegezy treści z punktu widzenia megagwiazdy kultury woke i cancel, hagady, feminizmu i ekologicznego bambinizmu. Które właśnie przestały być aktualne
Na wędkarskiego świata forach, to co zwykle. Czyli sama nowoczesność; aliexpress, fura and komóra, yutuberstwo pro wyłażące ze skóry, coby ufetować mordy i mordeczki, czyli - pucio! pucio!, plus ekologiancki termomix. Źródło poronionych pomysłów i założeń, z których to rojeń nigdy, absolutnie nic nie wyniknie. Prócz paraliżu i powszechnej niemocy. Bo o to chodzi.. i to najlepiej członkom wychodzi..
A ja taki nienowoczesny. Planowo nienadążający. Właśnie kończę dulki do wioseł, też wykoncypowane samodzielnie. To co oferuje rynek - znaczy się wiosła i dulki, przećwiczyłem w praktyce i jestem zdegustowany na tzw maksa. Takie proste urządzenie. łożyskowane w obu osiach, trwałe, niezawodne i ciche - a nie da się kupić, bo inne priorytety świat przyjął - dziś tandeta jest wporzo. Długich, dobrze wyważonych wioseł też nie kupiłem. Co tam wiosła - łódki też Kadłub, i owszem..
Uwielbiam pływać na wiosłach. To niezmiernie prosta i bardzo stara umiejętność przemieszczania się na po wodzie, co kompletnie nic dziś nie znaczy. No to sztuka wiosłowania zamiera. Pojawiają się cudaczne, bardziej plażowe alternatywy typu deska sup, co jeszcze bardziej spycha tradycyjne wioślarstwo ze sceny. Na wodzie zdecydowanie wygrywa zespół szybciej, łatwiej, głośniej, co ma niespodziewane reperkusje. Moich znajomych, z pojedynczymi wyjątkami, próbujących farta z wiosła, można podzielić na dwie grupy - gamoni i zdechlaków Bez mechanicznej protezy, ani rusz!
No rozumiem, na wielkich jeziorach amerykańskich albo szwedzkich, na morzu, wielkiej rzece bez motorka jest problem, ale na tych naszych kałużach typu Sulejów albo Jeziorsko - po co?! Bujać się w smrodzie, fale robić, hałasem szpanować?
Lubię wiosłówki, lubię żaglówki.. Płynę powoli, wszystko widzę, wszystko słyszę, wino w kielichu łagodnie się kołysze, a fala przyjaźnie ścieli pod dziobem. Bez problemu dopływam do ultra cwanych, bardzo ostrożnych ryb. Bo one nie tylko są - one są dla mnie Pływam dużo i mało - kiedyś podpuścił mnie Kilian, żeby zmierzyć ile. Najwięcej w dwa dni wyszło 72 kilometry, przeciętnie około 30
Nowoczesne koromysła, żelazka i płaskodenne szuflady do pływania w ślizgu, nie mają nawet krzty tego naturalnego wdzięku, raczej są pragmatycznym połączeniem brzydko uformowanej wyporności z napakowaną po brzegi meblościanką, z obowiązkowym telewizorem, skrzyżowanymi z pokładem słonecznym A ich armatorzy są zwykle nieprzyjaźni innym wodniakom.. coś a la persona w bmw, zwyczajowo nieprzyjemna w spotykaniach na drodze, prawdziwe utrapienie tu i tam..
Zaczepiam ich czasem, pod byle pozorem. Ścigamy się - krzyczę? No to dawaj! Przegrywam już przed startem, ale wtedy dumnie oznajmiam, że mam na łódce fontannę i wodotrysk. A oni nie mają
- peresada, strary, Pisarz.......ewski Piotr i 2 innych osób lubią to
Aleś popisał Panie Sławek!
Teraz zamiast budować dyskusję, wszyscy zapierdalający na silnikach - czyli wszyscy - stoją przed lustrem i szukają u siebie cech niemęskich, zdechlaczych i gamońskich.