Sprawa jest drażliwa z jednej strony skoro nie mam haczyka to nie wędkuję ale z drugiej strony na widok zbliżających się strażników mogę urwać haczyk. Czyli sytuacja w naszym kraju może prowadzić do nadużyć. Mogę łowić bez zezwolenia na każdej wodzie i zrywać przynętę na widok zbliżającej się straży. Na pewno z większej odległości można dostrzec strażnika niż haczyk.
Przypomina to trochę sytuację z piciem za kierownicą. Przyjeżdżam z kolegą na parking przy drodze publicznej niedaleko domu, otwieramy piwo i pijemy. Silnik ciepły, w stacyjce kluczyki np. do działania radia lub innej elektroniki w samochodzie. Podjeżdża policja i czy w tej sytuacji może mieć podejrzenia o jazdę pod wpływem alkoholu? Może ukarać? Pewnie dużo zależy od człowieka ale jednocześnie nikt nie zagwarantuje, że po skończeniu piwa nie najdzie ochota na drugie a do sklepu 3km, kto by szedł taki kawał.
W tych sytuacjach istnieje czynnik prawdopodobieństwa popełnienia wykroczenia.
A połów bez haczyka jest możliwy w starych książkach pisano o możliwości połowu np. węgorzy na zestaw zakończony pęczkiem z włóczką, która czepiała się drobnych zębów. Pewnie i szczupaka czy suma można tak wyciągnąć.