Dziesięć lat temu było trudno przekonać kogokolwiek do zmian. Propozycja ograniczenia ilości dobowej okonia przepadła, przeszedł roczny limit na drapieżniki, czyli szczupak + sandacz 35 oraz pstrąg + lipień 35. W mojej propozycji było 35 łącznie na wszystko... Jestem cierpliwy. Startując w zawodach, na zebraniach, na łowiskach - rozmawiałem z ludźmi, wymienialiśmy się spostrzeżeniami, gdy ktoś tylko zaczynał narzekać - podsuwałem propozycje zmian. Gdy wreszcie udało się zmniejszyć dobowy limit do 15 sztuk (krecia robota jednego z członków ówczesnego Zarządu), zyskałem tak mocne poparcie, że utrzymał się przez dwa lata i uzyskałem to, o co walczyłem, czyli 10 sztuk. Teraz już nie muszę o nic walczyć. Propozycje samoograniczenia presji na zabieranie ryb są tak powszechne, że nie muszę nic inicjować, wystarczy tylko głośno wspierać cudze inicjatywy. Każde roztropne działanie.
Chwalenie się osiągnięciami, czy wypinanie piersi do orderów nie ma sensu. Gdyby nie presja grupy, sam nic bym nie zrobił. Ważne jest, by rzeczywistość zmieniać tak, by mniej uwierała. Wielki mi krokami, a jeśli się nie da - małymi, byle cały czas do przodu, w pożądanym kierunku. Teraz jest dobry czas do zmian. Środowisko w sporej części do nich dojrzało. Warto to wykorzystać