Witam. Moja przygoda z muchą rozpoczęła się w zeszłym roku. Już wcześniej wędkowałem na spinning, spławik i grunt, lecz chciałem spróbować czegoś nowego. Dołączyłem więc do grupy muchowej na Facebook'u, oglądałem filmy o muszkarstwie, koledzy z grupy pomogli w zdobyciu sprzętu. Niestety z braku chęci i czasu porzuciłem tę wspaniałą metodę i zająłem się spinningiem. Wędkowałem od wiosny do jesieni, łowiłem głownie okonie (moim zdaniem jedne z najpiękniejszych ryb Polski ). Moje wędkarskie szczęście pewnego listopadowego dnia przerwał jednak wypadek, który pozbawił mnie możliwości chodzenia , na parę ładnych miesięcy, a co za tym idzie wędkowania. Na nogi stanąłem na dobre w maju i właśnie wtedy poczułem co utraciłem na czas tych paru miesięcy, a mianowicie kontakt z wodą, przyrodą no i oczywiście rybą. Zakupiłem wędkę muchową 9' #4 i czekałem do urodzin (połowa lipca), aby zakupić resztę sprzętu. Udało mi się kupić używany kołowrotek z linką pływającą DT #4. Sprzedający uraczył mnie również kilkoma przydatnymi radami i sprezentował stary podbierak Salix Alba oraz kilka much za co jestem bardzo wdzięczny. Do pełni szczęścia brakowało mi jeszcze materiałów i narzędzi aby kręcić muchy. Zacząłem uczyć się rzutów muchowych na trawie, niestety nie było to tak łatwe jak mogło się wydawać. Na żyłce robiły się supły i co rusz odstrzeliwałem przywiązany do żyłki kawałek wełny mający imitować sztuczną muszkę. Po kilku takich treningach rzuty zaczęły mi wychodzić. Poszedłem więc nad przydomowy kanał (bo trudno go było nazwać rzeką). Odcinek, na którym łowiłem miał ok 10 m szerokości w najszerszym miejscu. Wcześniej łowiłem tam tylko okonie jednak chciałem po prostu poćwiczyć rzuty w praktyce. Nie przedłużając. Złowiłem tam jedną płoć na małą muszkę z sarniej sierści (oczywiście rybka została wypuszczona). Wróciłem do domu i następnego dnia za ostatnie drobniaki kupiłem przypon koniczny i kilka suchych much. Autobusem pojechałem nad prawdziwą rzekę. Tam nie było niestety tak kolorowo, jak nietrudno się domyślić zarówno przypon jak i muchy zostały na gałęziach drzew wśród wysokich pokrzyw. Z braku pieniędzy na muchy miałem ochotę zostawić muchówkę w spokoju jednak Pan Witold z muszkarskiej grupy (Pozdrawiam jeżeli Pan to czyta) poratował mnie narzędziami i materiałami do kręcenia much oraz książką Adam Sikory. Potem już było z górki im częściej odwiedzałem łowisko tym rzuty coraz lepiej wychodziły. Zacząłem łowić swoje pierwsze muchowe ryby - klenie. Pierwszy kleń to była radocha niesamowita zwłaszcza, że był to mój pierwszy kleń w życiu. Z upływem czasu zacząłem jeździć nad wodę rowerem, a blisko nie miałem. Z domu wyjeżdżałem ok 5:30, a o 7 byłem nad rzeką. Na jednej z takich eskapad po złowieniu jednego małego klenia na sucharka, zacząłem przemieszczać się w górę rzeki. Na jednym z jej odcinków zauważyłem pstrąga potokowego, widziałem tę rybę na żywo pierwszy raz w życiu i pierwszy raz miałem realną szansę go złowić. Zostawiłem rower i plecak kilka metrów od brzegu, a ze sobą wziąłem jedynie wędkę, pudełko z muchami i podbierak. Na koniec zestawu założyłem małą jętkę wykonaną przez siebie i rzuciłem. Kilka nieudanych przepłynięć muchy obok pstrąga nieco mnie zdemotywowało, ale nie zrezygnowałem z tej ryby. Kolejny rzut, wyjście do muchy, zacięcie i siedzi. Byłem zdumiony tym jak on walczył. Nigdy nie miałem na kiju tak walczącej ryby (no może oprócz szczupaka, ale to inna kategoria wagowa ). Podebrałem, zrobiłem kilka zdjęć niestety wytarzał się w piachu, i po wypuszczeniu stał w miejscu, ale widać było, że jeszcze żyje. Byłem szczęśliwy i zasmucony zarazem. Szczęśliwy złowieniem pstrąga. Zasmucony jego stanem. Poszedłem w górę rzeki, tam złowiłem kilka kiełbi na nimfę. W drodze powrotnej zauważyłem, że pstrąg odpłynął więc humor mi się poprawił. Nad rzeką pojawiałem się coraz częściej. Łowiłem kiełbie, płotki, złowiłem nawet leszcza nie powiem ciekawy przyłów . Podczas tych wypraw i uciekałem przed psem i skąpałem się w rzece razem z plecakiem i w ubraniu. Nie mogłem narzekać na brak przygód. Zacząłem widzieć stanowiska ryb i poznawać ich zwyczaje. Rzeka stała się mym drugim domem. Złowiłem pierwszego lipienia w życiu i od razu 42 cm . W następnych dniach złowiłem kolejnego lipienia i kilka kleni i miałem jednego naprawdę dużego. - Poszedł w krzaki i tyle go widziałem. Ok 2 tygodnie temu przy łowieniu lipieni złowiłem drugiego potokowca w życiu. (Zdjęcie niżej) Teraz jestem przeziębiony, ale gdy tylko się wykuruję lecę na klenie i lipienie. A jak u was rozpoczęła się przygoda z muchówką?
lipek.jpg 71,65 KB 16 Ilość pobrań Początki z muchą - potokowiec..jpg 70,76 KB 14 Ilość pobrań
Do zobaczenia nad wodą i połamania kija.
Pozdrawiam
Pstrągal