Mój pierwszy swimbait (wtedy jeszcze to określenie nie funkcjonowało, mówiło się po polsku, łamaniec) był spod ręki Pawła Brzuskiewicza. Kupę lat temu, znaliśmy się z innego forum. Baa, to był pawłowy prototyp, najpierwszy z pierwszych. Przynęta niemal bezcenna. Prowadzony wzdłuż pomostu nad mazurskim jeziorem wzbudzał zachwyt. Bałem się go jednak używać. Przyszedł jednak dzień gdy postanowiłem dać mu realną szansę. Był to czas intensywnego, jesiennego żerowania szczupaków na moich starorzeczach. W gumy waliły że aż miło. Po dokładnym obrzucaniu stanowiska kopytem i stwierdzeniu braku zaczepów założyłem to zielono - pomarańczowe cudo. To był ostatni raz gdy go widziałem. Zaczep jednak był, i to śmiertelny
Jakiś czas później do sklepów wjechały Soft4playe. Dla mnie była to rewolucja. I rewelacja. Szczupaki i okonie waliły w gumową rybkę bez oporów. Próbowałem wielu kombinacji zbrojenia i jednak opcja bezsterowa, z kotwiczką pod brzuszkiem była tą najlepszą w moich płytkich łowiskach i przy moim charakterze.
Twardy odpowiednik okazał się równie fajny i łowny, choć wymagał nieco innego prowadzenia. Był za to nieporównywalnie trwalszy od Softa.
Od tego czasu swimbaity mają stałe miejsce w moim pudle. W wodach o dużej presji (ale nie mięsiarskiej, bo tam nic nie pomoże) potrafią czynić cuda prawie idealnie naśladując zachowanie się ryb- ofiar szczupaków.
Nie są to przynęty uniwersalne i idealne, mają swoje wady i ograniczenia, ale w pewnych okolicznościach trudno o bardziej łowne. Nie raz odnosiłem wrażenie, że jeśli ryby ignorują agresywniej pracujące przynęty, łamaniec potrafi wodę otworzyć i w drugą stronę - gdy swimbaity są ignorowane, warto zamieszać wodę na przykład dużą obrotówką.