"Daleka nimfa służy do prowadzenia much nad dnem ale jednak w toni wody a nie wleczenia po dnie. Do łowiena raczej aktywnych żerujacych ryb a nie wydlubywania tych przyklejonych do dna".
Daleka (ale nie ciężka-wolfram 4.5mm) nimfa oczywiście może służyć do obławiania "dna" jeżeli są spełnione pewne warunki. Odpowiedniej długości przypon, odpowiednie podania i prowadzenie zestawu (rzuty, nadrzucanie linki), lekkie nimfy, mały uciąg, bezczepliwość haków, itp. Z resztą wpisu się zgadzam.
Co do indykatorów, są zebrania w Kołach, są zebrania w Okręgach czy w Zarządzie Głównym. Regulaminy i zapisy można zmieniać jeżeli się udowodni i przekona do słuszności swoich wniosków.
Inna kwestia jest to że fly fishing to łowienie ryb na sztuczna muchę a prawdę mówiąc powinno to być klasyczne łowienie muchą suchą (powierzchnia) czy mokrą (powierzchnia, toń wody). Łowienie nimfami, to jak łowienie na przepływankę, można również stacjonarnie "z gruntu". Pytanie tylko po co? Żeby dobrać się do tych ryb które się ukryły i nie chcą zawisnąć na haku? Chyba nie o do końca o to chodzi w wędkarstwie jeżeli nie chcemy zdobywać pokarmu.
Równie dobrze można prosić gospodarzy wód (np. PZW) o zniesienie wszelkich ograniczeń, opłat, zasad wędkowania bo ... ja nie zabijam ryb.
Jeżeli chodzi o indykator nie mam nic przeciwko temu. Jedni założą kawałek włóczki, inny piankę czy plastelinę, inni spławik. I tu powstaje mały problem podobnie jak np. zniesienie zakazu pływania w strefach ciszy na silnikach spalinowych. Jedni (wędkarze) chcieliby na np. 5hp sobie pyrkac na miejscówkę ale inni przyjechaliby z najszybszymi "rakietami" jakie są na rynkach bo ... ich stać. Wiecie że ludzi trzeba trzymać za pysk i za nich myśleć bo z dobrobytu zazwyczaj im odbija w głowach. Przepisy, prawa i zasady maja wszystkie w głowach a jeżeli tego zabraknie mają spokojnie na mandat.