jako, że nie znalazłem podobnego tematu i podobnej problematyki, pozwalam sobie założyć powyższy.
rzecz w tym, że wybywając nad wodę niekoniecznie możemy przewidzieć termin powrotu do domu (a bo to nagle gryźć zaczęły, a to niedomagamy w związku z lekkim przedawkowaniem browara, a to spotkaliśmy kogoś, kogo lat wiele nie widzieliśmy, etc, etc). w związku z powyższym dobrze jest mieć możliwość rozpalenia ognia.
jak ogień, to i drewno, skoro drewno, to jego przygotowanie... o ile kloce tnę piłą kabłąkową Stanley'a, o tyle ich łupanie (tych klocków rzecz jasna) stanowi niemały problem. przerabiałem różnego rodzaju siekierki (w zasadzie tłuczki). tańsze, droższe, cięższe, lżejsze... różne po prostu.
kowal to zawód wymierający, wobec czego nie miałem możliwości oddania do klepania któregoś ze swoich "złomów". można co prawda zakupić kliny do rozłupywania drewna ale jakby nie o to chodzi. a bo to czasem gałązkę trzeba przyciąć, a to palik ustrugać, czasem po prostu dobrze jest mieć narzędzie dające poczucie bezpieczeństwa. wpadłem zatem na pomysł (tutaj właśnie pytanie czy właściwy) aby dokonać zakupu kolejnego kawałka żelaza. żelazo owo to Fiskars X 10, numer katalogowy 121440. znacie, używacie (w gospodarstwie lub na rybach), możecie się podzielić spostrzeżeniami? chłodnawo jest wieczorami, a przy ogniu jakby milej, jakoś tak bezpieczniej i przytulniej, nawet jeśli jest się w pojedynkę.
oglądałem jakiegoś Gerbera sygnowanego przez Bera'a Gryls'a. cienkie to jak żyletka (choć właściwości tnących odmówić nie mogę), niemniej jednak waga (do łupania średnio, a nawet mniej niż średnio się nadaje - chyba, że pomagać sobie młotkiem). stąd właśnie pomysł z rzeczoną wcześniej X 10'ką. masa tak około kilograma jest pożądana. coś podpowiecie, czymś się podzielicie...?