Witam
Dziś po raz pierwszy w swojej krótkiej karierze spinningisty byłem po prostu bezradny.
Poszedłem rankiem nad Wartę z myślą o okoniu. Wędka SG LRF 226/5-12 g, przynęta Kiełb Matusiaka 7 cm.
Agresywny opad nad dnem, przy samym brzegu, głębokość około 1m. Nagle mocne uderzenie. Ryba przecina rzekę i płynie na przeciwległy brzeg. Początkowo myślałem, że to szczupak - niestety po chwili już wiedziałem. Sum rozpędził się z prądem i tylko patrzyłem jak wyciąga plecionkę z kołowrotka. Dokręciłem hamulec, na nic się to zdało. Gdy zostało kilka metrów sznurka na szpuli przytrzymałem aby urwać zestaw.
Nogi jak z waty.
Cieszyć się czy smucić ?
Mieliście podobne przeżycia?
Pozdrawiam