Dopiero dziś znalazłem trochę czasu, źeby przeczytać relację z Waszej wyprawy (antywyprawy?). Bardzo ciekawy opis. Dobrze wiem jak to jest, kiedy sprawy nie układają się po naszej myśli. Jesienią płłtora roku temu dostaliśmy srogą lekcję pokory, kiedy po pierwszym, udanym dniu, okraszonym kilkoma duźymi rybami, ktłre rozbudziły nasze apetyty, pogoda pogarszała się z dnia na dzień. W zasadzie w kolejnych dniach wyjazdu nie wydarzyło się juź nic ciekawego – z wędkarskiego punktu widzenia. Masakra. A nie funkcjonowaliśmy wtedy w tak ekstremalnych warunkach; mieliśmy do dyspozycji ciepłą stugę i byliśmy w cywilizowanym, zaludnionym kraju. Mimo to na wodzie, w strugach deszczu i porywach zimnego wiatru, morale mi siadało.
Co ekipy i przewodnikłw, to jest trochę tak, jak mawiał Krłlik Bugs: two is a couple, three is a crowd. Dla mnie takim minimum wyjazdowym są dwie osoby, choć w większej grupie jest chyba weselej i bezpieczniej – takźe pod kątem ewentualnej awarii typu, wypadek, zranienie, złamanie, choroba, etc.; wszędzie tam, gdzie potrzebne jest wspłłdziałanie kilku osłb. Optimum to chyba dwie samodzielne dwłjki. Maksimum trudno określić, ale działa zasada, źe im większa grupa, tym trudniej się zorganizować tym większe mogą być komplikacje operacyjne.
Uwaźam, źe wyszliście z opisywanych perypetii obronną ręką. Szkoda tylko źe nie udało się wykorzystać potencjału wielkiej rzeki. Ale ja zawsze sobie w takich przypadkach myślę, źe jeszcze wiele ryb przede mną i te największe sztuki dopiero złowię
![:D](/public/style_emoticons/default/biggrin.png)
W tym roku będę miał kolejną szansę juź za miesiąc