Skocz do zawartości

  •      Logowanie »   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.

Zdjęcie

Wielki - mały powrót po długiej przerwie - wybór Kozłowa Góra


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
23 odpowiedzi w tym temacie

#21 OFFLINE   dawiniel

dawiniel

    Forumowicz

  • +Forumowicze
  • PipPip
  • 117 postów
  • LokalizacjaNieborowice
  • Imię:Dawid
  • Nazwisko:Kozłowski

Napisano 13 sierpień 2019 - 20:47

no to może to mnie tak natknęło :)



#22 OFFLINE   dawiniel

dawiniel

    Forumowicz

  • +Forumowicze
  • PipPip
  • 117 postów
  • LokalizacjaNieborowice
  • Imię:Dawid
  • Nazwisko:Kozłowski

Napisano 14 sierpień 2019 - 11:13

cd...

 

Obłowiliśmy to miejsce jeszcze dość dokładnie. Bardzo ładne jeśli chodzi o ilość zaczepów więc zapamiętałem już je sobie.

 

Zastanawiam sie, kiedy to zawiedzie mnie moja pamięć? Znikną z niej te wszystkie obrazy brzegów, kluczowych punktów i ich położenia względem siebie.

Próbowałem kiedyś zastąpić je pozycjonowaniem z GPS-a, ale nie dawał on takich dokładności jak punkty orientacyjne. Może na wiekszej wodzie, gdzie nie widać brzegu.

 

Z czasem I postępem w ilości zjadanego masła zostanę pewnie na to rozwiąznie kiedyś skazany, ale na tą chwilę kilkadziesiąt, no może trochę więcej miejsc znajduje się nagranych na dysku w moim płacie czołowym :D .

 

Kolejny najazd wyglądał także bardzo obiecująco jak na warunki Kozłowej Gory. Wypłycenie około 1m bardzo dużo pniaków, ale obraz dna troche mnie zastanowił. Sonda, sondą pokazywała w miarę twardo, ale dla potwierdzenia odczepiacz poszedł w ruch I co.... miekko. Spory osad, który zmienił moje zdanie na ten temat.

 

Jedziemy dalej, jestem na pieknym szczycie, który podniósł się na 1,9m - znowu pojedyncze karcze, twardo - zjeżdżam na dół aby zakotwiczyć, nagle młody mowi - tato uderzysz w tego pana. Faktycznie z głową w sondzie nie zauważyłem, że podpływa gość na nasz kolizyjny I tuz przed dziobem zrzuca kotwicę właśnie w dołku 3m :( . No cóż bez komentarza. Odbiłem I pojechałem kawałek dalej gdzie teren podobny, ale stoczek łagodniejszy.

 

Pierwsze pytanie syna w momencie gdy kotwica dotknęła wody to: czy moge juz rzucać??? - niesamowite myslę, ale pewnie zaraz mu przejdzie.

Kilka rzutów kontrolnych potwierdza fajne ustawienie, jednak troche nastró psuje wcześniej wspominany pan, który wyciaga sandaczyka :( .

Synek skomentował to banalnie - tata ten pan łowi na siatkę, moze my też powinniśmy - chodziło oczywiscie o podbierak :lol:  :lol:  :lol: .

 

Na tymże najeździe dorobiłem się jedynie dwóch bardzo delikatnych brań efektem czego przynety były zsuniete z główki, ale brania piękne, na długiej żyłce, takie o jakich śniłem przez ostatnie lata. Niestety zupełnie bez kontaktu.

Kolejne miejsce odnotowane na twardym dysku.

 

Zaczęło trochę mocniej wiać, pomysłałem, że może to ruszy troszkę ten klimacik w wodzie I przyjaciów pod nią.

Zatrzymalismy sie na kolejnym symaptycznym miejscu.

 

Młody bez chwili zawahania znowu kij w dłoń I macha. Pytam sie czy nie chce czegoś zjeść, może coś słodkiego, może herbaty. W odpowiedzi....nie nic nie chce teraz łowię, potem zjem.... a siku? zapytałem .... nie nie chce wytrzymam.... Masakra pomyślałem - rodzi się potwór :D

 

Na kolejnym najeździe znowu delikatne branie z podobnym efektem ściągnietej przynęty. Szkoda, że na tej wodzie nie wolno łowic na "kotomysza". Żadnych małych "paproszków" też ze sobą nie mam bo nie gustuję.

 

No nic walczymy dalej.

Zauważam niestety, że zbliża się nieunikniona godzina "0" o której to koniecznie musimy się zbierać, bo idziemy z żoną po południu na Męskie Granie na które to mam cieżko wywalczone bilety. A droga z Kozłowej do moich Nieborowic niestety dość długa.

Trudno, robię jeszcze dwa najazdy I sie zbieramy mowie - w oczach dziecka zauważyłem wtedy łzy....  ale co, że już..., ale czemu tak szybko, a nie mozemy jeszcze zostać :rockon: . Został bym z toba synku do wieczora, ale dzisiaj niestety nie możemy mówię.

 

Wiadomość ta troche zauważyłem odebrała mu ducha walki, usiadł, wziął wodę mineralna i pierwszy raz sie napił.

 

Wykonane na szybko dwa kolejne najazdy po kilka rzutów nie przynoszą większych efektów. Jeszcze jedno ładne branie, analogiczne jak wczesniej za końcówke gumy.

 

Spływamy - tym bardziej, że zaczęło mocniej wiać I minęła godzina "0".

 

W drodze powrotnej młody odzyskał apetyt. Zjadł 3 kanapki z trzema kabanosami I wypił pół termosu herbaty.

 

6f52f753660b9048med.jpg

 

Dopiero gdy przełknął wszystko I bylismy przy brzegu pojawiło się pytanie... Tato a kiedy znowu pojedziemy na ryby?

 

I wiecie co ja mu na to?

 

Już za tydzień synku - jedziemy odwiedzić dziadka, którego tata bardzo chce zabrać na ryby, żeby wrócic pamięcią do starych czasów do momentu kiedy to on pokazywał mi jak wiązać haczyki, jak prowadzić wirówkę, jak łowić na mąconego (bdw - ciekaw jestem czy ktoś praktykuje jeszcze taka metodę) jak szanować ryby I srodowisko naturalne w którym się znajdują I z którego dobrodziejstw korzystamy.

I oczywiście skorzystać z jego wiedzy przy twojej nauce - no może trochę pochwalic sie twoimi już zdobytymi umiejetnościami ;)

 

Więc decyzja podjęta, żona hmmm, ale jedziemy, jedziemy, jedziemy na Zalew Sulejowski - moją ukochana wodę za którą tak bardzo się stęskniłem, która jest piękna, pięnie położona I z tego co słyszę niestety pięknie zaniedbana.

 

Będę mógł to ocenić sam, dziadkowi będzie dane przyłożyć się do wędkarskiej edukacji wnuka no I mam wielka nadzieję, że sprawi mu także dużą frajdę bycie nad wodą z synem...

 

na pewno zdam relację z tego co tam zobaczę...cdn...


Użytkownik dawiniel edytował ten post 14 sierpień 2019 - 11:15


#23 OFFLINE   jedin

jedin

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 530 postów
  • Lokalizacjawyrzysk
  • Imię:Mariusz

Napisano 14 sierpień 2019 - 11:38

Też mam syna w podobnym wieku, i też zaczyna machac spinningiem młodziaki szybko chłona wiedzę i szybko zaczynają kumać o co chodzi w tym łowieniu, pozdrawiam i życzę dużo wspólnych wypraw... :) :)



#24 OFFLINE   dawiniel

dawiniel

    Forumowicz

  • +Forumowicze
  • PipPip
  • 117 postów
  • LokalizacjaNieborowice
  • Imię:Dawid
  • Nazwisko:Kozłowski

Napisano 07 październik 2019 - 10:16

cd..

sporo czasu minęło od ostatniego wpisu.

Zastanawiałem się czy jest sens kontynuować ten wątek, ale jak słowo się rzekło trzeba je dotrzymać.

Tym bardziej, że to wieści z mojego kochanego zalewu...

 

17-ty sierpnia godzina 3:00 AM - budzik chyba tylko szepnął ponieważ tak nakręcony nie pamiętam kiedy spałem.

Natychmiast wyłączyłem, żeby reszty towarzystwa nie budzić.

 

Wszystko naszykowane, auto spakowane, kawa w termosie zawinięta w koc, żeby nie wystygła, kanapki z lodówki.

Ostatni rzut oka na listę czy wszystko wziąłem.

Cichaczem wymykam się do wiatrołapu i zamykam drzwi.

 

Droga z Nieborowic na Sulejów strasznie długa. Co prawda niby 200km, ale w głowie już mam odcinek za Częstochową, który obecnie do najlepszych niestety nie należy :huh:

 

A1 mknie się ekspresowo. Nawet nie zauważyłem kiedy byłem na przedmieściach Częstochowy chociaż Android Auto jeszcze nie widzie, że nowy odcinek oddany już do użytku i z uporem maniaka kieruje mnie objazdami.

Za miastem to czego można było się spodziewać. Jeden pas, spory ruch pomimo, ze 4-ta nad ranem i jedziemy 60 na godzinę max.

Zniosę to, wszystko zniosę i nawet przy tym nie będę klął ponieważ perspektywa jest zbyt piękna.

 

Kiedy dojechałem około 6-tej do rodziców okazało się, że tata już gotowy. Wszystko wyszykowane i nakrojona swojska kiełbasa :D.

Śmigamy więc bo z Tomaszowa jeszcze kawałek drogi na Barkowice.

Atmosfera w drodze super.

Pierwszy raz widzę na twarzy mojego taty od bardzo dawna tak promienny uśmiech. Tak jakby zupełnie zapomniał o toczącej go strasznej chorobie, która odejmuje tylko kartki z jego kalendarza życia.

 

W Stanicy jesteśmy około 6:30, w zasadzie jeszcze pusto, albo chętnych brak.

Z daleka widzę już jak niski jest stan wody, ale raczej nie pogarsza to mojego nastawienia.

Tym bardziej, że w środku budynku widzę znajomą twarz. Tą samą, która swego czasu witała mnie każdego dnia gdy spędzałem każdą wolną chwilą nad wodą.

Kamuflaż mój w postaci zarostu jednak zrobił swoje i nie zostałem rozpoznany :lol:  Dopiero widok taty zamieszał w głowie pana ze stanicy, który stwierdził "aleś zarósł"

Oczywiście pytanie po co przyjechaliście. Ryby nie biorą, sandacza to nie pamiętam kiedy ktoś przywiózł - czyli standard mówię.

 

Pożyczyliśmy łódkę, ponieważ moja u szwagra na kołkach leży i rozpakowujemy się.

Gratów jak to zwykle pełno, dopiero teraz widzę jakie spustoszenia w organiźmie taty zrobiła choroba. Kilka tobołków i zmachany jakby na 10-te piętro wszedł.

Znalazłem więc mu szybko robotę stacjonarną z rozkładaniem kijków a ja szybciutko aku i silnik do łajby i mocuję.

 

...Odbijamy - pogoda piękna, wiatru praktycznie brak. Moja tak słodko zapamiętana mgła na wodzie dopełnia klimatu. Kilka fotek w trakcie kursu i do celu...

 

f76d07371e9d2374med.jpg

 

468b7c1aa7436e00med.jpg

 

Kilkanaście minut i jesteśmy na miejscu.

Najazdy mi trochę pozarastały, potrzebuje chwile aby odnaleźć się w nowej rzeczywistości i trafić dokładnie tam gdzie planowałem.

 

Spuszczam kotwicę i stajemy. Brakuje mi mojej łajby gdzie kotwica na korbę i nie trzeba moczyć i brudzić rąk z liny kotwicznej, ale dziś to przeżyję.

 

Bez dłuższego zastanowienia pierwszy rzut. W połowie dystansu tuż przed uskokiem niesamowity strzał i siedzi :lol: :lol: :lol:.

Nie bardzo mogłem w to uwierzyć, ale stało się faktem. Pierwsza ryba jedzie do góry.

Wielkość nie powala, ależ jaki on piękny i jak pięknie zatelefonował...

Martwi mnie tylko jedno - czy przypadkiem nie spełni się stare porzekadło, ze jak na pierwszym rzucie ryba to reszta dnia może być bez. Kilka razy spotkało mnie to szczęście.

Nie tym razem jednak mówię na głos tak aby tata też słyszał i zaklęcie odczarować.

Odczepiam i uwalniam rybę.

 

cbe931136f046df0med.jpg

 

W tej samej chwili tata tnie, ale tym razem pudło.

Kilka mniejszych sztuk ląduje jeszcze z tego najazdu. Brań na pęczki i widać, że drobnica w dobrej formie.

 

Zmieniamy miejsce, tym razem przyzwyczaiwszy już oczy do trochę innego krajobrazu i robiąc małe poprawki do najazdu stajemy w punkt.

 

W pamięci mam dwa pniaki. Jeden na wprost i jeden na dole spadu po prawej. Jedziemy więc pomiędzy nimi i bach.... siedzi - jak to mówią lepszy. Co prawda plan jest taki, że nawet nie mierzymy bo szkoda czasu i tylko odczepiamy, jak drugi nie łowi to robimy szybka fotkę i do wody a jak nie to bez fotki ;).

 

304987e69eed0417med.jpg

 

Rewelacja, woda można by rzec tęskniła za mną tak samo jak ja za nią :lol:

 

3e5d933b723695a4med.jpg

 

Dookoła łodzi a w zasadzie wszędzie gotuje się od ryb. W naszej strefie rzutu sum przy sumie gotuje wodę i goni.

Co oczywiście zostaje dostrzeżone przez lokalnych trolingowców a teraz już niestety na motorówkach.

Swego czasu gdy obowiązywał zakaz i pływać można było tylko na elektrykach - w związku z tym zakres mieli mocno ograniczony...

Teraz - ogranicza tylko cena paliwa i pojemność karnistra :(

 

Chyba w przeciągu pół godziny ponad 20-cia przejazdów w naszej strefie rzutów.

Komentować się nie chce bo i po co, a przecież mojego dnia mi dziś nie zepsują.

 

jeden z przejazdów kończy się zacięciem sumika - takiego około 1m, ale sprawia "łowcy" tak dużo problemów, że praktycznie wpływają nam na żyłki.

tata nie wytrzymał i skomentował, ale czego można się było spodziewać jak ...."panieeee zaraz, przecież muszę wycholować"...

No cóż, nie ma to sensu. Przestawiamy się i robimy swoje.

 

W zasadzie każdy z najazdów obfituje w coś :P  małe większe, średnie ryby a do tego co kawałek woda otwiera się obok łajby bo wąsaty postanowił zapolować.

Ich ilość w Zalewie faktycznie jest duża.

 

Kolejny najazd i tata zacina pierwszy, ale chyba pudło............nie............to nie pudło jest ryba i jest rekord!!! :o

Takiego jeszcze nie mieliśmy:

 

12a6e0ab78375cd5med.jpg

 

Ubawiliśmy się do łez. Ofiara wielkości myśliwego. Przy szczupakach często się z tym spotykałem, ale skala była inna.

Ta sztuka była jeszcze przezroczysta :D

 

No nic ubaw po pachy, ale trzeba uwolnić tak aby jak najmniej szkód poczynić.

Widać, że w świetnej formie maleństwo bo czmychnął migiem.

 

Czas płynął szybko. Nad wyraz szybko a do tego to słońce i brak wiatru coraz bardziej dawało się we znaki.

Nawet nie zauważyliśmy kiedy zrobiło się grubo po południu.

Zrzuciliśmy ciuchy aby pojedyncze podmuchy wiatru trochę nas schłodziły.

Zmęczenie jednak najbardziej było widać po tacie.

Coraz to dłuższe przerwy, uświadomiły mi, że nie możemy sobie pozwolić na więcej i musimy się szykować do powrotu. Oczywiście tata starał się nie dawać po sobie nic poznać i zapytany czemu nie rzuca odpowiadał, że musi odpocząć, ale widziałem, że coraz większy ból sprawia mu stanie czy zmiana pozycji :(

 

Nie czekając dłużej stwierdziłem, że wracamy - ja mam jeszcze długa podróż przed sobą a pewnie w korkach więc był to dobry powód.

 

Po drodze zaliczymy jeszcze jedną miejscówkę w której nie byłem hohoho ile czasu.

 

Pierwszy rzut i.... siedzi... tym razem tata już nie łowił więc cyknął fotkę.

 

70903db844d9c140med.jpg

 

No to teraz już wracamy. Wystarczy, tym bardziej, że "motorówek" tyle to ja nigdy nie widziałem. W strefie gdzie mogą pływać max 4 konne jednostki pojawiają się motorówki, które mają po kilkadziesiąt jeśli nie kilkaset. Niby wolno, ale tuż przy łodzi dokładnie przyglądając się co i jak robimy. Pojawienie sie skuterów przelało czarę goryczy tym bardziej, że przepływajaca Policja ominęła ich szerokim łukiem pozostawiając bez komentarza.

 

Trudno na dziś wystarczy - przepiękny dzień za nami. Mnóstwo pięknych ryb i brań różnego kalibru. O tym właśnie śniłem, marzyłem, czekałem i było warto. A najważniejsze, że tata był tego samego zdania!!!

 

W stanicy znowu czekała na nas znajoma twarz :) i do tego bardzo zdziwiona, ponieważ nie do pojęcia była informacja o wypuszczeniu ryb.

Najbardziej utkwiły mi w pamięci słowa..."chłopie tu nikt nie patrzy nawet na wymiar - sandacza to każdego biorą jak tylko jest".

Dobrze, że nie widział tego co działo się na łodzi - pewnie wzięli by nas za jakiś cudaków i poszczuli psami :o :D :D

 

Jedno jest pewne, połowiliśmy, połowiliśmy tak jak za starych dobrych czasów - ramię w ramię - tego nikt nam nie odbierze i nie zepsuje.

Ja o tym będę pamiętał długo, mam nadzieje, że tata także i że starczy jeszcze mu czasu na to, żebym mógł go zabrać znowu...

 

Ps. Nawet ponad 4-ro godzinna droga do domu tak jak przypuszczałem w korkach nie była w stanie zdjąć mi z twarzy uśmiechu po tak cudownie spędzonym dniu.

 

Spieszmy się, spieszmy robić to co kochamy z ludźmi, których kochamy!!!


Użytkownik dawiniel edytował ten post 07 październik 2019 - 10:23





Użytkownicy przeglądający ten temat: 3

0 użytkowników, 3 gości, 0 anonimowych