Nieopodal płynącego przez las strumyczka znalazłem trzy kopce leżących na leśnej ściółce ryb.
Niektóre z nich nosiły już ślady zębów leśnych drapieżników a niektóre wyglądały całkiem świeżo i nawet kilka potrząsałem patykiem myśląc ,że jeszcze żyją.
Ów płynący przez las strumyk ma w najszerszym miejscu około 150cm szerokości i nie jest chyba nawet głębszy niż 50cm.
W większości stanowi rów melioracyjny wykopany między nieużytkami pozostałymi z dawniej uprawianych pól.
Połączony jest z bagiennymi rozlewiskami , gdzie na łowy przylatują żurawie i bociany.
Rozlewiska są dość małe a ich poziom zależy głównie od ilości opadów deszczu.
Może z 500 metrów kwadratowych wody z wyrastającymi z niej drzewami.
Miejsce to , to zupełna nieznana wędkarzom dzicz, daleka od domostw i dróg.Pełna dzików , saren ,kun i lisów.
Obok jest też zapomniane przez świat małe bajoro pełne żab.
Teoretycznie niedostępne z brzegu.
Łączy się ono z opisywanym strumyczkiem cieniutkim ciurkiem wodnym.
Mieszkam w tej okolicy kilkanaście lat ale jeszcze nigdy nad tymi wodami nikogo nie spotkałem.
Wracając do ryb - były to miętusy.
Najmniejszy około 40cm ,największy około 70.
Być może pod nimi trafiłby się nawet większy.
Nie nosiły na sobie żadnych śladów używanych często w nielegalnych połowach tej ryby wideł a po sprawdzeniu okolicy mogę stwierdzić brak jakichkolwiek zastawionych sieci.
Zapewne nawet kłusownik nie zostawiłby takiego delikatesu na pastwę leśnych zwierząt i zapewne nawet spłoszony po jakimś czasie wróciłby po taki łup.
Teraz , mam pytanie do kolegów z forum.
Czy możliwe jest ,że ryby te padły ofiarą nieznanego mi leśnego smakosza - wydry czy innego zwierza?
Czy którekolwiek z dzikich zwierząt gromadziło by ryby w takim zapasie?
Czy powiadamiać o tym jakieś służby ?
Leśne,wędkarskie,straż miejską?
Mam odpowiednie koneksje i wymawiając nazwisko pewien jestem natychmiastowej reakcji odpowiednich służb ,nie wspominając o lokalnej TV.
Ta była już tam w godzinę od chwili znalezienia ryb ale to ode mnie zależy czy program ukaże się publicznie.
Problem tylko w tym,że jeśli to sprawka zwierząt to wolę nie zgłaszać tego nikomu bo zaraz owe miejsce zaroi się miejscowymi wędkarzami.
Nawet pewnie gdyby okazało się ,że to sprawka kłusoli to o miętusowym eldorado dowie się jeszcze większa ekipa kłusoli i to zapewne z ust znajomego strażnika.
Akurat w tej miejscowości strażnikami często bywają szwagrowie i inni członkowie rodzin kłusoli.

Jaka jest wasza opinia na ten temat?