Podejrzewam, że większości z nas najprzyjemniej wędkuje się nad rybnym zbiornikiem – rzeką lub jeziorem - w otoczeniu dzikiej przyrody. Szczególnie często uciekają w takie miejsca mieszczuchy, którym (z konieczności ), kilka lat temu, zostałem i ja. Jako zapalony pstrągarz, szczególnie cenię sobie wędkowanie w niedużych, płynących z dala od cywilizacji rzeczkach. Jednak obowiązki zawodowe czy rodzinne, a często i warunki pogodowe, ograniczają takie kilkugodzinne eskapady do jednego dnia w weekend. Pewnie wielu z Was ma podobnie. Za to dni kiedy możemy pozwolić sobie na 1-2 godziny z wędką na pewno jest więcej. Co wtedy począć? Szczęście mają wędkarze mieszkający w bezpośrednim sąsiedztwie wody. Ja mam w zasięgu kilkunastominutowego spaceru sporą rzekę nizinną, a jeszcze bliżej nieduże jeziorko-gliniankę. Dużą frajdę sprawia mi także łowienie okoni, więc korzystam z dobrodziejstw lokalizacji. Nad rzeką trzeba się trochę nachodzić żeby znaleźć godne uwagi ryby. Nieduża glinianka to łowisko teoretycznie łatwiejsze do szybkiej lokalizacji drapieżników. Wokół otoczenie typowo miejskie: ulice, wieżowce, place zabaw i ścieżki rowerowe. Mieszkańcy wieżowców niemal zaglądają w pudełka z przynętami, spacerowicze co i rusz zagadują: „gryzie coś?” Czasem psiak robiący codzienny obchód obszczeka ostrzegawczo widząc kij w ręku, albo mewa nauczona, że rzuca się im suchy chleb. dla odmiany zbierze z powierzchni popperka. Nie wszyscy to lubią, nie wszyscy to zniosą. U mniej wygrywa pasja i kiedy tylko w ciepłej porze roku, czyli zwykle mniej więcej od połowy kwietnia jakoś do połowy października, trafi mi się wolna godzinka czy półtorej staram się wyrwać nad wodę. Ponieważ nad gliniankę mam bliżej, często jest to pierwszy wybór.
Kiedy stanąłem nad jej brzegiem 4 lata temu była dla mnie jedną wielką niewiadomą. bo zawsze wolałem spinningować w rzekach. Nieco o charakterze łowiska. Typowe owalne wyrobisko ok. 5 ha powierzchni, okolone wąskim, przerywanym pasem trzcin. Głębokość maksymalna ok 9-10 m, przeważnie do 4-5 m, a jest też wiele obszarów płytkich. Brzegi sztucznie umocnione koszami gabionowymi, bo wokół biegnie ścieżka spacerowa z kostki. Roślinności zanurzonej brak, za to latem, wraz ze wzrostem temperatury, woda zakwita i staje się mało przejrzysta, zielona i jakby gęsta. Podejrzewam, że w dużym stopniu przyczyniają się do tego również spacerowicze rzucające ptactwu wodnemu duże ilości suchego, i często spleśniałego, chleba.... Teoretycznie warunki niezbyt zachęcające do wędkowania latem. Lokalni, stali wędkarze to głównie spławikowcy. Łowią płocie, wzdręgi, karasie srebrzyste, leszcze, czasem trafi się karp i lin. Z drapieżników występuje okoń i szczupak, a krążą też legendy o sumie. Presja „starszych datą” wędkarzy przyzwyczajonych do zasad innych niż C&R oraz bliskość rzeki – łowiska bądź co bądź większego i rybniejszego - powoduje, że „poważni” spinningiści omijają zwykle ten zbiornik. Ja podjąłem jednak wyzwanie i próbuję rozgryźć tę wodę. Daleko mi do wędkarskich autorytetów czy łowców okoni z prawdziwego zdarzenia, ale uważam, że biorąc pod uwagę warunki łowiska, osiągam tu wyniki bardzo dobre. Co sezon, podczas tych kilkunastu wypadów łowię kilka okoni 30+ i sporo ryb +/- 25 cm, a największe jakie złowiłem miały 38 i 39,5 cm.
Spotykani czasem nieliczni spinningiści nastawiający się na szczupaki w większości przypadków kończą o „kiju” lub ze szczupaczą młodzieżą. Jaki jest mój klucz do sukcesu? Zabrzmi jak banał: zlokalizowanie ryb oraz dopasowanie przynęty i prowadzenia do miejsca. Zaczynając, postawiłem na złowienie czegokolwiek więc wybór był prosty: kijek klasy UL, cienka linka i drobne, głównie gumowe przynęty. W nieliczne wolne popołudnia i wieczory chodziłem sobie z kijkiem od jednej dziury w trzcinach do kolejnej. Na kajtkopodobne ripperki łowiłem po kilka małych okonków i tak było do czasu kiedy z nastaniem letnich upałów zastrajkowały. Trzeba było szukać rybek gdzie indziej. Na gliniance jest jedno wyraźne wypłycenie- taki usiany drobnymi kamieniami i kilkoma głazami cypel. W mokre lata wody w zbiorniku przybywa i cypel jest ok 1 m pod wodą, zwykle jednak jest tam od 20 do 60-70 cm wody. Zwykle omijałem to miejsce bo wymaga szybkiego, jednostajnego prowadzenia przynęty. Kłóciło się to z „religią” opadu jako diabelnie skutecznej broni na okonie. Nic się jednak w innych miejscach nie działo, więc poświęciłem cypelkowi trochę czasu. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, bo niedużych okoni można tam było połowić w krótkim czasie całkiem sporo. Z czasem coraz częściej stawałem u nasady cypla i tylko temu miejscu poświęcałem tę godzinkę wolnego. Tam zawsze coś się działo. Stada wzdręg po obu stronach cypla wygrzewające się w ostrym letnim słońcu, spławy białej ryby wieczorami oraz wyraźne ataki okoni oraz mew na gromadzącą się na cyplu drobnicę. To pobudzało wyobraźnię i działało jak magnes. Musiałem jedynie dobrać właściwą przynętę i odpowiednio ją zaprezentować. Jako zagorzały zwolennik przynęt miękkich w łowieniu okoni, postawiłem na drobne ripperki i jaskółki. W tym miejscu zrobię trochę reklamy, ale nieocenione okazały się tu wyroby forumowych kolegów: Pawła (@nowwwak) i Marcina (@cyprys19). Podstawą są Minimastery Pawła oraz larwy i jaskółki Marcina, dopełnione jakimś ciemnym parochem i 5 cm ripperem Clonay – Relaxa - w kolorze jasnej zieleni. Jako uzupełnienie pudełka często mam jakąś niedużą obrotówkę, a w dni intensywnego żerowania powierzchniowego – praktycznie jedynie przy bezwietrznej pogodzie – jakiś popperek.
Drogą doświadczeń ustaliłem, że dobór przynęty warunkuje głównie stan wody, a w dalszej kolejności pora roku. I tak jeśli nie widać żerowania powierzchniowego, a wody jest mało, zaczynam od Minimastera na główce 1-1,5 g. Sięgam tym prawie do końca cypla. Obławiam kolejno najpierw środkową część wypłycenia lawirując na tyle ile się da między głazami, a następnie krawędzie i spady. Jeśli ryby są, akurat szukając drobnicy między głazami, to brania są natychmiastowe. Jeśli trzymają się krawędzi stoku bo jeszcze nie wyszły żer, to obławianie krawędzi zwykle przynosi efekt. Często żeby skusić ryby do brania muszę sięgnąć poza koniec cypla. Sięgam wtedy po inną gumkę Pawła (to chyba Mikrokiller) na 2-2,5 g. Gumka ma bardzo małe kopytko i pracuje bardzo delikatnie świetnie imitując narybek. Przy okazji polowania na okonie złowiłem na tę gumkę ładnego karasia srebrzystego - blisko 38 cm. Hol na lekkim kijku i lince wytrzymałości 2 lb dostarczył nie lada emocji.
Rippery, ale te nieco większe, są skuteczne kiedy wody nad cyplem jest więcej. Stosunkowo szeroki Clonay podany na 3 g główce jest zachłannie połykany nawet przez 20 cm malce. Przy niższej wodzie ciężko jest go poprowadzić prawidłowo nad wypłyceniem, a doświadczenie nauczyło mnie, że obławianie taką przynętą spadów jest nieskuteczne i zwykle kończy się zaczepem i zerwaniem. Bywa i tak, szczególnie przy wietrze i nieco wzburzonej powierzchni wody, że brań na ripperki nie ma. To znak, że trzeba sięgnąć po jaskółki. Bardzo fajnie działają jaskółki Marcina oraz Lunker City. Zbroję je w 2 g trójkątne główki. Dość ciężko się nimi łowi na płytkim blacie. Podszarpywania powodują niekontrolowane odjazdy, także w dół. Przynęta uderza wtedy w dno co z jednej strony intryguje pewnie ryby, ale też jest powodem częstych zaczepów. Najskuteczniejsze są stonowane i naturalne kolory. Wyjątkiem jest okres zakwitu wody. Nie wiem dlaczego, ale żadne inne przynęty poza jasnozielonymi nie są wtedy skuteczne. Tak więc jaskółka do obławiania krawędzi i stoków przy niskiej wodzie, oraz Clonay na czas wyższej wody. Ten zestaw rzadko mnie zawodził. W okresie zakwitu i niskiej wody – przy czym oba te czynniki muszą wystąpić - okonie wynoszą się z cypla. Najskuteczniejsze jest wtedy obławianie krawędzi i głębszej wody na stoku.
Jeśli jednak ryby ignorowały te przynęty, sięgałem po larwy ważki. W zestawie z czeburaszką były skuteczne zarówno na niskiej jak i wysokiej wodzie. Przypuszczam, że okonie akurat nie miały ochoty gonić drobnych paproszków, a chętnie zasysały falującego w toni tłustego robala.
Wyjątkowo trafiają się wieczory bez wiatru. Kiedy słońce chowa się za pobliski wieżowiec, okonie zaczynają powierzchniowe polowania na drobnicę. Widowiskowe ataki podnoszą ciśnienie. Kilka razy wybrałem się w taki wieczór z popperami. Godnych pokazania okazów nie złowiłem ale te kilka grubych dłoniaków zapewniło emocji aż nadto. Przydarzył mi się również atak mewy na poppera. Zebrała z powierzchni i odleciała. Brutalnie musiałem ściągnąć ją na „ziemię” Akurat wtedy miałem mocniejszy zestaw. Udało się ptaszka szybko i bezpiecznie wyczepić
Z nastaniem jesieni woda na powrót nabiera przejrzystości. Na płytkim cyplu nadal urzęduje drobnica korzystając z szybciej nagrzewającej się wody. Za nią znów ciągną okonie i często widowiskowo żerują na cyplu. Najczęściej wtedy korzystam jaskółek. Większy rozmiar chętniej jest atakowany przez okonie poszukujące już grubszych kąsków. Podobnie skuteczne okazują się „polarisy” i inne „jagodowe” gumki Marcina. Ze względu na mocno zaczepowe dno prowadzę je delikatnym opadem w toni na stokach cypla. Okonie obserwujące ławice drobnicy nie mają problemów z dostrzeżeniem i zaatakowaniem takiej przynęty.
Po jesiennej zmianie czasu sporadycznie zaglądam nad gliniankę. W tygodniu zwykle zbyt szybko robi się ciemno, natomiast weekendy staram się wykorzystać na wypady szczupakowe.
Tak w skrócie wygląda mój sposób na niedużą, miejską wodę. Sposób na wykorzystanie nawet godziny wolnego czasu, aby cieszyć się emocjami jakie daje wędkarstwo. Mam nadzieję, że niektórych z Was zachęcę tym tekstem do „odkrycia” dla siebie wody pozornie nieatrakcyjnej i wielu kolegów skorzysta z moich spostrzeżeń.
Artykuł bierze udział w konkursie "wygraj wędkę marzeń"
Click here to view the artykuł