O tych dwóch znaczeniach słowa i to w kontekście wędkarstwa uzmysłowiłem sobie w młodzieńczych latach kiedy to przyszło mi na spławikówkę złowić pierwszą w życiu wzdręgę. Zestaw to był nie lada, bo Stilonowska gruba żyłka, ołów z rolki, pióro gęsie pomalowane przez dziadka, wędka bambusowa do której był przykręcony jakiś kołowrotek z ruchomą szpulą, i skórka chleba jako przynęta. Ile radości ów widok mi sprawił tylko małe dziecko wie. Piękno ryby urzekło mnie od pierwszego złowienia, wiedziałem że to wzdręga jednak dziadek powiedział mi że nazywana też jest często krasnopiórą. Zaciekawiło mnie to, podrążyłem temat jej innej nazwy czytając książki, pytając dziadka. Wiele mi to wyjaśniło i zachwyt nad tą niewielką rybką był w pełni zrozumiały, bo z lektury to nie tylko mi się on udzielał.
Lata mijały, mój rozwój wędkarski parł do przodu, raz szybciej raz wolniej ale progres był i to najważniejsze. Krasnopióra przewijała się przez te lata kiedy łowiłem spławikiem raz przypadkiem, później świadomie – jednak bez spektakularnych efektów. Przyszedł czas kiedy pochłonął mnie spinning i tylko na nim postanowiłem się skupić. Łowiąc spinningiem na jakiś czas zapomniałem o białorybie w tym o wzdręgach. Z biegiem lat i rozwijania rzemiosła coraz śmielej spoglądałem w stronę świadomego łowienia białorybu na przynęty sztuczne. Oczywiście świadomie i powtarzalnie, bo przyłowów nie zaliczam do tego. Jak już się jaziami i kleniami nacieszyłem, przypomniałem sobie o mojej krasnej miłości z młodych lat…
Zacząłem budować bazę, i nie chodzi mi o domek nad wodą gdzie miałbym spędzać czas, ale o rzetelną wiedzę z zakresu biologii oraz zwyczajów tych pięknych ryb. Tak napompowany informacjami oraz ułożonym planem działania wziąłem to co miałem w domu czyli najdelikatniejszy mój kij okoniowi do 7gr, kilka paproszków oraz kupionych w sklepie imitacji wszelkiej maści robactwa i ruszyłem do boju. Rzeczywistość okazała się brutalna i szybko sprowadziła mnie na ziemię już podczas pierwszej wyprawy. Niestety wróciłem można powiedzieć o kiju, nie liczę małych jak palec kilku okoni. Cóż nie poddawałem się, zwalałem na wszystko winę, a to na pogodę, a to na porę, a to na łowisko itp. Kilka następnych wypraw poskutkowało tym, że na koncie pojawiło się kilkanaście małych okonków i jedna wzdrążka.
Mówią, że nic tak nie wzmacnia i nie motywuje jak porażki – to prawda. Zaczęła się dogłębna analiza w mojej głowie, oranie internetu w tym jerkbaita, szukanie przyczyn porażek w połowach. Wstępnie zacząłem uzmysławiać sobie, że muszę nieco zmodyfikować podejście do łowienia. Zmieniłem przynęty, zagościły wszelkiej maści mikrojigi, odchudziłem plecionki schodząc do 0.4 oraz prowadzenie przynęty. W końcu pojawiły się jakieś nieśmiałe wyniki. Z wyprawy na wyprawę było coraz lepiej, czyli osiągnąłem jakiś mały sukces i regularnie łowiłem moje ukochane i piękne krasnopióry. Nie były to może jakieś oszałamiające wyniki bo było po kilka ryb na wypad, zdarzało się kilkanaście, rozmiar też nie powalał gdyż kończył się w okolicach 15-16cm. Jednak to już trochę optymizmu wlało we mnie i postanowiłem w zimę porządnie się przygotować do kolejnego sezonu. Zacząłem od dozbierania przynęt, zwłaszcza tych mikro i raczej ręcznie robionych. Potem skupiłem się na kiju bo ten okoniowy miałem wrażenie, że jest zbyt suchy i zbyt szybki na to jak łowiłem. Pojawiła się jakaś wędka używana kupiona na forum z przeznaczeniem na białoryb.
Kolejny sezon to był przełom. Odławiałem regularnie wzdręgi w ilościach mnie satysfakcjonujących, może nadal nie rozmiarowo ale ilościowo już było ok. Rozeznałem miejsca i populację ma moich łowiskach i wytypowałem sobie dwa gdzie te wzdręgi rokowały najlepiej. Wydawało mi się, że muszą też być tam i te większe tylko wymagają wypracowania. Pod koniec sezonu miałem kontakt z większą sztuką, przepiękny atak z zielska niczym torpeda zmącił wodę, chwila walki i niestety spięta ryba. Ale już miałem pewność, że są tylko trzeba się do nich dobrać. Następne wyprawy już nie przyniosły dużej wzdręgi na kiju. Pewnego słonecznego dnia usiadłem na brzegu by sobie odpocząć i tak mi się dobrze siedziało, że bez mała pół godziny sobie wodę obserwowałem (okulary polaryzacyjne to cudowny wynalazek). Co tam się działo to szok, wygrzewały się kluchy w oczkach między grążelami, czasami zbierały coś w wodzie, z przodu te mniejsze z tyłu większe. Dłużej siedzenia nie wytrzymałem i postanowiłem spróbować. Wymach, rzut, przynęta w wodzie 0,5gr mikrojig, dwie animacje z nadgarstka i jest mała wzdrążka. Ponawiam następnych kilkanaście rzutów i kolejne dwie ryby. Ale zauważam jedną ciekawą rzecz, co któryś rzut udaje mi się sięgnąć odległością te większe sztuki, po wpadnięciu przynęty do wody jest chwilowe zainteresowanie, niestety bez „strzału”. Animacja powoduje odwrotny do zamierzonego skutek. Do końca łowienia schemat powtarzał się, małe wzdręgi ok lądowały, duże niestety...
W domu na spokojnie szklaneczka whisky i analiza, niestety będą znowu wydatki pomyślałem ☹
Doszedłem do następujących wniosków, potrzeba mi narzędzia które :
A: umożliwi mi powtarzalne i celne rzuty przynętami poniżej 0,5gr na odległości powyżej 15 metrów, a najlepiej powyżej 20;
B: widząc w okularach jakie tam kluchy piękne pływają wędka musi mieć trochę mocy w dolniku by nie pozwolić wejść rybie w zielsko;
C: ciekawy wniosek wysnułem - wydaje mi się że animacja była zbyt nerwowa, co skutkowało brakiem chęci zaatakowania przez te większe i doświadczone krasnopióry moich przynęt.
Tu może trochę rozwinę, bo nie wiem czy jasno się wyraziłem. Zauważyłem, że te większe wzdręgi są bardzo ostrożne i każdy nerwowy, zbyt szybki ruch przynęty powoduje spadek nią zainteresowania. Niestety choćbym nie wiem jak delikatnie wędką operował widziałem, że przynęta i tak zbyt szybko i nerwowo się zachowuje. O ile mniejszym wzdrążkom to nie przeszkadzało to te duże już grymasiły. W tak zwanym międzyczasie próbowałem różne wędki, blanki i rozwiązania, jednak to jeszcze nie było to co miało być.
Przyszedł czas na finalne wybory, czytanie forum, rozmowy na PW, kilka telefonów tu i ówdzie z prezentowaniem moich oczekiwań i ich ewentualną realizacją, to był czas kiedy należało wybrać odpowiednie narzędzie. Po wielu godzinach rozważania nad różnymi konstrukcjami padło na mało oczywisty blank i jeszcze mniej oczywiste - ale tylko na pierwszy rzut oka - uzbrojenie, ale o tym później.
Wędkę otrzymałem na początku sezonu, także nie miałem już nic na swoje usprawiedliwienie. Trzeba było zająć się tylko i wyłącznie łowieniem, pokazaniem że umiem, że nie wydawało mi się i te ryby tam są. Dzisiaj mogę powiedzieć udało się w 100%, nie pamiętam ile nałowiłem w tym sezonie wzdręg +25cm, a gro z tego to przedział 30-39,5cm. Regularność i świadome łowienie już nie tylko tych maluchów ale i klusek powodował banan uśmiechu przez całe moje wyprawy na wzdręgi. W końcu mogłem dosięgnąć CELNIE ryby operujące w odległościach większych niż 15metrów od brzegu. Animowało się w końcu tak jak powinno i większe krasnopióry jak parowozy tnąc taflę wody atakowały wściekle przynęty. Kto raz zaznał tego widoku i przyjemności z holu tej walecznej ryby nie zapomni tego do końca życia. Wędka oczywiście nie pozwalała na zbyt duże harce w zielsku i łowiąc na bezzadziorowe haczyki nie uświadczyłem spadów (co oznacza, że rybę dobrze kij trzyma). Nałowiłem się tych pięknych ryb w rozmiarach mnie satysfakcjonujących do woli w tym sezonie, co uważam za swój osobisty duży sukces i jestem bardzo z tego faktu zadowolony. Oczywiście nie jest to koniec mojej przygody z krasnopiórą, kocham je oglądać, łowić i zwracać im wolność. Cel na przyszły sezon? Oczywiście – złamanie bariery 40cm 😊
Zapewne będą pytania o sprzęt - poniżej moja docelowa konfiguracja, której długo nie będę zmieniał. Kij na blanku Qualia PT642L przedłużona w dolniku i uzbrojona nieco ciężej tak by móc załadować nieloty pokroju 0,2gr, oraz by było lekkie opóźnienie w animacji przynęty dając jej w wodzie delikatnie, nie nerwowo wystartować i prezentować łagodnie tak jak to lubią te największe sztuki. Młynek Vanquish’19 c2000s, linki jakich używam to plecionki YGK G-Soul Upgrade PE X4 #0.25 5lb oraz YGK G-Soul Upgrade PE X4 #0.3 6lb, zawsze używam 50-100cm fluorocarbonu, najczęściej 0.13, 0.16, 0.18, przynęty to wszelkiej maści mikrojigi, imitacje robali, pijaweczek, mikro wahadłówki, mikro obrotówki itp.
Zestaw ten jest bardzo lekki nie męczy ręki, ma potencjał na walkę z dużym przeciwnikiem, prezentuje właściwości do których dążyłem i które na moich łowiskach są potrzebne do skutecznego, regularnego i świadomego łowienia docelowego gatunku jakim w moim przypadku są wzdręgi. Oczywiście nie jest złoty środek i remedium na wszystko i wszystkie łowiska. To jest moje narzędzie, które umożliwiło mi regularne „tetate” z pięknymi kluchami w słusznych rozmiarach na moich specyficznych łowiskach. Kończąc życzę wszystkim by może spróbowali przygody z łowieniem krasnych wzdręg, a sobie jak pisałem wyżej złamania bariery 40cm. Oczywiście zdrowia i przysłowiowego połamania….
Dziękuję i pozdrawiam „nyny”
Artykuł bierze udział w konkursie "wygraj wędkę marzeń"
Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł