Zapewne wielu z Was, oglądając wędkarskie filmy w ,,necie’’ nie raz spotkało się z sytuacjami, w których łowiono inne ryby niż oczekiwano, tzw. ,,przyłowy’’. I na pewno sami mieliście masę takich sytuacji nad wodą..
Często spotykałem się z twierdzeniem, że taki ,,przyłów’’ się nie liczy i zamiast zrobić sobie z nim ładne zdjęcie to ryba została szybko wypuszczona do wody. W tym artykule chciałbym opowiedzieć jak to jest w moim przypadku i opisać kilka przyłowów, które dały mi mnóstwo frajdy i pozytywnych emocji – osobiście lubię niespodzianki i cieszę się z każdej złowionej ryby. Wędkarstwo spinningowe to dla mnie magia. Łowiąc np. okonie można się naprawdę zdziwić gdy na końcu linki uwiesi się ładny szczupak bądź inna pokaźna rybka. Takie sytuacje dostarczają mi niezapomnianych wrażeń, po które za każdym razem wracam nad wodę.
Spinninguję zazwyczaj z brzegu i większość czasu poświęcam rzecznym sandaczom. Pewnego dnia wybierając się nad Wartę, wziąłem ze sobą standardowy zestaw do 28 gram z plecionką ,,power pro’’ do 13kg oraz kilka gum w pudełku. Był początek października, pogoda jesienna, dość zimna i wietrzna. Ryby nie chciały współpracować – Warta to bardzo kapryśna rzeka. Mijają 2 godziny i nic.. Obszedłem cały zakręt i zatrzymałem się już na ostatniej główce. Nurt silnie napiera w brzeg w tym miejscu przez co jest bardzo głęboko. Wyciągam z pudełka białego ,,cannibala’’ 12,5cm na 15 gramowej główce. Zniechęcony i zrezygnowany wykonuje pierwszy rzut, guma swobodnie opada w kierunku dna i nagle czuje potężne uderzenie. Kij wygina się do granic możliwości, ryba ucieka w główny nurt wybierając w szybkim tempie linkę z kołowrotka – od razu wiedziałem z jakim przeciwnikiem mam do czynienia. Po około 30 minutowej walce udaje mi się wyholować pięknego, Warcianego zbuja, mierzącego 163cm. Miałem spory problem z podebraniem ryby ponieważ stałem na skarpie i nie mając wyjścia, wszedłem jedną nogą do rzeki. Nabawiłem się trochę strachu ale sumek na szczęście wylądował na brzegu. Szybka sesja i rybsko wraca do swojego królestwa.
Wrzesień 2016 roku – wyjazd na szczupaki. Łowiąc te drapieżniki używam wędki do 100 gram z plecionką 0,28mm. Nie bawię się w małe gumy ponieważ wychodzę z założenia, że nie ma za dużej przynęty na szczupaka. Wypłynęliśmy o świcie. Pierwsza miejscówka okazała się nietrafiona lecz po chwili ku naszemu zdziwieniu, setki wystraszonych rybek zaczęło wyskakiwać z wody. Dźwięk spadających uklei do wody można było porównać z sypaniem grochu z pełnych wiader! Piękne widowisko. Nie mając nic innego pod ręką, zarzucam 19 centymetrowego ,,herring shada’’ prosto w zagonienie. Kilka obrotów korbką i bum, strzał w gruby zestaw. Myślę sobie mały szczupak.. lecz nagle pod powierzchnią dostrzegam pięknego okonia! Najzabawniejsze jest to, że garbus zassał całą gumę, która mierzyła 19cm i była złożona na pół w jego pysku. Okoń mierzył 43cm.
Wyjazd na sandacze w październiku 2019 roku na zawsze pozostanie w mojej pamięci.. Wybraliśmy się z kolegą nad Wartę. Po kilkugodzinnej gonitwie za mętnookim przykucnąłem na główce i założyłem woblera HMS od Pana Adama Maryniuka. Miejsce zapowiadało się bardzo ciekawie, wzdłuż główek szła głęboka rynna, a po prawej stronie miałem starorzecze, które łączyło się z rzeką. Wykonałem kilka rzutów i nic. Postanowiłem trochę zmienić taktykę i rzuciłem woblera pod prąd. Mniej więcej w połowie dystansu poczułem piękne uderzenie. Ryba chodzi bardzo mocno, podciągam ją szybko blisko siebie lecz nie mogę oderwać od dna – myślę sobie to jest ten dzień, wymarzone 90+! Po 10 minutach udaje mi się wyciągnąć rybę z silnego nurtu ku powierzchni. Nagle dostrzegam srebrny grzbiet i własnym oczom nie wierzę. Rekordowy boleń zamiast sandacza. Szczęka mi opadła. Rapa mierzyła 84cm i była mega tłustą mamuśką! Szybkie zdjęcie i postrach uklei wraca do wody. Piękne rapsko w sile wieku!
Pomimo większych okazów, które udało mi się złowić podczas swojej wędkarskiej przygody, ryba która dała mi najwięcej radości mierzyła zaledwie 77cm. Był to oczywiście ukochany przeze mnie sandacz. To był dzień, w którym wybrałem się na szczupaki nad Jezioro Wierzbiczańskie w pojezierzu gnieźnieńskim. Piękna malownicza woda, w której szybko można się zakochać. Był 1 czerwca, bardzo ciepły i słoneczny dzień. Szczupaki nie chciały zbytnio współpracować więc często zmienialiśmy miejsca próbując je znaleźć. Wpływamy w zatoczkę i stajemy na 5 metrach. Od tego miejsca w stronę jeziora robi się coraz głębiej, dochodzi nawet do 16 metrów. Kiedyś słyszałem, że w tym miejscu padło kilka sandaczy choć jezioro Wierzbiczańskie to szczupakowa woda i sandaczy ponoć nie ma. Tradycyjnie wędka do 100g plus ,,shad teez’’ 16cm. Obrzucaliśmy w koło całe miejsce i nic. Po krótkim namyśle zmieniamy miejsce lecz wykonuję jeszcze ostatni rzut. Dosłownie pod samym pontonem czuję piękny strzał. Ryba nie miała nic do powiedzenia na tym zestawie, czuję że nie jest duża. Po krótkim holu zaczynam dostrzegać pięknego smoka! Nogi zrobiły mi się miękkie i poczułem strach, że ryba może się wypiąć lecz na szczęście delikatnie zapięty sandacz daje się szybko podebrać. Rybka nie była ogromna lecz jej wybarwienie zrobiło na mnie ogromne wrażenie!
Podsumowując moje opowieści o ,,niechcianych przyłowach’’ chciałbym podkreślić, że warto cieszyć się z każdej ryby, nieważne czy jest to niechciany sum nazywany szkodnikiem, czy niechciany sandacz. Mamy czasy, w których presja wędkarska jest coraz większa, ludzie nie dbają o środowisko oraz ładują do wora wszystko byle nie wypuścić – bo przecież ,,karta musi się zwrócić!’’ Ryb niestety ubywa lecz żyje nadzieją, że moje i następne pokolenia zrobią coś w tym kierunku i nasz wędkarski świat zmieni się na lepsze. Uciekam nad wodę i życzę wszystkim połamania!
A na koniec jeszcze kilka rodzynków z mojego ukochanego ,,wędkarskiego świata’’
Artykuł bierze udział w konkursie "wygraj wędkę marzeń - sezon 2"
Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł