no to jak masz 6/7 godzin jazdy to nie łatwiej się przeprowadzić bliżej?
O panie, nawet nie wiem gdzie mam zaczac... Zmiana wymagalaby sprzedazy mieszkania, zmiana pracy. A szok wiazacy sie z zamiana miasta na wioske?
Przy okazji pozwole sobie przytoczyc dwie historie znad rzeki opisujace roznice pomiedzy rzeczywistoscia "miastowego" a miejscowego. Dwa czy trzy lata lat temu, zaraz po wybuchu Covida, zaproszony przez jerkowego kolege wybralem sie nad Parsete. Mekke Polskiego trociarstwa. To byl koniec sierpnia. Chcialem przyjechac w sobote ale w hoteliku nie bylo miejsca wiec dotarlem dopiero w niedziele wieczorem. Okazalo sie, ze ryby braly do niedzieli popoludnia. Nawet Ci co nigdy nie mieli zadnego kontaktu z ryba (czytaj przyjezdni) cos zlapali. Potem lowili juz tylko tubylcy. Ja sam mialem jedno wyjscie ryby. Do tej pory to pamietam. Nie bylo to monstrum ale dla mnie pierwsza troc ktora zauwazyla ze wogole istnieje:) Co ciekawe obskoczyla mojego woblera w taki sposob, ze bardziej mi to przypominalo odganianie a nie atak. Niestety szczeki sie na wabiku nie zamknely.
Inne miejsce, inny czas. Polnocna Walia. Okazalo sie, ze sasiad paniu u ktorej wynajmowalem pokoj byl wedkarzem. Pokazalem mu wiec swoje woblery. Wybuchl smiechem takim, ze nieomal przewrocil plot. Zawolal od razu kolege i obaj sie posmiali. Ja wtedy mialem ze soba 9cm woblery i wirowki 4 ktore przywiozlem z Norwegii. Ktos moglby powiedziec klasyka trociowo-lososiowa. Kilka dni pozniej spotkalem jednego z nich lowiacego pod mostem. Od razu pokazal mi rybke, taka prawie 50cm lezaca za kamieniem i wyjasnil mi dokladnie gdzie rybki stoja. Zdziwila mnie precyzja z jaka pokazal mi stanowisko ryb. One chyba staly w przelewie gdzie oprocz tego lezal jakis kamien. Pokazal mi rowniez dokladnie gdzie mam rzucic woblerka tak zeby osiagna punkt gdzie stoja ryby. Wogole nie przyszlo mi do glowy, ze musze byc tak precyzyjny i ze rzucony w tym wlasnie miejscu wobler splynie dokladnie do stanowiska ryb. Dodal, ze nadal tam cos stoi bo mial pare pociagniec. Nie za bardzo mialem jak kwestionowac jego wskazowki bo to on zlapal ryba a nie ja. Jego zestaw skladal sie z duzej sruciny oraz haka na ktorym dyndala dzdzownica. Na odchodne dodal, ze w tej chwili czyli po opadach najlepszy jest robak a za kilka dni jak kolor wody sie zmieni (dokladnie opisal ten kolor) spinning bedzie idealny, teraz to szkoda czasu. Ja zostalem w tym miejscu biczujac wode i przezucajac przynety przez jakies kolejne 30 minut ale nic to nie dalo. Piec dni nad rzeka i ani razu nie widzialem nawet jednej ryby. Nie spotkalem tez ani jednego wedkarza do ostatniego dnia kiedy to troche popadalo. Wtedy to wrosli nad rzeka jak grzyby po deszczu a od miejscowego prezesa klubu dostalem sms'a a la "teraz, teraz"