Jakiś czas temu zostałem poproszony przez zaprzyjaźnione gospodarstwo rybackie o pomoc w rozmnażaniu sandacza. Tarło naturalne wyszło w tym roku całkiem dobrze dzieki stabilnej pogodzie a cała akcja była dla mnie okazją do pozyskania wylęgu sandacza celem spróbowania swoich sił w kontrolowanym podchowie tej ryby.
Wylęg nie pochodził jednak z tego naturalnego tarła (ten dopiero zaczyna pływać w stawie) a z wylęgarni, z której znajomy co roku kupuje wylęg sandacza do zarybień stawów i jezior.
I tutaj zaczyna się ciekawie. Znajomy pojechał w sobotę odebrać 100 tys. szt wylęgu sandacza, poprosił tez o dodatkowy tysiąc dla mnie, które wylęgarnia spakowałą bez problemu na osobny worek z tlenem.
Jak pojechałem odebrać ryby odłożone dla mnie i zobaczyłem ten worek z wylęgiem w środku to dostałem ogromnego szoku. Od razu oceniłem, że 80% larw w środku to trupy. Ostatecznie z (niby) tysiaca larw wybrałem w domu około 70 sztuk żywych.
Ja tylko przeżyłem szok, a znajomy miał w zasadzie to samo w workach z tym, że on brał 100 tys. sztuk i zapłacił za to żywą gotówką. Jak on się dogada z ta wylegarnią to już ich sprawa i nie będę w to wnikał.
Teraz pomyślmy, jeśli takie sytacje nie są rzadkością a wręcz są normą i dotyczą różnych gatunków, do tego ryby kupią jacyś amatorzy z PZW a potem zawartość worka wyleją za jednym razem w jedno miejsce jeziora czy rzeki to co z tego może przeżyć. NIC!
A z tego co wiem PZW to najlepszy klient, kupuje jak leci dysponując cudzymi pieniedzmi, które łatwo sie wydaje. Teraz doszła też groźba odebrania obwodów przez WP, gdy nie będzie się zarybiać wg operatów więc kwity muszą się zgadzać i do wody trzeba coś wrzucić. A sandacza na rynku brakuje bo okregi PZW dostały "sraczki zarybieniowej" ze strachu przed utratą obwodów.
To tyle z nieprzyjemnych rzeczy. Przejdźmy do czegoś przyjemniejszego.
Na filmie wylęg sandacza około 4-5 dni po wykluciu, proszę obejrzeć do końca, gdzie będzie widać jgo wielkość w stosunku do palca wskazującego.