Pistolet, glut szczupaczy podczas wyczepiania kotwiczki woblera z pyska, szarpnął się i zespawał mnie z woblerem.
I tak sobie dyndaliśmy: ja na jednej kotwiczce a szczupaczek na drugiej. Na szczęście kolega miał multitoola i nas poodcinał od woblera
Chyba przestaję lubić woblery....
Podobną przygodę miałem kilka dni temu, już zagojone . Najpierw szczupaczek (żaden okaz, o60-65cm), tak majtnął się w ręku, że moje szczypce do wyhaczania, poleciały do wody. Chwilę później brzana tak zakręciła twista, że zawisła na moim ręku( także nieduża, ok 50cm, całe szczęście). Nie chciało się sięgnąć po awaryjne szczypce, gdzieś do torby. Nikt nie chciał wyciągnąć żelaza, sam jakoś miałem opór szarpnąć kleszczami. Wylądowałem u lekarza. Niepotrzebnie, biurokracja, zastrzyk przeciwtężcowy, znieczulenie !, dużo czasu o nic. Mogłem po prostu wyjść od tego lekarza i kogoś znaleźć do kleszczy. Drobnostka na jeden ruch, kotwiczka nr 12.
PS
Nikt się nie chwali rybami z Wisły, u mnie na Odrze także porażka. Dwa poranne wyjazdy bezrybne, od tygodnia. Od kiedy zniknęły chmury i podniosła się woda. Może to przez słońce i wysoką temp. wody (23,5-24oC)?
Użytkownik Z.Milewski edytował ten post 25 lipiec 2018 - 16:24