Skocz do zawartości

  •      Logowanie »   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.

Zdjęcie

[Artykuł] Jig Felieton


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1 OFFLINE   remek

remek

    Administrator

  • Administratorzy
  • 26625 postów
  • LokalizacjaWarszawa
  • Imię:Remek

Napisano 03 październik 2012 - 11:33

Nie da się zacząć bez wstępu albo osobistej, powitalnej tyrady. Skusiłem się na ten tekst zdegustowany nijakością, banalnością oraz głębią naszego zaścianka. Będę się więc troskał, oburzał i odkurzał rzeczy świetne i okresowo przez ogół porzucone. Nie jest tajemnicą, że  jestem starszym modelem pasjonata, ukształtowanym jako osobowość w czasach przedmedialnych. Będzie więc okiem człowieka pojedynczego.

Po ewolucjach kulturowych i wymianie pokoleniowej lat 90-tych, kilkunastu latach modernizacji i "unowocześniania", pejzaż naszego fishingu skrócić można do krótkiego zbioru stałych i niezmiennych elementów tj.: kadra, grand prix, troki vel paproki, kelt na Słupi, kopyto i opad przewielebny. Ten ostatni jawi się niczym beretka i ortalion za E.Gierka. Każdy elegant go ma. Modne wody to Wielka Rzeka i zaporówka, ewentualnie Syrsan.

Praktyczna zawartość jest dość cherlawa i pokraczna, ale świetnie komponuje się z nędzą sprzętową i pojęciową. Wielka w tym zasługa mediów. Tak w polityce jak i wędkarstwie tło i siła napędowa jest identyczna: chęć dominacji, poczucie władzy, interes grupowy albo zwykły handlowy. To one dyktują poglądy, mody, legitymizują zwyczaje i zachowania. Ani w polityce ani tutaj w obrębie hobby nie mieliśmy farta do ojców - założycieli. Ufundowali oni bowiem model na miarę swojej wiedzy i upodobań, mocno okrojony i uproszczony. Szczerze mówiąc jest to karykatura, prymitywny nieuprawniony skrót ogólnego dorobku. Fishing wykastrowany z polotu i wielobarwności. Chyba, że wielobarwność to kolory kopyt...

Ach, ci niezależni redaktorzy, medialni guru, koryfeusze spinningu!!

Byłbym niesprawiedliwy, gdybym nie zatrzymał się przy woblerach. Tutaj osiągnęliśmy poziom naprawdę ponadprzeciętny. Cały ten zespół, sprzętowo i metodologicznie to prawdziwe mistrzostwo świata. I ludzie też. Jedyna to pociecha i zdrowe miejsce. Łudzę się, że tak kiedyś będzie i z resztą... Irytujące jest to szczególnie, kiedy zerkam przez płot, na grunciarzy i flyfishing. Tam przyjęły się do użytku pełne modele, cała zawartość. U nas lista przemilczanych, ignorowanych i nieobecnych jest długaśna. Pojawią się pewnie jako "lokomotywki" kolejnej mody, zmarketyzowane jak niedawno jerki.

Dwaj najwięksi nieobecni, to moim zdaniem casting i użytkowe techniki prezentacji. I całe ogromne przyległości sprzętowe. Prawdziwa skarbnica i wspólne dziedzictwo. Bo jedno wynika z drugiego, jest logiczną całością, niepodzielną moim zdaniem. Casting jako elementarny, niepomijalny składnik, nie tylko zaprzeczenie spinningu, czy magia wirującej rolki. Nie ma odrębnych technik dla spinningu i castingu. Odmienne jest tylko miejsce mocowania. To zbyt mało, żeby się separować… Dość mi spiskowo preludium wyszło, ale dotarłem w końcu do sedna. Do sedna, czyli jiggingu. Ale ciężko będzie mi zachować tematyczną dyscyplinę.

 


 

Spróbuję przywrócić nieco jego zawartość, sens i praktykę. Jako punkt wyjścia można przyjąć prosty schemat. Jest nim główka jigowa, udekorowana wabikiem, skokowo prowadzona. Jednak życie i wieloletnie doświadczenia jiggingu, bardzo ten niewielki format rozbudowały. Główek i sposobów obciążania wabia jest multum. Główka z zintegrowanym obciążeniem miewa rozmaite kształty, różne przeznaczenia, rozmaitą wagę. Są typy do wleczenia, skakania, szybowania i pływania, czy do stania połączonego z "kiwaniem".Banalny worm będzie sie wił seksownie, szybował w toni, pełzał i zagrzebywał w podłożu w zależności od uzbrojenia. Uzbrojony w lekki weedless czy worm hook, da sie nieomal zawiesić w słupie wody. Do łowienia w korytarzach roślinności, oczkach, nad karczami, wzdłuż ściany krzaków będzie idealny. Sensownej konkurencji nie widzę...

 


 

Stand up albo erie jest podstawowym uzbrojeniem twistera. Można oczywiście twisterem jigować, albo wlec go po dnie. Jednak dobrze postawiony i leciutko poruszany, albo mikroskopijnie przestawiany pokazuje na co go stać. Włażą na niego leszcze, jazie, okonie, sandacze i obrzydłe zębate. Tuby i raki też są niezłe w tej roli.

 


 

Shad, czyli w lokalnej nomenklaturze ripper, też ma wiele twarzy. Z zewnętrznym obciążeniem zwykłą, okrągłą główką będzie rybką ryjącą w dnie. Z obciążeniem wewnątrz pojawia się, prócz jigowania element pływania w pozycji horyzontalnej. Chyba czasem ryby tak pływają? Mannsidło lekko nadziane, z antyzaczepem, w trakcie jednego rzutu daje show niczym człowiek - orkiestra. Zagra wszystko i w każdym miejscu.

 


 

Mało znaną, ale świetną i wszechstronną żelową przynętą jest slug. Pokażę dwa modele, dość charakterystyczne dla gatunku, choć podobne z kształtu. Można je zbroić weedless'em i można też serwować caroliną, albo innym lekkim systemem. Ten pierwszy jest o tyle ciekawy, że obciążnik można aplikować na kilka sposobów i kilka rodzajów pracy mamy pod kijem. Jig, jerk i swimmbait. Okonie go kochają. Dorosłe okonie...

 


 

Dalej nie idę, święte kopyto w agresywnym opadzie nie dla mnie. Kilka, kilkanaście lat wstecz lansowane były wabiki typu flying lure. Płaska tuba, raczej jerk odwrotnie pływający niż jig. Fajnie pływają, ale mało ryb nimi złowiłem. Ale to też jakaś wartość, porzucać miłą zabaweczką. Są systemy z ołowiem odłączonym od haka. Umożliwiają one operowanie nieobciążonymi wabiami. Obok jiggingu pojawiają się tu elementy pływania na uwięzi, może nawet jerkingu.  Nieobciążony slug na smyczy może bardzo dużo nawywijać, łącznie z saltem wstecz. Podstawowe typy to texas, carolina, paternoster i drop. Od góry na dół.

 


 

Przynęta jest lekka, wolna od zbędnej masy, dyskretniejsza i naturalniej sie zachowująca. Oprócz standardowego softbait'u, pojawiają się też pływające woblery, obrotówki bez wagi, turbinki, puchowce. Ciężarki nieco różnią się kształtem od używanych w kraju, lepiej radzą sobie z wleczeniem, lepiej też chronią węzeł i krętlik. Nie biorą też śmieci, fuzli i fragmentów flory. Fauna zaś z tyłu coś zawsze dla siebie znajdzie.

Ten typ haczyka jaki pojawił się w uzbrojeniu softbait'ów to nie przypadek, albo wydumana nowinka. To jest wypadkowa lat prób i eksperymentów ze zbrojeniem. Wygląda oryginalnie i nieco dziwnie, ale działa perfect!! Zwykła główka typu round, uchodzi za uniwersalną, i trochę taka jest... Jednak ma cały szereg wad. Stojąca albo leżąca na dnie wystawia uzbrojoną dekorację na atak ryby w sposób najprostszy. Ryba bierze to od zadka i sukces mamy pewny. Jednak taki jig waży, czasem dużo, i do cięcia musimy użyć więcej siły albo mocniejszego sprzętu. No i hak sterczy okrutnie, co nie zawsze pomaga. I nie wszędzie daje się wygodnie użyć. Ale coś za coś...

Worm hook, gap, albo weedless dają inne możliwości. Nie wystają prawie wcale, czyli są antyzaczepowe, dobrze stabilizują i wyważają wabik. Ryba nie czuje tak bardzo wagi obciążenia. A lekki i mniej kolczasty worm to miód dla rybiej mordy. Także naturalniej wygląda i pracuje. Nie ma też skłonności, jak gumy z odkrytym hakiem, do chwytania własnego ogona, albo plątania się z główną żyłką. A pływa dość niesfornie...

 


 

I można zejść z mocy kija, linki, siły cięcia. Sporo dobrych przemyśleń tu znajduję.Drop jest odmieńcem wobec trzech pozostałych. Zamieniono w nim miejscami ciężarek i hak z wabiem. I bardzo dobrze. Mamy zestaw stacjonarny. Rzut, kotwiczymy go na dnie i gramy ile wlezie twisterem, riprem ( tak mówią nad Wartą ), plastikową rosówką. Nie biorą?! To przestawiamy kawałek dalej i cykl od nowa. Nawet w koło można kręcić gumisiem. Ja wiążę haczyk na małej pętelce, nie wprost na żyłce. Jaki ruchliwy się robi... Jak można tak nie łowić, jak można tego nie wiedzieć ?!!! Dzwonię na policję...

Zaletą powyższych, texasu, caroliny i paternostra jest też możliwość podania dalej i głębiej nieobciążonych drobiazgów i innych mikrusów. I tu ocieram się o trok boczny, więc czmycham do następnego akapitu. Także nasz poczciwy kogut jest czystej krwi jigiem. Nie nowotworem opadowym. Podobnie włosianki i puchowce. Tymi lżejszymi, z koziej sierści, albo cielęcego ogona - bucktailami można eksplorować też różne warstwy wody.Dość popularny jest między nami pasjonatami termin, łowienie pstrągów na koguty. Tak jakby jig'i nie istniały a słowo usta parzyło. Różnica jednak jest dość duża. Wszak to nic innego niż prosta okrągła główka, troszkę kłaków albo sierści i talent w rękach do nadania mu pozoru życia. Ekspresję lunatycznego ciernika, czy swawolnego raczka...

 


 

Koguciarstwo - śląska wersja ciężkiej włosianki. Powszechnie znana, chociaż biegłych użytkowników jest relatywnie mało. Koguta jako wabik zabija skrajne upraszczanie konstrukcji i nadmiar ołowiu. Spodziewam się, czytając przemyślenia niektórych, pojawienia się gołego drapaka z jednym piórkiem w roli alibi... Do czarnej rozpaczy przywodzą mnie nowi adepci, z dwuuncjowymi drągami i heavy pomyślunkiem. Ale sandacze nie mają takich ponurych skojarzeń. Biorą. Jak są...

I okazja się znalazła na miły, środowiskowy wtręt. Do kogutów i innych jigów multiplikator to cymes jakich mało. Pasują do siebie świetnie, wręcz mają ścisły z sobą i oczywisty związek. Akurat tutaj nie jest potrzebny jakiś ekstremalnie duży zasięg, łowi się relatywnie blisko ale bardzo precyzyjnie. Sporo też tutaj mikro-ruchów a do tego multiplikator będzie nieco lepszy bo korbka krótka i z nadgarstka się kręci. Jest w technice jako stały element obciążenie wystarczające na ogół jako napęd szpulki. Komuś, kto krócej łowi multiplikatorem, trudno będzie wyłapać jego inne, rozliczne zalety. Jak chociażby możliwość trzymania żyłki w palcach, czy pod palcem. Tutaj wyjątkowo na miejscu, gwarantuje doskonałe czucie. Mój faworyt w tej kategorii to Viento, jest tutaj nie do pobicia. I w całym tym bogatym jig składzie... Mocny, wygodny i twitchin bar'em obdarzony.

 


 

Tęgimi jigami są też hardbait'y. Rattlin'y, sonary, cykady, spoony, wahadełka znacząco poszerzają przynętowe spektrum. Rattlin'y nieco odstają konstrukcją i zachowaniem od wora, nonszalancko zwanego przez młodych - "wobki". Moim zdaniem bliżej im do cykad i sonarów. Świetnie lecą, nurkują jak perkoz, pracują bardzo agresywnie. Mają niemiłą przypadłość - plączą się. Są też dość czepliwe i trudno je odbić odczepiaczem. Dlatego łowię nimi w znanych miejscówkach albo przy czystym dnie. Na cykady mniejszego i lżejszego szeregu dobrze reagują okonie, czasem lepiej niż wirówki. Może dlatego, że dalej lecą. Cordell'ami i rattlin'ami można odrobinę zaimitować vertical jig . Naturalnie w sposób niekolidujący z prawem.

O łowieniu na kładzioną obrotówkę czy wahadłówkę nie będę się rozwodził. Każdy chyba to zna. Przecież startująca od dna czwórka comet, to klasyka gatunku na garbate. Jak waleriana na kota. Z wahadłówkami w klasycznym stylu mam pewien kłopot. Nie ma tej obfitości typów co kiedyś. Dwa lata temu urwałem w Orzechowie ostatnie Salmo Toby. Najlepsze Salmo jakie kiedykolwiek widziałem.

 


 

Jigować można wszystkim, tylko nasza fantazja może być ograniczeniem. Jest jigging jednym z podstawowych sposobów podawania przynęty. Jest stylem i metodą sprawdzającym się na wielu typach wód, jezior, bajor, oceanów, rzek, kanałów… i raczej dedykowaną łowieniu z łodzi. Przydatny też brodzącemu po płyciznach. Cały świat tak czyni... Do obsługi tego całego asortymentu używa się krótkich, poręcznych i łatwych w manewrowaniu kijów. Truizm. Bogactwo wyboru jest nieprawdopodobne, kije dedykuje się przynęcie, technice, obciążeniom... Kołowrotek może być rozmaity, typ zależy od zamiaru łowiącego albo jego nawyków i upodobań. Tam gdzie oczekiwana jest celność, precyzja albo bezszmerowe lądowanie lepszy jest multiplikator. Także tam gdzie waga zestawu albo jego opór jest spory. Zwykły kołowrotek będzie lepszy do niższego szeregu wagowego i słabiej latających. I jest tańszy. To dla wielu przesądzający i jedynie ważki argument. Dawniej też tak było. 753 kosztował połowę Classic'a.

Jest jeszcze coś... Amerykański model spinningu czy castingu od dawna urzeka mnie czytelnością i przejrzystością relacji. Tu wszystko ma swoje źródło, punkt odniesienia, pochodzenie, historię. Widać jak całość rozrastała się, ewoluowała i doskonaliła. Obudowywała się sprzętem, przynętami, umiejętnością ich użycia. Worm i jerk są w prostej linii następcami dżdżownicy i martwej rybki z najprostszej wędki, atrybutami i oznakami awansu z rybactwa do wędkarstwa. Jest też w nim to coś, ten pierwiastek abstrakcji, fantazji, który czyni fishing polem otwartym na osobiste poszukiwania. Nie pozwala się nudzić, ani gnuśnieć...

 


 

Zupełnie osobną przyjemnością jest też kompletowanie sobie eleganckich i sprawnych zestawów. I zawsze w dobrym guście... Ja lubię teraz niebieskie...

Sławek „Oppeln” Bronikowski, 2008

 

Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum

Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł




Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych