Skocz do zawartości

  •      Logowanie »   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.

Zdjęcie

[Artykuł] Wyprawa Na Rugię 10-12.11.2006


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1 OFFLINE   remek

remek

    Administrator

  • Administratorzy
  • 26625 postów
  • LokalizacjaWarszawa
  • Imię:Remek

Napisano 03 październik 2012 - 12:53

O wyprawie na szczupakowe łowiska Rugii w Niemczech marzyliśmy już od około 2 lat. Ponad pół roku temu zaczęliśmy myśleć o tym poważnie. Rozpoczęliśmy zbieranie dokładniejszych informacji o tamtejszych łowiskach oraz przepisach i zasadach wędkowania na Rugii. Oczywiście musieliśmy dowiedzieć się o możliwościach wynajęcia łodzi z silnikiem oraz noclegów. W zbieraniu informacji oraz w organizowaniu wyprawy pomógł nam Daniel (Guzu), któremu jesteśmy bardzo wdzięczni! 

Ze względu na nieznajomość tamtejszych łowisk oraz ograniczenia transportowe, postanowiliśmy wybrać się na Rugię tylko w 3 osoby. Moimi towarzyszami byli Remek i Gromit. Już na wiosnę tego roku, dokładnie zaplanowaliśmy termin i wybraliśmy miejsce docelowe naszej wyprawy. Zarezerwowaliśmy miejsca w pensjonacie oraz wynajęliśmy profesjonalnego przewodnika wędkarskiego z Team Bodden Angeln. Termin wyjazdu był w drugim tygodniu listopada i nie był to przypadkowy wybór, ponieważ był on ściśle związany z jednym z najlepszych okresów na tamtejsze szczupaki. I co było ważne, był to najlepszy okres na łowienie spinningiem.

Muszę tu wspomnieć, że łowiska Rugii są to słonowodne akweny, które mają bezpośredni dostęp do Morza Bałtyckiego. Większość dobrych łowisk to okolice brzegów Rugii na otwartym morzu, a także ogromne zatoki, wijące się między półwyspami i wyspami tego zakątka Niemiec. Cały obszar łowisk na Rugii to narodowy rezerwat przyrody, na którym obowiązuje wiele restrykcji prawnych mających na celu ochronę tamtejszej fauny i flory. Oczywiście dla nas najważniejszy był regulamin związany z wędkowaniem na wodach Rugii. Prawo w tamtym zakątku Niemiec jest bardzo wymagające i jest wiele zakazów, które chciałbym wymienić. Na obszarze obowiązuje całkowity zakaz trollingu i jest on dozwolony jedynie na otwartym morzu, około 1 km od brzegów Rugii. Kolejnym ważnym zakazem jest całkowity zakaz łowienia oraz wpływania na obszary wody, które są płytsze niż 2,1 m. Od głębokości 2 metrów zaczyna się ścisły rezerwat i wpływanie na tak płytką wodę jest zakazane. Następny przepis, niestety dla nas niezbyt przyjazny, zakazuje łowienia z dryfującej łodzi. Wpływając na łowisko należy się zakotwiczyć i dopiero można rozpocząć wędkowanie. Należy także pamiętać o oznaczeniu zakotwiczonej łodzi specjalną bojką sygnalizacyjną. Pomaga to innym użytkownikom wody w omijaniu stojących łodzi oraz omijaniu lin kotwicznych. Ponadto na łowiskach Rugii można poruszać się łodzią tylko i wyłącznie po określonych szlakach wodnych. Jest to związane z prawem morskim, które tam obowiązuje i ze względu na bezpieczeństwo na wodzie. Przepływając z łowiska na łowisko należy kierować się wyznaczonym torem wodnym i pod żadnym pozorem nie można sobie skracać drogi. Prawo wodne jest bardzo przestrzegane na Rugii, a konsekwencje za złamanie jakiegokolwiek z przepisów są bardzo restrykcyjne. Kary są ogromne. Należy wspomnieć także o zasadzie C&R (złów i wypuść) panującej na łowiskach Rugii. Pamiętajmy to rezerwat przyrody, w którym bardzo dba się nie tylko o żyjące tam ryby, ale także o setki gatunków ptaków, czy innych zwierząt.

 


 

09.11.2006. Nadszedł dzień wyjazdu. Droga była bardzo długa, ponieważ musieliśmy przejechać prawie przez całą Polskę i kilkaset kilometrów po stronie Niemieckiej. Jak można było się spodziewać w czasie tak długiej drogi mieliśmy ciekawą przygodę. Po przekroczeniu granicy niemieckiej jechaliśmy autostradą. Po około 80 km z pobocza ruszył za nami samochód i trzymając się blisko nas jechał za  nami przez kilkanaście kilometrów. W pewnym momencie samochód wyprzedził nas i przez jakieś dwa kilometry jechał przed nami. Nagle na dachu samochodu włączył się napis „Zoll kontrol”. Była to kontrola celna. Pojechaliśmy za nimi do najbliższego parkingu i tam celnicy dość dokładnie sprawdzili nasze bagaże i samochód. Oczywiście po kilkunastu minutach bez żadnych problemów mogliśmy jechać dalej, ponieważ nie mieliśmy nic, co mogło wydać się podejrzane. Przecież jechaliśmy na ryby! 

Po dotarciu na miejsce, przez kilkadziesiąt minut nie mogliśmy znaleźć naszego pensjonatu. Szybki telefon do naszego przewodnika i okazało się, że kwaterę ominęliśmy, co najmniej 3 razy. W pensjonacie przywitała nas właścicielka i bez zbędnych formalności mogliśmy się wygodnie zakwaterować. Nasze lokum okazało się dwupiętrowym apartamentem, ze wszystkim, co tylko mogłoby być nam potrzebne, łącznie z potrzebnymi drobnymi produktami spożywczymi. Warunki mieszkaniowe były bardzo dobre. Po rozpakowaniu się, zaczęliśmy przygotowywać sprzęt do jutrzejszego wędkowania.

 


 

W międzyczasie odwiedził nas przewodnik wędkarski Robert Balkow. Robert został nam przydzielony przez szefów Team Bodden ze względu na najlepszą znajomość języka angielskiego oraz świetną wiedzę na temat łowisk, na których będziemy wędkowali przez kolejne 3 dni. Rozmowa z przewodnikiem przeciągnęła się do późnych godzin nocnych.  

 


 

Podobnie jak dla nas, wędkarstwo dla Roberta jest ogromną pasją i była to bardzo owocna rozmowa. Przewodnik opowiedział nam o miejscach, w których będziemy łowili, przekazał nam kilka dodatkowych informacji na temat przepisów i w zasadzie byliśmy gotowi na następny dzień. Przed wyjściem, przewodnik poinformował nas o wspaniałej sprawie. Okazało się, że w pensjonacie, w którym mieszkamy jest także zakwaterowany słynny niemiecki wędkarz i łowca wielkich szczupaków Uli Beyer.

Rano wstaliśmy na śniadanie przygotowane przez właścicielkę pensjonatu. Na kwaterze jest także kilku niemieckich wędkarzy, którzy podobnie jak my, przyjechali tutaj na szczupaki. W końcu mieliśmy zaszczyt osobiście poznać Uli Beyera. Na pierwszy rzut oka to bardzo miły i wesoły człowiek. Tak było w rzeczywistości, ponieważ krótka rozmowa przebiegała bardzo sympatycznie. Oczywiście podczas konwersacji wspomnieliśmy o naszym portalu jerkbait.pl, na którym przecież od jakiegoś czasu znajduje się wywiad z tym wspaniałym wędkarzem. Uli od razu skojarzył naszego redakcyjnego kolegę Pitt’a, z którym poznali się w Niemczech. Na koniec Uli podzielił się z nami kilkoma wskazówkami na temat łowienia i pojechaliśmy nad wodę. 

 


 


 

W porcie mieliśmy okazję podziwiać piękne i duże łodzie przewodników oraz wiele innych łodzi, wśród których były także pełnomorskie jednostki trollingowe. Po wypakowaniu sprzętu do łodzi, przewodnik zabrał nas do Kapitanatu portu w celu zakupienia imiennych licencji wędkarskich. Tam wysłuchaliśmy jeszcze pouczenia na temat przepisów obowiązujących na łowiskach i byliśmy gotowi do wypłynięcia.

 


 


 


 

Łódź naszego przewodnika była bardzo profesjonalna, wyposażona we wszystko, co jest niezbędne na wodzie, łącznie z morską echosondą i gps’em. Niestety nie była zbyt duża na 4 osoby. Okazało się, że jego większa „służbowa” łódź została oddana do naprawy, ponieważ zepsuł się w niej silnik. Przewodnik musiał zabrać nas swoją prywatną łodzią, niestety mniejszą od „służbowej”.

 


 


 


 

W końcu wypłynęliśmy z portu na otwartą wodę. Pogoda była dobra na drapieżnika. Jednak wiejący wiatr od strony morza był dość silny, więc fala na łowisku była także spora. Trzymając się boi na torze wodnym ruszyliśmy pełną parą na wcześniej wybrane przez przewodnika miejscówki. Sama przejażdżka łodzią z tak wielkim silnikiem oraz przy mocno falującej wodzie, była bardzo ekscytująca i myślę, że każdemu z nas udzielił się duży przypływ adrenaliny.

 


 

Po kilku kilometrach dopłynęliśmy do pierwszych miejscówek, jednak chwila obserwacji oraz zastanowienia i przewodnik decyduje się płynąć dalej, mówiąc, że tutaj nie będziemy mieli szansy na rybę. Po przepłynięciu kolejnych kilometrów dopływamy do następnego łowiska. Tutaj przewodnik wyłącza silnik, rzucamy kotwicę, oznaczamy miejsce postoju i oddajemy pierwsze rzuty. 

 


 


 

Ze względu na zakaz dryfowania, co kilkanaście minut podnosimy kotwicę, przepływamy z wiatrem kilkadziesiąt metrów i stajemy. Obławiamy łowisko i powtarzamy to samo. Woda, na której łowimy ma głównie 3,5-4,5 metra. Łowimy na dużym luzie, cały czas konwersując z przewodnikiem i między sobą. Mamy okazję do ciągłej wymiany doświadczeń. Okazało się, że nasz przewodnik posiada ogromną wiedzę na temat łowienia szczupaków i chętnie dzieli się nią z nami, czym bardzo nam zaimponował. Widać było także, że bardzo chciałby abyśmy dobrze połowili na jego łodzi.

 


 


 


 

Z relacji przewodnika wynikło, że ryby są bardzo chimeryczne i stoją przy samym dnie. Więc staraliśmy się łowić prowadząc przynęty blisko dna. Gromit najczęściej łowił na swoje ulubione przynęty, czyli duże wirówki z chwostami, Remek, ja i przewodnik łowiliśmy na gumy i od czasu do czasu na ciężkie jerki.

Na pierwsze branie czekaliśmy około godziny. Przewodnik pokazał klasę i zaciął pięknego szczupaka. Po krótkim holu podholował rybę do podbieraka. Przewodnik dysponował wielkim, specjalistycznym podbierakiem, więc złapałem rybę bez żadnych problemów. Szybka sesja zdjęciowa i ryba wróciła do wody. Pierwsza ryba na łodzi i od razu metrówka, 108 cm. Byliśmy w lekkim szoku.

 


 


 

Po obłowieniu całego dystansu łowiska (było to około 2 km w jednym kierunku), nawracaliśmy, aby obłowić tą samą trasę, tylko lekko zbaczając z kursu na prawo w stosunku do poprzedniego. Łowiąc mamy kilka bardzo delikatnych brań, których niestety nie udaje nam się zaciąć.

W końcu, Gromit zacina rybę na wolno prowadzoną dużą wirówkę. Wirówka była prowadzona tuż nad roślinnością wodną i ryba zaatakowała ją bardzo spokojnie i delikatnie. Po zacięciu szczupak spokojnie dawał się podholowywać do łodzi, jednak cały czas trzymał się blisko dna. Od razu wiedzieliśmy, że to duża ryba.

 


 

Po kilkunastu sekundach ryba lekko odjechała na bok, jednak Gromit dysponując sporą mocą zestawu szybko podholował ją pod burtę łodzi. Wtedy ryba ukazała się blisko powierzchni i każdy z nas wydał z siebie odgłos wielkiego zachwytu. Już wiedzieliśmy, że ryba jest ogromna! Krótki odjazd ryby i kilka szarpnięć wielkim łbem zostały opanowane i ryba wpłynęła do podbieraka.

 


 

Całą akcję udało mi się nakręcić kamerą i do końca życia nie zapomnę uśmiechu, jaki pojawił się na twarzy Gromita.

 


 

Widać było, że chłopak jest wielce szczęśliwy. Po wyjęciu ryby z podbieraka, mierzymy ją, robimy kilka zdjęć i zwracamy jej wolność. 

 


 


 


 

Ryba była ogromna i miała 121 centymetrów! To nowy, mocno wyśrubowany rekord Gromita. Ryba była także bardzo ciężka, nawet Gromit nie miał siły trzymać jej do zdjęć. Szczupak zrobił ogromne wrażenie na nas wszystkich, łącznie z naszym przewodnikiem. Gratulacje dla Gromita trwają dłuższy czas. Wszyscy mocno przeżyliśmy spotkanie z tak wielkim szczupakiem. Podczas rozmowy padają pierwsze żarty i przewodnik nazywa Gromita, „Profesor bucktail”, wyróżniając go za udane połowy na wirówki.

Obławiamy kolejne miejsca i w końcu ja mam pierwsze branie. Podobnie jak wcześniej, szczupak także wziął na wielką wirówkę z chwostem, którą podarował mi Xavi (dziękuję). Moja ryba nie była duża. Po sfotografowaniu wróciła szybko do wody.

 


 

Łowimy dalej, co jakiś czas zmieniając przynęty. Jak wpływamy na nieco płytszą wodę około 3-2,5 metra, staramy się skusić jakiegoś szczupaka jerkiem. Jednak ryby są bardzo chimeryczne i nie chcą podnosić się do jerków. W międzyczasie pogoda nieco uspakaja się i im dalej od południa tym przestaje wiać. Następną rybę łowi przewodnik. Szczupak po krótkim holu zostaje podebrany, Robimy ładne zdjęcia i rybka wraca do wody.

 


 

Po jakimś czasie zacinam w końcu szczupaka na jerka. Ryba skusiła się na tonącego Fatso 14. W pierwszej fazie holu wydaje mi się, że szczupak jest duży, jednak okazało się, że holowałem go z ogromną kupą roślinności. Podebrałem rybę pod pokrywy skrzelowe, zrobiliśmy kilka zdjęć i oczywiście szybko wypuściłem ją.

 


 

Za chwilę branie ma przewodnik. Ta ryba walczy zupełnie inaczej niż wszystkie złowione do tej pory. Okazuje się, że był to wspaniały okoń. Po sfotografowaniu ryby, zmierzyliśmy ją i miarka wskazała 44 cm. Wspaniały okaz. Ryba została złowiona na Relaxa 15cm!

 


 

Kolejne napłynięcie na miejscówki przynosi delikatne brania. Ryby cały czas żerują chimerycznie i słabo atakują nasze wabiki. Po jakimś czasie jednak udaje się zaciąć rybę i Remek wyholowuje walecznego szczupaka. Ryba połasiła się na dużą gumę.

 


 

Ponawiamy napłynięcie i w pewnym momencie, Remek znowu zacina rybę. Okazało się, że szczupak uderzył bardzo agresywnie w wolno prowadzoną gumę. Ryba ostro odjeżdża i trzyma się blisko dna. Widać, że jest duża i nie chce łatwo się poddać. Po kilku odjazdach, ryba pokazuje się blisko powierzchni. Jest wielka. Mówię do Remka masz nową życiówkę, jednak chyba nie dociera to do niego. Jeszcze jeden odjazd i ryba trafia do podbieraka. Remek wyjmuje rybę i pokazuje w całej okazałości. Szczupak jest przepiękny! Wspaniale ubarwiony i bardzo duży. Robimy mu kilka zdjęć i przed wypuszczeniem mierzymy. Okazuje się, że ma aż 118 cm. Wspaniały okaz i jednocześnie nowa życiówka Remka. Brawo! Gratulacje nie mają końca i wszyscy jesteśmy szczęśliwi.

 


 


 


 

Kolejne napłynięcie nie przynosi żadnych brań. Powoli zbliża się wieczór, a my mamy do przepłynięcia kilkanaście kilometrów. Przewodnik zarządza koniec łowienia. Wspólnie umawiamy się na 3 ostatnie rzuty, z czego każdy chętnie skorzystał. W ostatnim rzucie mam delikatne branie i pozwalam gumie powoli opadać do dna. Po chwili nastąpiło drugie banie i mocno zacinam rybę. Dość szybko podholowuję ją do łodzi i podbieram za pokrywy skrzelowe. Kilka zdjęć i ryba wróciła do wody. Krótka wymiana zdań z przewodnikiem i dostaję nową ksywkę „Master of the last cast”.

 


 


 

Musimy wracać. Przewodnik odpalił silnik i popłynęliśmy w stronę portu. Po drodze omawialiśmy dzień i wszyscy byliśmy pod wielkim wrażeniem dzisiejszych wyników. Dla przewodnika był to także wspaniały dzień. Jak nam później powiedział był to jeden z jego najlepszych i najszczęśliwszych dni na Rugii.

Po wypakowaniu łodzi wracamy na kwaterę, aby odpocząć, umyć się i zjeść porządną kolację. Podczas przyrządzania jedzenia przyszedł do nas przewodnik. Pierwsze, co zrobił to oznajmił nam, że ma dla nas niedobrą wiadomość. Przeczuwaliśmy, co to może być i niestety się potwierdziło. Morskie prognozy pogody są bardzo niedobre i jutro będzie bardzo wiało. Możliwe, że nawet będzie to wiatr sztormowy. No cóż, jadąc na Rugię byliśmy przygotowani na tego typu ewentualność, ponieważ przewodnicy poinformowali nas o tym w momencie naszej rezerwacji. Łowiska Rugii mają niestety swój urok i jadąc tu zawsze trzeba liczyć się z pogodą i niemożliwością wypłynięcia. Podczas rozmowy z przewodnikiem dowiedzieliśmy się, że w ciągu roku wiele ekip wędkarskich, przyjeżdżając na 3-4 dni łowienia ani razu nie wypłynęła ze względu na sztormowe warunki. A fale na tak potężnych akwenach to nie przelewka.

Ten wieczór spędzamy z przewodnikiem na naszej kwaterze. Rozmawiamy o wędkarstwie w Niemczech i w Polsce. Opowiadamy swoje przygody wędkarskie i opisujemy swoje spotkania z dużymi rybami. Rozmowa nie ma końca, ponieważ przewodnik jest wszechstronnym wędkarzem i podobnie jak my łowi wiele gatunków ryb, zarówno w jeziorach, jak i rzekach. Jest o czym rozmawiać przez kilka godzin. Późno w nocy żegnamy się z przewodnikiem i umawiamy na śniadanie. Jednocześnie dostajemy zaproszenie na jutrzejsze, wieczorne spotkanie w pubie z Uli Beyerem oraz dwoma innymi przewodnikami z Team Bodden.

Wstając rano, widzimy za oknem mocno uginające się drzewa i bardzo sfalowaną powierzchnię zatoki. Na śniadaniu dowiadujemy się, że prognoza się potwierdziła i będzie bardzo ciężko na wodzie. Jest nawet prawdopodobieństwo, że niektórzy nie wypłynął w ogóle. Uli’ego nie było na śniadaniu, ponieważ wstał wcześniej rano i pojechał kilkadziesiąt kilometrów, aby zwodować swoją łódź na innej zatoce, bardziej osłoniętej od wietrznej pogody.

Jedziemy do portu i niestety pogoda nie jest za dobra. Bardzo wieje, fale są wysokie i pada deszcz. Niestety tego dnia mamy wypłynąć sami na dużo mniejszej łodzi ze słabym silnikiem. Trzej przewodnicy zabierają swoich wędkarzy na łodzie i wypływają. Mają bardzo mocne silniki i wysokie łodzie, więc dzisiejsza pogoda jeszcze pozwala im na wypłynięcie. My ładujemy się do naszej łodzi i powoli wypływamy z portu. Wpływając na główną zatokę, wiemy że będzie bardzo ciężko i niebezpiecznie. Wiejący wiatr i zbyt duża fala szybko ostudza nasz zapał do połowów. Zataczamy kilka szerszych kółek blisko brzegu, aby sprawdzić nasze możliwości. Przez te kilkadziesiąt minut jesteśmy wykończeni warunkami pogodowymi i ciągłą walką z dużymi falami. Jednak mamy za słabą jednostkę, aby ryzykować wypłynięcie i decydujemy się na powrót do portu. Niestety tym razem pogoda wygrała.

 


 


 

Postanowiliśmy wrócić na kwaterę i przeczekać złą pogodę. Niestety czas nieubłaganie płyną i mijały kolejne godziny. Pogoda niestety nie zmieniła się i zrobił się wieczór. Około 19tej byliśmy umówieni z przewodnikiem, który miał zaprowadzić nas na miejsce spotkania w pub’ie. Po drodze rozmawiamy i dowiadujemy się, że pogoda była bardzo zła i nawet na tak dużych łodziach warunki łowienia nie były zbyt dobre. Co prawda ekipy połowiły ładne ryby, ale przewodnik przyznał rację, że nasza decyzja o nie wypłynięciu była słuszna. Po przyjściu do pub’u „Old School” przywitaliśmy się z kilkoma niemieckimi wędkarzami i dwoma przewodnikami. Oczywiście był także Uli Beyer.

Urok niemieckiego pub’u był duży. Bardzo sympatyczna obsługa oraz ciekawie wystrojone wnętrze. Rozpoczęły się rozmowy przy kuflu dobrego piwa, każdy zamówił do jedzenia wspaniale przyrządzone ryby. Czas upływał bardzo miło.

 


 


 

W końcu Uli pożegnał swoich dwóch przyjaciół i przysiadł się do naszego stolika. Rozmowa nie miała końca, ponieważ cały czas uśmiechnięty Uli opowiadał nam o swoich przygodach wędkarskich, o połowach drapieżników i dzielił się z nami swoją ogromną wiedzą.

 


 

Rozmawialiśmy o jego metodach łowienia szczupaków, a nawet o jego patentach na zbrojenie dużych gum szczupakowych. Podczas rozmowy był także czas na omówienie zagadnień dotyczących ryb żyjących w Niemczech i w Polsce, o presji wędkarskiej, o zmniejszającej się populacji ryb w naszych krajach. Wspólnie dzieliliśmy się swoim doświadczeniem o C&R (złów i wypuść). Wiedza Uli’ego w tym temacie była ogromna. Rozmawialiśmy także o naszym portalu jerkbait.pl oraz o wywiadzie Uli Beyera udzielonym Pitt’owi. Była okazja zadania kolejnych pytań związanych z jego wędkarskim życiem.

 


 


 


 

Na koniec spotkania dostaliśmy zaproszenie do jednego z największych sklepów wędkarskich w Niemczech, którego właścicielem jest Uli. Trudno było się żegnać, ale dało się odczuć późną porę.

 


 

Idąc do kwatery mieliśmy okazję podziwiać wędkarską łódź Uli’ego. Powiem szczerze, że jeszcze czegoś takiego nie widziałem. Ogromna łódź z potężnym silnikiem robiła piorunujące wrażenie! Coś wspaniałego. Żegnając się z przewodnikiem już nie mamy złudzeń na możliwość jutrzejszych połowów. Pogoda jest coraz gorsza i jutro ma być duży sztorm. Umawiamy się z przewodnikiem na następny dzień i idziemy spać.

Rano wstajemy nieco później. Pogoda jest niestety paskudna. Tak sfalowanej wody nie widziałem od dawna.

 


 


 

Po śniadaniu przychodzi do nas przewodnik. Przez 3 godziny rozmawiamy o wspólnej pasji. Tym razem oglądamy wiele zdjęć przewodnika i kilka ciekawych filmików z holu. My odwdzięczamy się tym samym pokazując nasze zdjęcia. Rozmawiamy nie tylko o szczupakach, ale gównie o łowieniu boleni, które są pasją Roberta i naszą. Jak się okazuje przewodnik łowi swoje rapy głównie na Odrze i na dwóch mniejszych niemieckich rzekach. Dzielimy się swoją wiedzą na temat łowienia boleni. W pewnym momencie każdy z nas dostaje od Roberta wspaniałe i bardzo skuteczne przynęty boleniowe, które były dla nas dużą ciekawostką. Remek odwdzięcza się, dając przewodnikowi kilkanaście jerków, różnej produkcji. Wymieniliśmy się z przewodnikiem adresami mailowymi oraz pocztowymi i nadszedł czas pożegnania. Spędzone chwile z przewodnikiem pozostaną dla nas niezapomniane i z obydwu stron powstało zaproszenie na wspólne połowy na rzekach. Przewodnik kolejny raz podkreślił, że przeżył wspaniałą przygodę spędzając z nami wędkarski dzień na łodzi. Z naszej strony było to jeszcze większe przeżycie!

Na zakończenie kilka przemyśleń. Wody Rugii są bardzo trudnymi akwenami wędkarskimi. Są to wielkie połacie wody, z wieloma restrykcyjnymi przepisami uniemożliwiającymi łowienie w wielu miejscach. Ze względu na szybkie zmiany pogodowe trzeba liczyć się z niemożliwością łowienia w wielu okresach, które następują bez względu na porę roku. Niestety nie da się tego przewidzieć i przyjeżdżając, trzeba się z tym liczyć. Poza tym pływanie po wodach Rugii bez profesjonalnego przewodnika można porównać z szukaniem igły w stogu siana. Uważam także, że bez elektroniki niestety się nie obejdzie. Podstawą jest posiadanie echosondy, a także niezbędny jest odbiornik GPS, który pomoże nam w odszukaniu torów wodnych oraz drogi powrotnej do portu.

 

Sebastian „rognis_oko” Kalkowski
Zdjęcia: rognis_oko, Remek, Gromit, Robert

 

Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum.

Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł