Skocz do zawartości

  •      Logowanie »   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.

Zdjęcie

[Artykuł] Eksperyment – Wyprawa Klubowa


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1 OFFLINE   remek

remek

    Administrator

  • Administratorzy
  • 26625 postów
  • LokalizacjaWarszawa
  • Imię:Remek

Napisano 03 październik 2012 - 12:56

W dniach 18-25,10,2006 miałem przyjemność wziąć udział w eksperymencie wędkarskim zorganizowanym przez Active Holidays – Marka Karasińskiego. Celem naszej wyprawy były dwa łowiska w Szwecji Korrö nad jeziorem Viren oraz Brantestad. Jednak wyjazd ten miał być inny niż wszystkie zorganizowane do tej pory. Różnica polegała na tym, że w wyprawie miało wziąć udział ok. 40 wędkarzy, a najważniejsze było to, że wszyscy mieliśmy łowić pod czujnym okiem doświadczonych wędkarzy z Polski - Roberta Taszarka, Piotra Konona, Pawła Mireckiego, Grzegorza Sicińskiego. Dla wielu z uczestników był to pierwszy kontakt z ludźmi, którzy zawodowo zajmują się wędkarstwem. Nie ukrywam, że wszyscy liczyliśmy na to, że oprócz wędkowania w rybnych wodach będziemy mogli skorzystać z doświadczeń mistrzów. Dodatkową atrakcją były zawody towarzyskie o najdłuższą rybę. Dla zwycięzcy czekała nagroda niespodzianka. Oczywiście każda ryba po zmierzeniu i sfotografowaniu wracała do wody.

 


 

Do Szwecji pojechaliśmy luksusowym autokarem z przyczepą, do którego większość uczestników wsiadła w Warszawie. Zbiórka była zorganizowana przed znanym centrum wędkarstwa, gdzie każdy mógł uzupełnić braki w sprzęcie i przynętach (uczestnicy wyprawy otrzymali znaczą zniżkę). Ja i kilku innych kolegów pojechaliśmy własnymi samochodami bezpośrednio na terminal promowy Stena Line do Gdynii. Przeprawa promowa luksusowym promem Stena Baltica dała okazję do zapoznania się ze wszystkimi.

W Szwecji jedna grupa, po przejechaniu zaledwie 60km, wysiadł w Korro nad jeziorem Viren a druga pojechała dalej 200km na północ do Brantestad położone nad jeziorem Yxern.

 


 

Ja zostaje w pierwszej grupie. Naszym przewodnikiem będzie Robert Taszarek oraz Piotr Konon. Zakwaterowanie mamy w uroczym ośrodku, w bardzo dobrych warunkach. Pokoje 2-4 osobowe. Każdy pokój z zapleczem sanitarnym. Do dyspozycji mamy dobrze wyposażoną kuchnię oraz jadalnię. Wszystko sprawia schludne i dobre wrażenie. Do miejsca cumowania łodzi mamy zaledwie kilkanaście metrów. Jedna jednostka przypada na dwóch wędkarzy.

 


 

Łowisko – Jezioro Viren  o powierzchni 700ha . Głębokość maksymalna 3-4m , zależna od poziomu wody. Podczas naszego pobytu najgłębsze miejsca nie przekraczały 3m, jednak średnia głębokości oscylowała w granicach 1-2m. Dodatkowym utrudnieniem była niesamowita ilość głazów, których często nie było widać. Dla mniej doświadczonych stwarzało to pewne zagrożenie uszkodzenia silnika. Jezioro posiada niezliczoną ilość zatok poprzedzielanych ogromną ilością kamieni, skał. Łowiliśmy chyba na wszystkie możliwe przynęty. Ciężko było wytypować te jedynie słuszne. Stosowaliśmy gumy od tych najmniejszych po te kilkunasto centymetrowe. Warunkiem było stosowanie niewielkiego obciążenia ze względu na głębokość. Dominowały główki 5g, a podczas silnego wiatru 10g. Stosowaliśmy też przynęty „twarde” czyli różnego rodzaju wahadła, obrotówki rozmiar od 3 w górę. Nie zawiodły nas też slidery zwłaszcza 10 cm. Wersje tonące okazały się doskonałe do łowienia z trolingu (sic!). W ten sposób łowiliśmy duże ilości szczupaków.

 


 

Okonie brały na mniejsze przynęty, choć trafiały się i na slidery. Jeśli ktoś chciał nałowić dużo ryb stosował „paprochy” najczęściej w kolorze motoroil. Chcąc jednak zapolować na okazy okoni, tj. ryby ponad 40cm, używaliśmy najczęściej kopyt długości 5-7cm. Były bardziej selektywne (brań mniej , ale ryby większe).

 


 

Dodatkową atrakcją była rzeczka Ronnebyån, która przepływała przez jezioro. Ujście rzeczki  było przy samym ośrodku. Rzeka płynie przez dzikie tereny. Najczęściej otoczona pięknym lasem. Wędkowanie odbywa się w komfortowych warunkach. Wzdłuż jej brzegu biegnie ścieżka przyrodnicza, po której można wygodnie spacerować jednocześnie łowiąc. To łowisko mogę polecić każdemu, kto chce rozprostować nogi. A co w niej połowimy? Wybrałem się któregoś popołudnia z kolegą na zwiedzanie owej wody. Przygotowaliśmy delikatne zestawy pstrągowe, woblerki , błystki z myślą o łowieniu pstrągów, które zamieszkują tę wodę. Efekt, w ciągu godziny złowiliśmy kilka szczupaków i troszkę okoni. Nic w tym dziwnego by nie było, tylko że największy szczupak miał 90cm. Ja nie dałem rady metrowej rybie, a wszystko to z wody szerokości kilku metrów. Po naszej wyprawie Robert postanowił zbadać dokładniej tę wodę. W krótkim czasie nałowił kilkanaście ryb na slidera10(sic!). Niewiele ryb było mniejszych niż 70cm.

 


 


 

Celem wyprawy było zdobywanie nowych umiejętności od doświadczonych kolegów. Przyznam, że przy takich przewodnikach jak Robert czy Piotr, łowienie zeszło na plan dalszy. Wszyscy siedzieliśmy wieczorami i słuchaliśmy ich jak oczarowani. Nikt nie krył swoich sekretów. Wszystko było pokazane jak na dłoni. Robert zrobił wykład na temat wykonywania błystek obrotowych. Szczęściarze nawet otrzymali po sztuce … Piotr opowiadał o odległych łowiskach i potworach, które w nich pływają. Nikt się nie spieszył. Był czas na to, żeby pokazać techniki castingowe, a po nauce łowienia z opadu, niemal wszyscy przestali polować na szczupaki i szukali okoni. Cieszyli się jak dzieci. Dla wielu była to nowość . Do dziś nie zapomnę entuzjazmu jednego z uczestników, gdy przybił do pomostu i opowiadał o setce okoni które złowił, właśnie z opadu.

 


 

Podczas wyjazdu , organizator zafundował dla uczestników dodatkową atrakcję , jaką były zawody w dwóch konkurencjach:  najdłuższa ryba , oraz  suma długości 5 najdłuższych ryb. Dla zwycięzców czekały atrakcyjne nagrody: Za złowienie najdłuższego szczupaka wycieczka do Norwegii w marcu 2007r, a dla ekipy, która złowiła 5 najdłuższych szczupaków bony o wartości 500zł do zrealizowania przy wykupie dowolnej wyprawy wędkarskiej organizowanej przez biuro podróży.

 


 

Zawody były rozgrywane na żywej rybie. Każdy uczestnik otrzymał aparat jednorazowy oraz specjalną miarkę . Zabawa była przednia. Każdy łowił od kilku do kilkudziesięciu ryb dziennie.  Robiąc zdjęcia trzeba było jednak podejmować decyzje, którą rybę uwiecznić, ponieważ każdy z nas miał tylko 28 klatek w aparacie. Większość uczestników sprawiała wrażenie, że jest im obcy duch rywalizacji ,ale zaraz po złowieniu większej sztuki deski szły w ruch. Atmosfera jednak nie przypominała tu typowych zawodów. Była wspólna zabawa, oraz podkreślana już przeze mnie życzliwość i chęć pomocy innym okazywana przez każdego uczestnika.

 


 

Wielu z nas miało obawy, jak 19 ludzi z różnych środowisk, zupełnie sobie obcych dojdzie do porozumienia poczynając od wyboru łodzi poprzez przygotowanie posiłków po zmycie naczyń. Nie wiem czy trafiliśmy na tak kapitalnych ludzi, czy może nasze hobby to spowodowało, ale tak zgranej grupy chyba nie uda się już stworzyć, mimo ogromnej różnicy wieku, przekonań. Wszyscy dogadywaliśmy się znakomicie. Na dowód niech posłuży to, że jednym głosem zadeklarowaliśmy się, że chcielibyśmy powtórzyć ten wyjazd dokładnie w takim samy składzie.

 


 

Uważam, że swoisty rodzaj eksperymentu, jakim było wysłanie tak licznej grupy w jedno miejsce udał się w stu procentach. Mogę z czystym sumieniem polecić tą formę wyjazdu każdemu i tym, którzy mają już własne ekipy i ruszają w stałym składzie jak i tym, którzy z różnych względów nie mogą znaleźć chętnych na takie wyjazdy. Uważam, że kapitalnie to zintegrowało środowisko ludzi, z którymi byłem. Jest jednak warunek bardzo ważny by impreza była udana. Musi być w tym wszystkim człowiek, przewodnik, który będzie potrafił zainteresować i będzie chciał się podzielić swoją wiedzą z innymi. W tym przypadku Robert i Piotr wywiązali się ze swojej funkcji znakomicie. Wywiązali się do tego stopnia, że prawie sami nie łowili tylko uczyli pozostałych, a pokusa łowienia była ogromna – uwierzcie mi.

 


 

Były też pewne niedociągnięcia, które w sposób prosty można wyeliminować. Mianowicie specyfika łowiska, bardzo płytkie i pełne kamieni jezioro wymusiło stosowanie silników elektrycznych. Jednak ze względu na kiepskie prostowniki już po dwóch dniach pojawił się problem energii. Dlatego polecam zabranie 2 konnego silnika na to łowisko. Drugim problemem było samo wypłynięcie na jezioro przez bardzo kamienistą zatokę. Pływaliśmy niemal na oślep. Każdy kilka razy przytarł się o podwodne głazy, a wystarczyło by właściciel łowiska oznaczył tor po którym można swobodnie wypływać. Myślę, że te uwagi organizatorzy wezmą sobie do serca i następnym razem nie będzie już tych problemów.

 


 

tomek_w, 2006

 

Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum.

Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł