Skocz do zawartości

  •      Logowanie »   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.

Zdjęcie

[Artykuł] Gamlebyviken 2007


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1 OFFLINE   remek

remek

    Administrator

  • Administratorzy
  • 26625 postów
  • LokalizacjaWarszawa
  • Imię:Remek

Napisano 03 październik 2012 - 13:04

No i stało się. Kolejny wyjazd do Szwecji już za mną. W tym roku znowu zawitaliśmy na szkiery, a konkretnie nad jedno z najbardziej znanych łowisk szczupaka w europie. Była to swego rodzaju podróż w czasie gdyż jesienią 2004 to właśnie tutaj naszą czteroosobową ekipą odbyliśmy pierwszą wyprawę do Szwecji. Mieszkaliśmy wtedy w Vastervik i mieliśmy blade pojęcie o łowieniu na szkierach. Gdy teraz sobie pomyślę, co wyprawialiśmy, to nie mogę powstrzymać się od śmiechu. Tym razem mieszkaliśmy w ośrodku Hammarsbadet położonym na obrzeżach miasta Gamleby, czyli w drugim końcu zatoki Gamlebyviken. Organizację wyprawy jak zwykle powierzyliśmy firmie Eventurfishing. Dotychczasowa współpraca układała nam się znakomicie i tym razem również nie było inaczej.

 


Wyruszamy

 

Początek wyprawy wyglądał tak jak zawsze. Szczęśliwie udało się dojechać do Gdyni i zaokrętować na promie bez żadnych kłopotów. Potem zjedliśmy smaczną kolację, pogadaliśmy i grzecznie poszliśmy spać.

 


Kolacja na promie to już tradycja

 

Na miejsce dojechaliśmy ok. 13. Pokazano nam nasz domek, ale na łodzie musieliśmy jeszcze trochę poczekać. Już nie mogłem się doczekać chwili, kiedy zacznę łowić, więc z Adamem skoczyliśmy na szybko porzucać z pomostu. Chyba w trzecim rzucie mój najlepszy Slider zaczepia się o dno i wszelkie próby uwolnienia go nie przynoszą rezultatu. Ostatecznie tracę przynętę. Świetny początek, myślę sobie zły na siebie. Ale z drugiej strony danina dla morza została złożona, więc teraz należy się jakaś rekompensata.

 


Tu mieszkaliśmy

 

W końcu możemy zapakować się na łajby i ruszyć na prawdziwe łowy. Silniczki odpaliły bez problemów, choć mechanizm zmiany biegów pozostawiał wiele do życzenia. Co do samej łodzi to był to doskonale nam znany Cresscent, na którym już nie raz pływaliśmy.

 


Przystań łodziowa

 


Jak wyżej tyle, że i ja załapałem się na fotkę

 

Opływamy okoliczne miejscówki i staramy się poznać okolicę. Ciągle jesteśmy gotowi na uderzenie wielkiej ryby, ale ten atak nie następuje. Im bliżej wieczora tym robimy się bardziej niespokojni. Zmieniamy miejscówki, przynęty sposoby prowadzenia i nic. W tym roku pewnym udogodnieniem była łączność, którą zapewniały nam krótkofalówki. Na drugiej łodzi również nic się nie działo. No cóż... nawet najlepszym czasami zdarza się wrócić o kiju.

 


Tu siedzi nie jeden szczupak

 


Brzeg wysepki koło Gamleby

 

Następny dzień rozpoczynamy pełni zapału i wiary w sukces. W końcu łowimy w wodzie pełnej szczupaków na sprawdzony w boju sprzęt i z chyba nienajmniejszymi umiejętnościami. Ja prawie cały czas łowię Skinnerem20, czasami w ramach odpoczynku zakładam Fatso14. Przeczesujemy typowo majowe miejscówki. Okolice trzcin, płytkie zatoczki i blaty. Zastanawia nas, że kompletnie nie widać ryb na płyciznach. Woda jest mętna i dość zimna. Robimy sporo kilometrów w poszukiwaniu ryb. Niestety bezskutecznie. W pewnym momencie przez krótkofalówkę słyszę, że Adam i Jarek złowili dwie przyzwoite ryby w pewnej zatoczce. Płyniemy do nich, jednak więcej szczupaków z tej zatoki już nie wyciągamy. Do końca dnia oni łowią jeszcze jakieś ryby natomiast na mojej łodzi nie mamy nawet jednego brania czy choćby wyjścia ryby do przynęty. Pod koniec dnia zmieniam nawet przynęty na mniejsze. W ruch idą Jack, Slider itp. Ojciec próbuje na jeszcze mniejsze. W końcu jest branie. Ryba walczy dzielnie na dość delikatnej wędce, ale po podciągnięciu do powierzchni okazuje się, że jest to leszcz 52cm zaczepiony za grzbiet. No cóż, było przynajmniej trochę emocji. Ja natomiast przy samym pomoście tuż przed zachodem słońca łowię płoć na Jacka18 zaczepioną prawidłowo za pyszczek. Żartujemy sobie, że skoro te płocie są tak agresywne to pewnie, dlatego nie możemy złowić żadnego szczupaka, bo wszystkie zostały już dawno przez nie pożarte. W każdym razie na mojej łodzi nie widzieliśmy nawet płetwy szczupaka, natomiast największą rybą tego dnia była 80cm Adama.

 


Niespodzianka

 


Pierwszy szczupak naszej wyprawy

 


Największy tego dnia

 

Skoro sięgnęliśmy dna to należałoby się od niego w końcu odbić. Postanawiamy poszukać miejsc z możliwie ciepłą i klarowną wodą. Wpływamy do małej zatoczki prawie całkowicie odciętej od reszty Old Bay'a. Widać, że jest tam zdecydowanie cieplej. Z wody zaczynają wystawać zielone pędy trzcin a woda jest cieplejsza o kilka stopni. Postanawiam trochę potestować moją nową konkursową jerkówkę HM62. Zakładam Slidera 10S EP i wykonuję parę rzutów. Po chwili melduje się szczupaczek. Nie jest duży ma pewnie ok. 60cm, ale i tak cieszę się jak dziecko. Po kilku minutach mam już 3 szczupaczki na koncie. W porównaniu do dni poprzednich to niewątpliwy sukces. Ale starczy tego, znowu wracam do łowienia na duże przynęty, bo ile można paproszyć. Andrzej cały czas bez ryby.

 


Mój pierwszy szczupak

 


Ten zestaw jeszcze pokaże na co go stać

 

Kolejnych brań się nie doczekujemy, więc opuszczamy zatoczkę. Kierujemy się do wyspy znajdującej się nieopodal. W między czasie dowiadujemy się, że Adam z Jarkiem znowu złowili parę ryb. Stajemy przy cypelku a Andrzej zakłada Super Shad Rapa. Chyba w drugim rzucie ma branie. Mówi, że nie jest duży, ale ja na wszelki wypadek łapię za aparat. Im bliżej łodzi tym szczupak staje się większy. Jak się potem okazuje ma równe 90cm. Humory od razu nam się poprawiają i odżywają nadzieje, że najlepsze jeszcze przed nami. Ja doławiam jeszcze jednego szczupaka i na tym koniec.

 


90 cm spod wyspy

 


Powiedz aaaaa

 


Wracaj do wody

 

Wtorek nie przyniósł żadnych rewelacji. Może jedynie to, że utwierdziliśmy się w przekonaniu, że prognozy pogody, które zapowiadały temp ok. 0 st. C i opady śniegu, można włożyć między bajki. Słońce grzało bardzo mocno i jedynie lodowaty wiatr i woda sprawiały, że czasami robiło się zimno. Jeżeli chodzi o ryby to złowiliśmy kilka szczupaczków, ale tylko Adam regularnie łowił po jednej rybie 80+ dziennie. Do tego przy kolacji wyłowiłem bardzo cenną informację od Jarka, który przekazał nam, że złowili rybę i mieli jakieś wyjścia na pewnym bardzo ciekawym blacie, który już wcześniej mi się podobał, ale nie mogłem tam nic złowić. Postanowiłem, że następnego dnia przyjrzymy mu się bliżej.

 


Każda ryba cieszy

 


Nawet jeśli nie jest za duża

 

Do tej pory nie przejmowałem się zbytnio moimi rezultatami, bo już się przyzwyczaiłem, że początki zawsze mam marne i największe ryby łowię pod koniec. Czekałem z niecierpliwością na drugą połowę wyjazdu. W końcu nadeszła środa.

 


Taka pogoda nie wróży nic dobrego

 


I pomyśleć, że jesteśmy na morzu

 

Środa, dzień jak każdy inny, z pozoru nie różniący się niczym od pozostałych. Słońce grzało niemiłosiernie a wiatr zmieniał kierunek jakby nie mógł się zdecydować, w którą stronę ma wiać. Płyniemy na wspomniany wcześniej blacik, obławiając, po drodze miejsca, które wydawały nam się najciekawsze. Miałem nawet jakieś wyjścia do Skinnera, ale ryby nie zdecydowały się na atak. Dopływamy na miejsce a ja nie muszę długo czekać na efekty. Na fatso14 połakomiła się przyzwoita ryba. Próbuję podebrać ją, ale w tym momencie szczupak robi taką figurę akrobatyczną, że w efekcie wpina się kotwicą w rękaw mojego polaru. Jakoś udaje mi się go złapać za pokrywę skrzelową i wyciągnąć z wody. W tym momencie chyba zrozumiał, że przegrał i od tej pory był spokojny. Pozwolił się wypiąć z kotwicy i zmierzyć. Kilka fotek i 80cm szczęścia wraca do wody a ja zabieram się za wyjmowanie kotwicy z mojego rękawa. Jestem na siebie wściekły, z powodu swojej nieudolności, która mogła się skończyć znacznie gorzej. I nie mówię tu tylko o stracie ryby, ale o tym, że gdyby kotwica poszła trochę głębiej, wbiłaby się w rękę, co na pewno przyjemne by nie było. W tym momencie zastanawiam się, czemu ja właściwie nie pousuwałem jeszcze zadziorów z moich kotwic. Trzeba będzie to zrobić.

 


80 cm na fatso

 


Powiedz papa

 

W godzinę później, Andrzej również łowi szczupaka o identycznej długości. Ryby wzięły na wodzie o głębokości ok. 3m, co pozwalało nam przypuszczać, że należy ich szukać trochę głębiej. Z resztą poniedziałkowa 90-tka też wzięła na woblera nie pływającego przy powierzchni. Przez resztę dnia nic ciekawego się nie działo, choć wyraźnie coś zaczynało się „ruszać”. Plan na następny dzień mógł być tylko jeden. Biczujemy blat aż do zagotowania wody.

 


Kolejna osiemdziesiątka

 


Trafił się i okoń

 

W czwartek z rana, postanawiamy obłowić jeszcze miejsce, które znajduje się dość blisko naszej przystani, ale jakoś jeszcze nie zdarzyło nam się tam łowić. Niestety nie mamy tam żadnych efektów. Na blacie zastajemy totalną flautę. Z jednej strony nie wróży to nic dobrego z drugiej jednak pozwala precyzyjnie się ustawić. W okularach polaryzacyjnych wyraźnie widać obszar płytszej wody. Lokalizujemy kilka kęp roślinności i obławiamy zwłaszcza ich okolice. Udaje nam się złapać kilka małych szczupaków a pierwsze poważne branie ma Andrzej na Dorado Classic. Ryba wzięła na dość delikatną wędkę, więc walka była bardzo emocjonująca i dość długa. Po zmierzeniu okazało się, że ma 94cm i jest do tej pory największa. Była bardzo żywotna, więc sprawiła nam trochę kłopotu w łodzi, ale ostatecznie odpłynęła w świetnej kondycji.

 


Na dobry początek dnia

 


Ten już jest całkiem przyzwoity

 

Nie minęło kilka minut a ja na Percha 12F również mam potężne branie. Mój HM wygina się bardzo mocno, choć może moje odczucia są trochę błędne z racji tego, że zwykle łowię mocniejszym sprzętem. Przynęta cała jest schowana w paszczy szczupaka i wystaje z niej tylko krótki odcinek przyponu fluorocarbonowego. Walka przebiega bardzo spokojnie, kijek doskonale trzyma rybę i tym razem podbieram ją bez większych przygód. Gdy już wyciągam szczupaka z wody wydaję z siebie okrzyk, który pewnie był słyszalny w całej okolicy. Jestem pewien, że esox ma ze 110cm a Andrzej potwierdza moje przypuszczenia. W sumie nie wiem, czemu tak bardzo się pomyliliśmy. Chyba, dlatego, że miał bardzo szerokie karczycho, a może dla tego, że tak bardzo chcieliśmy złowić jakiegoś olbrzyma. W każdym razie pomiar wskazuje równe 100cm, co i tak jest wielkim sukcesem. Szczupak ochlapuje mnie na pożegnanie wodą a mi się chce śpiewać.

 


Upragniona metrówka

 

 


Równe 100cm

 


Przynęta tkwiła głęboko w paszczy

 


Bardzo przyjemny moment. Płyń i rośnij, do zobaczenia następnym razem.

 

Żeby tego było mało to jeszcze nie koniec atrakcji, jakie zgotowała nam natura tego dnia. Poza kilkoma małymi szczupakami, które złowiliśmy, na drugiej łodzi pojawiły się 2 przyzwoite sztuki a na koniec w zatoczce, w której poprzednio złowiłem 3 szczupaki na slidera Andrzej doławia 89cm na bezkonkurencyjnego dzisiaj Percha12F. Tego dnia mieliśmy jeszcze dużo brań, których nie udało się zaciąć albo ryby spadały w czasie holu, o odprowadzeniach nie wspominając. W tym względzie Skinner20 był bezkonkurencyjny. Miałem na niego mnóstwo odprowadzeń. Z kolei na Pike16F miałem tak potężne branie, że o mało nie wypadła mi wędka z ręki. Niestety nie udało mi się skutecznie zaciąć, czego bardzo żałuję, bo mogła to być wielka ryba. W każdym razie wrażeń tego dnia mieliśmy bez liku.

 


Blisko coraz bliżej

 


Pewny chwyt

 


82 cm już w łodzi

 

W końcu nadszedł ostatni dzień łowienia. Jeżeli mamy coś konkretnego złowić to jest to odpowiednia pora żeby to zrobić. Oczywiście od rana tłuczemy ten rybodajny blat. Udaje mi się złowić szczupaka 80cm na Pike16F, ale jest to jedyna godna uwagi ryba, jaką wyciągamy tego dnia. Przy okazji wpadły jakieś okonie i parę małych szczupaczków.

 


Tym razem Pike 16F okazał się skuteczny

 


Ładny uśmiech

 


Ostatnie ujęcie

 


Pasiasty zbój

 

Tak oto przedstawia się nasz tegoroczny wyjazd na szkiery. Jak było oceńcie sami. Na pewno nie było łatwo. Pracowaliśmy ciężko od rana do wieczora z różnymi efektami. Bardzo dobrze będziemy z całą pewnością wspominać naszego gospodarza, który jest przemiłym człowiekiem, a z całego wyjazdu na pewno wyciągniemy kolejne wnioski, które mam nadzieję, zaprocentują w przyszłości.

 


I jeszcze parę widoczków

 


 


 


 


 


 

Na koniec chciałem podziękować Markowi i Roky'emu za wskazówki na temat łowiska. Bez waszej pomocy na pewno poznanie łowiska zajęłoby nam więcej czasu i efekty pewnie byłyby znacznie gorsze. Dziękuję również Pittowi za pomysły na przynęty. Przyznam szczerze, że nie wiele z nich korzystałem, ale nadrobię to następnym razem, gdy warunki będą bardziej sprzyjające. Dziękuję koledzy.

 

Piotr 'phalacrocorax' Szymański, Maj, 2007

 

Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum.

Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł




Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych