Skocz do zawartości

  •      Logowanie »   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.

Zdjęcie

[Artykuł] Ii Ogólnopolski Zlot Castingowy - Wleń 2007


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1 odpowiedź w tym temacie

#1 OFFLINE   remek

remek

    Administrator

  • Administratorzy
  • 26625 postów
  • LokalizacjaWarszawa
  • Imię:Remek

Napisano 03 październik 2012 - 13:16

Scenariusz jak z poprzedniego roku. Dostajemy wiadomość od Thymallusa. Właściwie to zaproszenie. Gdzie tym razem? Właściwie to odpowiedź już znaliśmy. Na zeszłorocznym zlocie castingowym ustaliliśmy, że spotykamy się ponownie. Tym razem jednak zmieniamy miejsce naszego zakwaterowania, ale rzeka, która pozostawiła w nas wiele ciepłych wspomnień pozostaje ta sama – Bóbr. Pamiętamy bowiem, że w zeszłym roku, pod względem rybnym nie było źle. Spotkania z dużymi pstrągami pozostały na długo w naszej pamięci. Czas na ponowną wizytację łowiska, czas na wspomnienia.

 


 

Po raz kolejny w doborowym towarzystwie spotykamy się nad Bobrem. Nie po to by szaleńczo gonić za rybami – pstrągami, tylko po to by ponownie porozmawiać o castingu i o jego miejscu w polskim wędkarstwie. Kilka dni wcześniej dostajemy jednak niepokojącą nas informację od Thymallusa – „jestem chory, nie mogę przyjechać”. Andrzej jednak nie poddaje się. Ze szpitala przekazuje nam wszelkie informacje na temat łowiska, miejsca zakwaterowania i mimo braku organizatora postanawiamy się spotkać. Mimo powagi sytuacji koordynator z niego wyśmienity.

Odcinek wody ten sam – od Lwówka Śląskiego do Wlenia. Żadnego zaskoczenia, po prostu ponawiamy naszą wizytę. Na miejsce zakwaterowania wybieramy malowniczą willę, właściwie schronisko młodzieżowe w Łupkach. Przyznać trzeba, że w porównaniu z zeszłym rokiem klimat samej bazy noclegowej robi na nas dodatkowe wrażenie. Jest cicho, urokliwie a przede wszystkim warunki do przeprowadzenia różnorodnych zajęć na wolnym powietrzu.

 


 

W tym roku na zlot przybyli stali bywalcy jak i zupełnie nowe osoby. Przyznać trzeba, że to cieszy. Widać bowiem, że casting nie stoi w miejscu. Wręcz przeciwnie rozwija się. Przekrój geograficzny był naprawdę znaczny. Od osób krajowych, po gości z zagranicy. Podczas spotkania uczestnicy podchodzili do tematu castingu z wielkim zaangażowaniem. Już od samego początku kwestie związane z delikatnymi multiplikatorami, wędkami pstrągowymi nie schodził z ust aż do późnych godzin wieczornych. Było, bowiem mnóstwo okazji by sprzęt dotknąć, wypróbować. Dla niektórych osób, tych, którzy jeszcze nie byli przekonani do lekkiego castingu było to też bardzo ważne doświadczenie.

 


 

Po krótkiej odprawie nikt, włączając w to naszych gości z zagranicy nie myśli o niczym innym jak tylko o jednym – gdzie jest Bóbr. Krótka odprawa, pokoi i wyruszamy nad rzekę. Oczywiście przedtem dzielimy się na niewielkie grupy i udajemy się na różne odcinki tej pięknej górskiej rzeki. Wszystko po to by poznać jak największy obszar rzeki, by móc w następnych dniach połowić optymalniej.

 


 

Okolica jest malownicza. Woda troszkę niska, ale pełni nadziei przystępujemy do grupowego obławiania Bobru. Niestety pierwszy dzień nie możemy nazwać zeszłorocznym rewanżem. Złowionych ryb jest niewiele. Padają pstrągi powyżej 30 cm jednak my liczyliśmy na więcej. Gdzie te ryby?

 


 


 

Nie przejmujemy się tym za bardzo. Rozmowy o sprzęcie, trening nad wodą umila nam płynący w zastraszającym tempie czas. Wodę mamy rozpoznaną, więc liczymy, że może w następnych dniach będzie lepiej. Wieczorem jeszcze prezentacja katalogów z najnowszym sprzętem, oglądanie filmów o połowach bassów wielkogębowych w Japonii. Wszystkich bawi jeden z wędkarzy, który podczas holu ryby gubi kołowrotek. Śmiechu co niemiara. Najważniejsze to dobry nastrój. Jutro wędkujemy od samego rana. 

Rano śniadanie. Cześć osób już od wczesnych godzin rannych pojechała nad Kwisę. Być może nasze szanse na złowienie jakiegoś dorodnego pstrąga wzrosną. Przy okazji planujemy zorganizowanie następnego zlotu castingowego właśnie nad tą rzeką. Ponoć malownicza, ciekawa i zasobna w pstrągi. Część osób postanowiła się o tym przekonać. Jak będzie naprawdę? Przekonamy się.

 


 


 


 

Druga część grupy biegnie nad Bóbr. Jednak już po kilku chwilach spędzonych nad rzeką postanawiamy skorzystać z uprzejmości i wiedzy Janusza Paprzyckiego. Czy istnieje, bowiem lepsza okazja na zapoznanie się z warsztatem Mistrza? Szukamy polany. Malowniczo położona, tuż nad brzegiem Bobru przyjmuje nas gościnnie. Mamy czas na odpoczynek, na rozmowy no i na trening.

 


 


 

Po chwili nie widzimy już niczego innego. Położona tarcza na środku polany bombardowana co chwila ciężarkiem rzutowym. Janusz swoim bacznym okiem wypatruje wszelkich niedoskonałości w technikach rzutowych poszczególnych uczestników. Pomaga je usunąć oraz udoskonalić rzut. Zabawa jest przednia. Nikt nie myśli już o łowieniu i pstrągach. Trenujemy tuż przed planowanymi zawodami rzutowymi.

 


 


 

Tarcza coraz to dalej wędruje po polanie. W międzyczasie pojawia się wątek muchowy. Przecież to też ruchoma szpula. Dla niektórych jest to pierwsze spotkanie z muchówką, z techniką rzutu. Trzeba skorzystać z tej okazji. Prezentację przynęt, sprzętu muchowego przeprowadza nasz Standerus.

 


 


 


 

Później Standerus przechodzi do próby połowu honorowej ryby naszej grupy. Niestety mimo tego, że ryba już dosłownie siedziała na haku ostatecznie spina się i pokazuje nam tylko ogon. Nie tym razem. Jeszcze chwila i postanawiamy pojechać na obiad i przygotować się do naszego konkursu. Przed odjazdem oglądamy jeszcze jedną z wędek przywiezioną na zlot – Megabass’a Destroyer’a. Ciekawość nasza wzbudza rozwiązanie THP wprowadzone w tym roku przez tą japońską firmę. Ma ono na celu wzmocnienie sygnałów (drgań) transmitowanych przez blank do rękojeści.

 


 


 


 

W chwilę po obiedzie organizujemy konkurs. Dzielimy go na dwie części. Pierwszy to rzut do celu. Drugi to rzut na odległość. Naszym sędzią oraz organizatorem konkursu jest Janusz. Dodatkowo Sławek wykonał na tą okazję okolicznościowe woblery, których kolor grzbietu (złoty, srebrny, brązowy) symbolizuje odpowiednio pierwsze, drugie i trzecie miejsce.

 


 

Plac zawodów musi być odpowiednio przygotowany. Tarcza a od niej w odległości kilku metrów kubki od kawy symbolizujące kolejne miejsca oddawania rzutów. W sumie było ich z pięć. Od rzutu na niewielką odległość, do całkiem sporego dystansu. Przy takim założeniu umiejętności muszą być spore, bowiem szybkie przestawienie się z jednego miejsca na drugie nie jest takie proste.

 


 

Zaczynamy! Każdy z nas podchodzi do konkursu z odpowiednią powagą. Jednak już po chwili pojawiają się żarty, uśmiechy na twarzy i ogólnie dużo humorystycznych sytuacji. Zwycięża Sławek, który swoją technikę szlifował już od dłuższego czasu na rzekach pstrągowych. O drugie miejsce zażarty bój stoczyli Szpiegu i Remek. O włos lepszy okazał się Remek.

 


 


 


 


 

Przy okazji Janusz pokazywał swoje umiejętności rzutu do celu. Niby tak od niechcenia, siedząc i popijając kawę machał wędką. Najlepsze było to, że jego ciężarki przyciągane jak magnesem spadały centralnie w tarczę. Jak on to robi? Chyba urodził się z wędką w ręku.

 


 


 

Oczywiście każdy mógł liczyć na pomoc Janusza. Myślę, że wszyscy mieli okazję wyciągnąć z tej lekcji naprawdę sporo. Wiedza ta z pewnością będzie procentowała podczas obławiania skomplikowanych miejscówek pstrągowych. Poza tym pozbyliśmy się pewnych mitów. Dowiedzieliśmy się z profesjonalnego źródła jak należy prawidłowo rzucać do celu.

 


 

Drugi konkurs to rzut na odległość. Ten wywołał salwy śmiechu. Każdy przecież chciał rzucić jak najdalej a z tym wiązały się latające niczym nie kontrolowane i odstrzelane, 18g ciężarki castignowe. Ich szukanie zajmowało troszkę czasu, ale pierwsze egzemplarze udawało nam się znaleźć. Później było jednak coraz gorzej.

 


 


 


 


 

W końcu zapas ciężarków na tyle się zmniejszył, że nie podejmowaliśmy dalszych prób bicia rekordu świata w odległości rzutu za pomocą zestawu castingowego. Szczęśliwym zwycięzcą konkursu został Tornado. Rzucił rzeczywiście najdalej. Gratulacje, wręczenie woblerów i nasz szczęśliwy zwycięzca na podium. Jeszcze raz gratulacje!

 


 


 


 

Po udanych zawodach przyszła pora na jeszcze jedną kawę, smaczny obiad i … wyposzczeni postanawiamy wrócić nad wodę. Tym razem jeszcze bardziej grupowo. Już nie rozjeżdżamy się w kilka miejsc tylko razem, ot tak dla umilenia sobie czasu.

 


 

Ponownie padają niewielkie pstrągi, ale nie są to ilości, o których można by długo opowiadać. Wszystkie jednak, które do tej pory złowiliśmy zaatakowały przynęty wykonane przez Sławka. Najłowniejsza okazuje się płoteczka. Co ciekawe wszystkie pstrągi łowione są w bystrej wodzie, najczęściej na przelewach. Trudno szukać aktywnych ryb w dołkach, pod zwaliskami. Może innym razem będzie lepiej?

 


 


 


 

Wieczorem jeszcze ognisko, pieczone kiełbaski i niekończące się opowieści o rybach. Przy okazji oglądamy tzw. szpieguski. Woblery boleniowe Szpiega. Przywiózł ich mały zapas na Bóbr. Mamy okazję zakupienia kilku sztuk.

 

Niedziela to ostatni dzień naszego pobytu. W sobotę wieczorem Mifek, Szpiegu i Spigot szykują niespodziankę. Jadą na Kwisę. O której godzinie? O 2.00. Nie mnie nie namówią na taki manewr. Przezornie barykadujemy się. Była chyba godzina 6.00 a nas budzi telefon. Słyszę głos Mifka ale nic nie rozumiem. Proszę o powtórzenie. Co? Największa ryba zlotu złowiona na 9 cm jerka? Myślę sobie – bajeruje, wkręca.

 


 


 

Nic z tego. Poprzedniego dnia Mifek otrzymuje od Sławka prototyp jerka. W wolnym czasie nasz Mifek postanawia go przetestować. Rzut. Teraz czas na zapoznanie się z pracą przynęty. Ta leży swobodnie na wodzie wtem podnosi się do niej pstrągi. I to jaki pstrąg. Dobrze ponad 40 cm. Niczym nie wzruszony uderza w jerka i tak Mifek łowi największą rybę wyjazdu na największą przynętę.

 


 

Jak wszystkie złowione przez nas na zlotach ryby i ta wraca do wody. Może w następnym roku spotkamy się ponownie? Kto wie? Na pewno będzie już ostrożniejsza i cwańsza ale za rok to my przyjedziemy z innymi przynętami i z inną wiedzą.

 

Powoli zbieramy się do domu. Maskujemy się jak możemy, ale to na niewiele się zdaje. Padają małe pojedyncze sztuki. Gdzie ten wielki, ponad 50cm z zeszłego roku? Na to pytanie chyba przyjdzie nam czekać następny rok. Gdzie tym razem? Może nad Kwisą?

 


 


 

Tak właśnie zakończyliśmy nasze drugie spotkanie z cyklu Ogólnopolskich Zlotów Castingowych nad Bobrem - Wleń 2008. Zapraszamy na następne.

 


 

Remek,2007 

 

Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum.

Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł

#2 OFFLINE   mifek

mifek

    SUM

  • +Forumowicze
  • PipPipPipPipPip
  • 11308 postów
  • LokalizacjaWioska Z Tramwajami
  • Imię:Rafał
  • Nazwisko:...znane...

Napisano 26 marzec 2013 - 12:55

ehhhhhhh... to były czasy...