Skocz do zawartości

  •      Logowanie »   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.

Zdjęcie

[Artykuł] Jesień W Nadarzycach


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1 OFFLINE   remek

remek

    Administrator

  • Administratorzy
  • 26625 postów
  • LokalizacjaWarszawa
  • Imię:Remek

Napisano 03 październik 2012 - 13:23

Czasami w życiu bywa tak, że pewne rzeczy dzieją się wtedy gdy nie jesteśmy na nie przygotowani. Kiedy mamy wszystko dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, często brakuje sukcesu, natomiast gdy zdarzają się jakieś braki, pojawiają się często i wyniki. Tak było właśnie tym razem. Z góry przepraszam za jakość zdjęć, ale właśnie sprzęt fotograficzny był słabym punktem naszych przygotowań. Musieliśmy radzić sobie tak, jak na to pozwalały warunki, a to co widzicie poniżej jest efektem naszych zmagań.

Pamiętacie moją relację z ubiegłego roku? Ja pamiętam ten wyjazd doskonale. W tym sezonie postanowiliśmy spróbować szczęścia ponownie i zawitaliśmy nad Zalewami Nadarzyckimi. Woda nam już nieobca, idealna do jerkowania i z pewnością pełna dużych szczupaków. Te walory łowiska sprawiają, że zawsze z chęcią się tam pojawiam. Jeżeli doliczyć do tego zaostrzone w tym roku, wymiary ochronne i limity połowowe, można śmiało patrzeć w przyszłość i mieć nadzieję, że to wspaniałe łowisko nie zostanie zniszczone.

 


 

Skład ekipy był w tym roku taki sam jak poprzednio z tym że Adam z Jarkiem łowili o dwa dni krócej niż ja z ojcem. My zameldowaliśmy się na miejscu w środę po południu i od razu ruszyliśmy na wodę. Wtedy właśnie zdaliśmy sobie sprawę, że nasz aparat fotograficzny został w domu i dysponujemy jedynie marnej jakości aparatami w telefonach komórkowych. Ale co tam, martwić będziemy się jak już coś się złowi. A tym czasem głodni sukcesu, i pełni wiary w powodzenie naszej wyprawy, wystawiliśmy do boju najcięższą artylerię. Duże jerki i woblery mieszały wodę zalewów bardzo intensywnie, ale pierwszego dnia nie złowiliśmy nic godnego napisania choć kilku słów w tej relacji. Łowiliśmy w miejscach które rok temu okazały się najlepsze, ale tym razem były zupełnie puste.

 


 

Nie zraziliśmy się i w czwartek wyruszyliśmy z rana na łowy. Po jakimś czasie, za sprawą Andrzeja, pojawił się jakiś szczupak, może nie olbrzym ale już wymiarowy. Nasze nastroje zrobiły się jeszcze bardziej bojowe, ale obławianie kolejnych miejscówek poza jakimiś niemrawymi braniami nie przynosiły efektu. Postanowiliśmy popłynąć na Jezioro Berlińskie będące częścią zalewów. Był to strzał w dziesiątkę. W małej zatoczce udało mi się zaciąć na moją ulubioną przynętę szczupaka, który po zmierzeniu okazał się mieć 96cm. Pstryknęliśmy kilka fotek z telefonu i zwróciliśmy rybie wolność. W czasie kiedy ja wysyłałem mms'y ojciec zaciął całkiem ładnego szczupaka, który dał niezły popis siły i walki. Oceniamy go na jakieś 80cm. Niestety przy próbie podebrania wywalczył sobie wolność, dość boleśnie kalecząc kotwiczką Andrzeja. W dalszej części dnia nic specjalnego się nie działo, aż do wieczora, kiedy to już niemal po ciemku na skinnera12RR udało mi się złowić dwa piękne okonie, z których ten większy miał 37cm. Niestety było już zbyt ciemno żeby zrobić zdjęcie z telefonu, a szkoda bo to mój największy w tym roku.

 


 


 

Wieczorem dołączyli do nas Adam i Jarek. Przywieźli ze sobą nasz aparat fotograficzny więc, ewentualne kolejne sukcesy, będzie można uwiecznić na zdjęciach. Następnego dnia wyruszamy na łowy, ale w przystani spotyka nas niemiła niespodzianka. Otóż Jarek z Adamem zapomnieli zabrać ze sobą, kart wędkarskich. Zdarzyć się może każdemu. Pan Szymak, właściciel łowiska robił wielkie problemy z tego faktu, i nie chciał sprzedać zezwoleń, pomimo, że doskonale ich pamiętał bo byli tam nie pierwszy raz, w dodatku z dość charakterystycznym pontonem. Ostatecznie po prośbach i groźbach udaje się kupić zezwolenia, pod warunkiem, że wieczorem pokażą mms'a ze zdjęciami tychże kart. Gdy wieczorem Jarek poszedł dopełnić tego obowiązku pan Szymak nawet nie spojrzał na zdjęcia. Pozostawiło to u nas bardzo niemiłe wrażenie. Taki stosunek do klientów z pewnością mu ich nie przysporzy.

 


 

Wracając jednak do łowienia ryb. My postanowiliśmy popłynąć jeszcze raz na miejsca z ubiegłego roku, natomiast Adam z Jarkiem wybrali zbiornik dolny i Jezioro Berlińskie. Tym razem to oni wybrali lepiej bo my poza kilkoma wyjściami małych szczupaków nie złowiliśmy nic. Wynik poprawiało jedynie wiadro grzybów uzbierane na prędce przez Andrzeja.

Jarek z Adamem trafili dosłownie 15 minut dobrego żerowania ryb, i w zasadzie z jednego miejsca wyjęli kilka pięknych ryb. Jarek złowił dwa szczupaki 75cm i jednego ok 60cm na pike16SR natomiast Adam złowił jedyną rybę tego dnia, ale za to konkretną. Na skinnera20GT skusił się 102cm szczupak. Przy wszystkich tych rybach było wiele zabawy bo ryby były w super kondycji a woda była chłodna. Gdy usłyszeliśmy przez krótkofalówkę co się dzieje, czem prędzej pomknęliśmy w ich stronę. Jednak gdy już tam dotarliśmy było po wszystkim. Żeby było śmieszniej, aparat fotograficzny został w samochodzie, jednak zdjęcia z komórki nie wyszły złe. Mimo usilnych starań nic więcej się nie wydarzyło. Sukcesy tego dnia świętowaliśmy do późnego wieczora.

 


 


 


 

Sobota zapowiadała się nieźle. Dotychczasowe wyniki pozwalały mieć nadzieję na dobre efekty. Od rana udało mi się złowić dwa szczupaczki w okolicach wymiaru ochronnego który na zalewach wynosi 55cm. Bliżej południa, zaczęło dość silnie wiać. Ustawiliśmy się w dryfie. Nasza łódka przemieszczała się bardzo szybko po otwartej wodzie z dala od brzegu. Szybki dryf to jest to co lubię najbardziej. Od razu poczułem jak wzbiera we mnie energia i chęć do działania. W pewnym momencie notuję silne branie na skinnera20 którego męczę od rana. Niestety nie udaje mi się go zaciąć. Długo jednak nie muszę czekać na kolejny kontakt. Będącą już przy samej łodzi przynętę atakuje duży szczupak i bardzo szybko odbiera mi kilka metrów plecionki na bardzo mocno dokręconym hamulcu. Dawno żadna ryba tak nie gięła mi jerkówki. Ostatecznie rybę podbieram za pokrywę skrzelową i wkładam do łodzi. Pomiar wskazał na 95cm. I tutaj kolejny raz aparat nas trochę zawiódł. Akumulatorki były na wyczerpaniu i zdjęcia wyszły takie sobie. Co gorsza zapasowe baterie okazały się być rozładowane. Musieliśmy je bardzo oszczędzać, na wypadek złowienia jakiejś naprawdę dużej ryby. A szansa na taką była z pewnością ogromna.

 


 


 


 


 

Po wypuszczeniu ryby ponowiliśmy dryf i skontaktowaliśmy się z drugą załogą, w celu wymiany informacji. Niestety wiatr zrobił się na tyle silny, że płynięcie pod wiatr na silniku elektrycznym było prawie niemożliwe, a z całą pewnością zabójcze dla akumulatora. Musieliśmy zrezygnować z obławiania tej części akwenu, a szkoda. Postanowiliśmy schować się na Jeziorze Berlińskim. Tam fala była znacznie mniejsza ale i tak dawało się dość efektywnie dryfować wzdłuż brzegu. I właśnie w czasie tego dryfu skinnera20 na moich oczach przy samej łodzi zaatakował szczupak którego oceniłem na ok 110cm. Potężny odjazd na kilka metrów zakończył się spadem ryby. Ślady zębów na przynęcie pozwoliły stwierdzić, że szczupak złapał woblera za głowę od góry i po prostu w czasie odjazdu trzymał go w zębach nie będąc zaczepionym żadną kotwicą. Wielka szkoda bo prawdopodobnie była to największa ryba z jaką miałem w życiu do czynienia. Chwilę później znaleźliśmy się za sprawą wiatru koło pontonu Adama i Jarka. Ten drugi akurat holował rybę. Jak się później okazało kolejnego szczupaka 75cm ponownie na bezkonkurencyjnego w jego rękach pike16SR. Więcej emocji tego dnia już nie było nam dane przeżyć. Ale i tak nie narzekaliśmy.

 


 

Ostatni dzień znowu należał do Adama. Od rana złowił szczupaka 84cm który był jego drugą rybą na tym wyjeździe i połakomił się na dużego Xrapa. Po jakimś czasie w dwóch rzutach złowił dwa przyzwoite szczupaki, natomiast Jarek z żelazną konsekwencją znowu na pike16SR złowił szczupaka ponad 70cm. Regularność jak w szwajcarskim zegarku. Na naszej łodzi poza moim ledwo wymiarowym szczupaczkiem na skinnera20 nic się nie działo. To był ostatni dzień łowienia więc musieliśmy spłynąć trochę wcześniej żeby zwinąć sprzęt i wyciągnąć łódź na przyczepę. Tego wieczoru poszliśmy spać trochę wcześniej bo rano czekało nas parę ładnych godzin za kierownicą.

 


 


 

Wyjazd na Zalewy Nadarzyckie po raz kolejny był dla nas szczęśliwy. Cieszę się tym bardziej, że w tym roku było inaczej niż w ubiegłym i nie tylko ja byłem usatysfakcjonowany z wyników. Z pewnością jeszcze tam wrócimy, może tym razem na wiosnę... kto wie co się wydarzy.

 

Piotr 'phalacrocorax' Szymański, Wrzesień 2007

 

Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum.

Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł