Skocz do zawartości

  •      Logowanie »   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.

Zdjęcie

[Artykuł] Dzień Suma


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1 OFFLINE   remek

remek

    Administrator

  • Administratorzy
  • 26625 postów
  • LokalizacjaWarszawa
  • Imię:Remek

Napisano 03 październik 2012 - 14:38

 

Po dwóch tygodniach wypełnionych różnymi „pozawędkarskimi” obowiązkami udało mi się namówić Tomka na wspólne pływanie po Odrze. Stabilna pogoda dawała szanse na spotkanie z rybą, tym bardziej że gdzieś w zakamarkach myśli przewijał się świeżo zapoczątkowany sezon sumowy. Co prawda o łowionych sumach słyszeliśmy już od maja, ale w tym temacie jesteśmy nieco bezradni.

Za cel wyprawy wybieramy dość urozmaicony miejski odcinek rzeki. Trafiają się tam sandacze, wiele przelanych główek może zaskoczyć kleniem lub jaziem, od kilku lat pojawia się coraz więcej boleni, no i czasem przypomni się król rzeki – sum. Jednak gdyby ktoś powiedział mi tego dnia, że to właśnie on będzie głównym aktorem, pomyślałbym że postradał zmysły. Duża presja wędkarzy sprawia, że z roku na rok coraz trudniej o każdą rybę.

Wypływamy. Trochę późno. Dobrze po 8 rano, ale codzienne wstawanie do pracy robi swoje. Nikomu najnormalniej w świecie nie chciało się zrywać wcześniej. Do znanego nam miejsca mamy jakieś 10 minut płynięcia, więc postanowiliśmy przetrollingowac ten odcinek. Echosonda wskazuje 4 metry głębokości, więc zasadne wydaje mi się użycie Minowa SDR Salmo. Tomek aby sprawdzić aktywność ryb w toni nakłada 9 cm Stinga.

Ciężko opisać jakie było moje zdziwienie, gdy zaledwie po kilku minutach poczułem bardzo mocne targnięcie szczytówką. Mocne zacięcie i drugą ręką wyłączam silnik. Tomek bez namysłu zwija swój sprzęt i sięga po aparat. Dzisiejsze kompakty umożliwiają kręcenie krótkich filmików, także pamiątka będzie znakomita. Przez dłuższą chwilę nie bardzo wiem z jakim przeciwnikiem mam do czynienia. Wypuściłem przynętę dość daleko i w pierwszej fazie holu ryba dość łagodnie dała się podciągnąć w pobliże pontonu. Dopiero przy burcie ciężar zaczął gwałtownie rosnąć. Spojrzenie na Tomka i oboje zaczynamy sobie zdawać sprawę, że na końcu zestawu walczy spora ryba. Czasem podobne zachowanie przejawia holowany sandacz. Do łodzi idzie grzecznie, a później energicznie muruje do dna. Tym razem jednak ryba nie daje się od niego oderwać, a pierwsze bąble i charakterystyczne uderzenia ogonem o linkę upewniają mnie w przeświadczeniu, że sezon sumowy mogę uznać za rozpoczęty.

 


 

Wędka St.Croix do 21 gram wraz z niskoprofilowym multiplikatorem TD-S nie pozwalają na forsowny hol. Jeszcze kilka odjazdów i naszym oczom ukazuje się przerośnięta kijanka z długimi wąsami. Nie często łowimy ryby takich rozmiarów, więc przez chwilę głupieję zadając sobie w myślach pytanie – co teraz? Odpowiedź przychodzi równie szybko co branie okazu. Płyniemy do brzegu i tam podbieramy, mierzymy i w końcu wypuszczamy rybę.

 


 


 

Mój największy sum i największa wogóle złowiona ryba – 130 cm.

 


 


 

Hol suma pokazany jes na niniejszym filmie

Z cieszącymi się od ucha do ucha „miskami” pakujemy się ponownie na ponton i wracamy na szlak. Teraz nawet jak do końca dnia nic nie złowimy to wyprawę uznamy za wybitnie udaną. Tomek zakłada 6 cm Bullheada SDR Salmo, a ponieważ moja przynęta została nieco zmasakrowana, zmieniam ją na otrzymaną niedawno nowość firmy Salmo -  Salmon w nowym kolorze Silver Tiger. Sytuacja się powtarza. Nie upływa 5 minut i Tomek z pewną dozą nieśmiałości informuje mnie, że chyba ma rybę. Zwalniam nieco bieg silnika i w tym momencie wspólnie obserwujemy potężne targnięcie szczytówką Tomka. No to wszystko jasne. Docięcie ryby i mój kompan zaczyna hol. Tym razem ryba nie pozostawia wiele wątpliwości. Wędka znacznie dłuższa i nieco mocniejsza (do 35gram) pozwala pewniej kontrolować zrywy walczącego okazu. Kręcąc kolejny filmik cieszę się, że i Tomek będzie miał co wspominać. Po kilku minutach na powierzchni ukazuję się równie duży sum. Ten ma nieco inny odcień, jest taki bardziej zielonkawy. Szybko wybieramy miejsce desantu na brzeg. Tomek ściąga tylko buty i wskakuje dokończyć dzieła w płytkiej wodzie. Seria zdjęć, miarka wskazuje 131 cm, krótka „reanimacja” naszego obślizgłego „pacjenta” i ryba wraca do swego królestwa. Co za dzień. Co za emocje. Tomek rzuca, że trzeba zacząć chodzić na siłownię aby takie ryby podbierać. Swoją drogą zastanawiam się jak utrzymać do zdjęcia takiego 2 metrowego potwora?!? Będę się martwił jak już będzie mi dane z takim stworem się zaprzyjaźnić. Choć przyznam wam się szczerze, że mam mieszane uczucia co do połowu ryb większych ode mnie...

 


 


 

Największa ryba w życiu Tomka – 131 cm.

 


 


 


 

Hol suma pokazany jes na niniejszym filmie

W szampańskich nastrojach postanawiamy porzucić wcześniejsze plany i do końca dnia trollować na tym szczęśliwym odcinku rzeki. Pierwsze przepłynięcie bez brania. Robimy nawrót i gdy woblery wychodzą na prostą zacinam kolejną rybę. Może tym razem sandacz? Nic z tego. Ten dzień należy do władcy polskich wód słodkowodnych. Znacznie krótszy hol i metrowy sumek chlapie się na powierzchni. Jednak nowy kolor Salmona Salmo okazuje się skuteczny. Po swoich braciach ten wydaje się nam śmiesznie mały, choć pewnie w innych okolicznościach uznalibyśmy taki połów za piękny. Filmik nakręcony, ryba odhaczona w wodzie i wszystko gra...

Sami nie możemy uwierzyć w to, co się dzieje. Trzy sumy w niespełna półtorej godziny. To się chyba rzadko zdarza nawet na renomowanych łowiskach tych drapieżników. Oczywiście jak na gatunek nie były to okazy, ale jak na warunki wrocławskiej Odry nie mogliśmy narzekać. Zza porannych obłoczków coraz mocniej przebijało się słońce i kiedy mieliśmy powoli kończyć, Tomka wędka ponownie ugięła się pod pulsującym ciężarem. Nie było wątpliwości, że kolejny sum zasmakował w ofercie chłopaków z Gietrzwałdu. Tym razem szczęście miał przynieść 6 cm Hornet w kolorze CW. Miał, gdyż po kilku minutach przetarła się niezabezpieczona przyponem plecionka. Szkoda...      

 


 

Hol suma pokazany jes na niniejszym filmie

Po tym wydarzeniu zakończyliśmy wędkowanie, a już w domu do dziś śmiejemy się z naszych „cennych” wskazówek udzielanych podczas filmu. Mam nadzieję, że dobrze się przy nich bawiliście i życzę wam wszystkim takiego dnia...

 

Mateusz Baran „Baloo”
Wrocław 2006

 



Kliknij tutaj by zobaczyć artykuł artykuł