Wstawię i ja moją skromną jednostkę, ponieważ myślę, że jest dobrym przykładem tego, że nie matura lecz chęć szczera… Zestaw powstał dzięki pomocy i zaangażowaniu Pawła Sułka; Paweł – jeszcze raz bardzo dziękuję
Skorupa – produkcji Pawła, aluminium 3mm, spawane, płytkie V, 6 redanów, wymiary ok. 495 x 185, waga – o ile pamiętam – ok. 280kg.
Silnik spalinowy – leżak magazynowy Mercury 50, pojemność ca. 1000ccm, 4 cylindry, ładowanie bodajże 18A, wyposażony przez Pawła w big tiller, waga ca. 120kg, śruba 11,6x12.
Silnik elektryczny – Minn Kota Powerdrive 55lb, maximizer, autopilot, sterowany pedałem.
Wyciągarka – Minn Kota Deckhand 40lb, dodatkowe sterowanie na kablu, obsługiwała kotwicę 30lb, aktualnie dokupiłem 20lb.
Akumulatory - 2 x 85Ah, rozmieszczone asymetrycznie.
Całkowita waga zestawu z paliwem to ponad pół tony (bez załogi i szpeju). Właściwości nautyczne łodzi są moim zdaniem bardzo dobre: szybko i płasko wchodzi w ślizg, bardzo stabilnie pływa w linii prostej, ciasno chodzi w skrętach. Nie miałem okazji pływać na dużej fali, ale przy wietrze 5-6 m/s na otwartej przestrzeni pływanie jest bardzo komfortowe. Z Honwavem 400 z silnikiem Suzuki AF20 (bo na takim pływałem do tej pory) po prostu nie ma porównania. Na maksymalnych obrotach pływałem zaledwie kilka minut (silnik jest na dotarciu), V-max osiągnięta przy dwóch osobach z pełnym obciążeniem to 52km/h (GPS). Do łowienia bardzo komfortowa, dwie osoby z powodzeniem mogą obciążać tą samą burtę – kompletnie przestaliśmy na to zwracać uwagę. Relatywnie niska burta i reling sprawiają, że łatwo jest podebrać i wypuścić rybę, a i złapać się jest czego. Dwa fotele na przeloty i jeden na pokładzie dziobowym do wędkowania to w sam raz, jak na ten rozmiar łodzi.
Silnik gada jak amerykańskie V8 i pali jak smok. A tak na poważnie – ma naprawdę piękny, głęboki gang. Jak na ostatnim wyjeździe słuchałem Suzy AF20, to miałem wrażenie, że się zepsuła Kultura pracy 4 cylindrów jest bardzo wysoka, a odczuwalne wibracje minimalne. Subiektywnie wydaje się być bardzo elastyczny. Kiedy łódź płynie z prędkością ok. 35km/h i wydaje mi się, że silnik ma już wysokie obroty, to jest to zaledwie przygrywka. Po odkręceniu manetki przyspieszenie wciska w fotel, a osiągniecie V-max po odtrymowaniu trwa moment. Spalanie w cyklu mieszanym (6 dni na wodzie, od 11 do 13 godzin dziennie, przeloty + trolling) wyniosło ok. 55 litrów.
Napęd łodzi jest funkcjonalnie hybrydowy Oczywiście przeloty robimy na spalinie, ale trolling i dryf to już inna bajka. Minimalna prędkość Merca w trolu to około 4-4,5km/h. Dla mnie – spoko. Dodatkowo big tiller ma elektroniczną regulację obrotów, co jest bardzo praktyczne przy kursach w trolu pod prąd i/lub pod wiatr. Z wiatrem pływaliśmy wyłącznie na elektryku. W zależności od prądu, siły i kierunku wiatru ustawialiśmy prędkość obrotową od 5 do 7, co przekładało się na 2,0 do 3,5km/h. Praktyczne rozwiązanie przy łowieniu w zimnej wodzie i przy łowieniu salmonidów. Dryfy robiliśmy przy ustawieniach 2-4, co w zależności od czynników jw. przekładało się na prędkości od 0,5 do 1,5 km/h. Autopilot słabo sprawdza się w dryfie (znacznie skuteczniejsze są ręczne, a właściwie nożne korekty), za to bardzo dobrze w trolu, ponieważ szybsza łódź jest odczuwalnie bardziej sterowna i automat lepiej sobie radzi z zejściami z kursu.
Rozwiązanie z dwoma akumulatorami i jak na razie się sprawdza. Początkowo zakładałem, że ze względów bezpieczeństwa do zasilania silnika elektrycznego i wyciągarki będę używał tylko jednego akumulatora (nazwijmy go zasilającym). Rozruch i zasilanie echosondy (na razie jednej) odbywać się miało z drugiego, rozruchowego. Praktyka pokazała, że przy naszym schemacie łowienia prąd obu Minn Kotom mogą podawać oba aku. Po powrocie z wyjazdu sprawdziłem naładowanie akumulatorów; były nieomal pełne, tj. na tyle, na ile pozwolił na to układ ładownia (zasilający ładowany jest poprzez diodę). Oznacza to, że a) w dryfie i częściowo w trolu pływa się praktycznie za darmo, bo spalina na przelotach i w trolu ładuje aku na bieżąco, jak pływamy na elektryku – jest wyłączona, spalina nie przepala bezsensownie motogodzin, a na pontonie był to ciągły ból i przeglądy dwa razy w sezonie… A cisza, przy dryfach na elektryku… bezcenna
Wyciągarka daje radę, 30lb dźwiga bez zająknięcia; tylko wyrwanie kotwicy zakopanej w dnie nieco ją spowalnia. Na wyprawach od listopada do marca nie wyobrażam sobie kotwiczenia bez niej. A wiadomo, że darcie ciężkiej kotwicy ręcznie także w pozostałych porach roku nie należy do przyjemności. Przy wiatrach rzędu 5-6 m/s 30lb trzymała zestaw w miejscu nawet na dość krótkim wypuście linki. Ponieważ rzadko kiedy łowię z łapy przy większym wietrze, dokupiłem także lżejszą kotwicę. Na razie nie testowałem.
Wiadomo, że każda sroczka swój ogonek chwali, ale ogólne wrażenia z użytkowania zestawu są bardzo pozytywne. Komfort eksploatacji (pływanie z większymi prędkościami, dzielność na fali, ilość miejsca w łodzi, możliwość przetrzymywania na łodzi części sprzętu, pływanie w dryfie, wyciągarka kotwicy, klar na pokładzie) jest dużo wyższy niż w przypadku poprzedniej jednostki. Na dalekie, wielodniowe wyprawy, to znacznie lepsze rozwiązanie. Niby wiadomo, że sprzęt ryb nie łowi, ale… Faktem jest, że jednostki wyposażone w silnik elektryczny (np. dziobowy) mają dużą przewagę przy łowieniu w dryfie: wertykalnie, jerkując za szczupakiem, czy jigując za okoniem, czy sandaczem (tak, łowię tak i to z sukcesami). Oczywiście, wiele zależy od charakteru łowiska, ale na różnego rodzaju rynny, blaty, półki, etc. to bardzo efektywna i aktywna metoda. Warto się (oczywiście do pewnego stopnia) uniezależnić od warunków atmosferycznych. Jeżeli dodamy do tego m.in. wolny trolling i możliwość całodziennego łowienia bez bólu pleców, to będziemy mieli pełny obraz tego, co daje doposażenie łódki.
20180217_081705mod.jpg 51,84 KB
60 Ilość pobrań